Górniczy Klub Sportowy "Katowice"wraca do gry!

Założone w 1964 roku stowarzyszenie, pod szyldem którego katowiccy piłkarze święcili największe triumfy w historii, przez ostatnie lata znajdowało się w stanie uśpienia. Teraz ma się to jednak zmienić.

Nowym prezesem historycznego GKS-u został niedawno Jarosław Niedzielski, który zastąpił na tym stanowisku Piotra Mroza. Spotkaliśmy się w niewielkim pokoju na drugim piętrze stadionu na ul. Bukowej. Meble z gabinetu Niedzielskiego pochodzą jeszcze z biura... Mariana Dziurowicza.

Maciej Blaut: O stowarzyszeniu było głośno ostatni raz w 2006 roku, gdy Wasza drużyna bezskutecznie usiłowała awansować do A-klasy.

Jarosław Niedzielski, prezes Górniczego Klubu Sportowego: Chcieliśmy uniknąć konkurencji ze Stowarzyszeniem Sympatyków Klubu, które zaczęło prowadzić zespół w IV lidze. Usunęliśmy się więc w cień, także na prośbę miasta i firm, które wspierały nową "Gieksę". Dodam tylko, że wcześniej wykonaliśmy katorżniczą pracę na rzecz SSK. Przez kilka miesięcy na własny koszt utrzymywaliśmy stadion oraz kilka drużyn młodzieżowych.

W końcu oddaliście nawet juniorów nowej "Gieksie". Nie żałujecie teraz tej decyzji?

- Najważniejsze było przecież dobro tej młodzieży, a wydawało się, że pod szyldem nowego klubu juniorom będzie lepiej. Z dzisiejszej perspektywy żal nam jednak, że do tego doszło.

Chcecie, aby młodzież teraz do Was wróciła?

- Nadszedł już czas, aby małymi kroczkami doprowadzić szkolenie młodzieży w Katowicach do normalności. Mamy już w stowarzyszeniu chłopców z rocznika 2001. Co prawda wciąż borykamy się z potężnym dwumilionowym długiem, który zrobiły dawne władze, ale w czerwcu będzie nas stać na prowadzenie czterech-pięciu grup młodzieżowych. Możliwe, że skupimy się na naborach nowych chłopców. Nie wykluczam jednak, że zgłosimy się do SSK o powrót młodzieży do nas. Z decyzjami wstrzymam się jeszcze dwa-trzy miesiące, aby zobaczyć, co stanie się z SSK. Dodam, że nie mamy ambicji zajmowania się seniorami.

Jak wyglądają Wasze relacje z SSK? Siedziby obu klubów dzieli minuta marszu.

- Widujemy się na stadionie i... na tym się kończy. Żadnej współpracy nie ma. Być może dlatego, że nie ma między nami żadnej współzależności. Mam żal o to, że w okresie, gdy bardzo pomagaliśmy SSK, o nas nie mówiło się wcale albo tylko źle.

Kto jest obecnie właścicielem herbu i nazwy GKS-u?

- Aby to wyjaśnić, należy cofnąć się do roku 2001, gdy Marian Dziurowicz usiłował zlikwidować stowarzyszenie. Podjęto wtedy uchwałę o nieodpłatnym przekazaniu praw do herbu i nazwy do spółki Dziurowiczów. Kilka osób rozpoczęło wtedy kilkumiesięczną walkę o odzyskanie tych praw. Był nawet taki moment, gdy zostałem już sam na placu boju. Nie ukrywam, że bardzo mi wtedy pomógł szef Centrozapu Ireneusz Król, który udostępnił mi swoją kancelarię prawną. Ostatecznie decyzją sądu prawa do herbu i nazwy wróciły do stowarzyszenia. Przypominam to, bo gdyby wtedy nie udało się uratować tych praw, to dziś w ogóle nie byłoby o czym mówić. Wszystko zostałoby zniszczone wraz z upadkiem spółki Dziurowiczów.

Teraz herbem posługuje się także SSK.

- Najpierw użyczyliśmy go "Gieksie", aby nie musiała startować od B-klasy, ale od IV ligi. W SSK wszystko szło w dobrym kierunku, były awanse, sponsorzy, dobry klimat, więc w końcu przekazaliśmy mu prawo do herbu i skróconej nazwy "GKS Katowice". Oczywiście zastrzegliśmy sobie także możliwość korzystania z tych praw. W zamian dostaliśmy możliwość korzystania z czterech bannerów podczas meczów rozgrywanych przez pierwszą drużynę. Jeśli SSK zostałoby postawione kiedyś w stan likwidacji, to herb i nazwa wrócą do nas bezpłatnie.

Wobec kłopotów SSK nie zażądacie natychmiastowego zwrotu tych praw?

- Przyznam, że warunki naszej umowy z SSK zostały złamane i teoretycznie mielibyśmy prawo to zrobić. Uspokoję jednak wszystkich, że na pewno tego nie zrobimy. Nie będziemy gwoździem do trumny SSK.

Jak Pan ocenia sytuację, w jakiej obecnie znalazło się SSK?

- Na funkcjonowanie "Gieksy" napatrzyłem się z bliska, bo przecież przez pewien czas byłem członkiem jego zarządu. Zajmowałem się swoją działką, czyli szkoleniem młodzieży. Pracy nie było mi dane dokończyć, bo nie dostałem podczas walnego zebrania wotum zaufania. Członkiem SSK przestałem być, gdy usłyszałem, że inwestorem klubu ma być Józef Jędruch. Zawsze trzymałem kciuki za SSK, ale wiedziałem, że ta przygoda nie może się dobrze skończyć.

Czy oba GKS-y często są mylone?

- To SSK wprowadza trochę zamieszania. Gdy np. ich drużyna młodzieżowa wynajmuje boisko, to podaje, że robi to GKS Katowice. Faktura przychodzi więc potem do nas. Z tego powodu zastrzegłem niedawno w urzędzie patentowym pełną nazwę "Górniczy Klub Sportowy" Katowice "" i właśnie nią się teraz posługujemy.

Może uda się Panu rozstrzygnąć odwieczny spór o to, jakie są barwy GKS-u?

- Na początku na pewno były to barwy złoto-zielono-czarne. Kibicom trudno było jednak wykonywać np. flagi w kolorze złotym, więc z czasem zastąpił go żółty. Nie przypuszczam, aby ktoś formalnie zmieniał potem barwy GKS-u.

Jednym ze sponsorów Waszego stowarzyszenia jest CentroPromSport, czyli firma zależna od Centrozapu.

- To prawda. Prezesa Króla znam przecież od wielu lat... Moim zdaniem dobrze by się stało dla GKS-u, gdyby rok temu Centrozap przejął klub. Wierzę, że ta firma zapewniłaby spokojny byt GKS-owi. Nie wiem, dlaczego z negocjacji sponsorskich nic nie wyszło.

Przed jednym z katowickich sądów toczy się proces, w którym oskarżeni są byli członkowie stowarzyszenia GKS odpowiedzialni za wyprowadzenie z majątku klubu ośrodka sportowego przy ul. Ceglanej. Jest szansa, że przynoszący spore zyski ośrodek wróci kiedyś do GKS-u?

- Byłoby dobrze, gdyby tak się stało. Nie mogę jednak obecnie szerzej komentować tej sprawy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.