Freddy wystrychnął Sandecję na ADUdka. Miał zarabiać 4 tys. euro

Miał to być jeden z najgłośniejszych, a być może nawet najgłośniejszy transfer w Nice 1. lidze. Freddy Adu i jego menadżer zakpili jednak z działaczy Sandecji Nowy Sącz i zapadli się pod ziemię. I to mimo, iż półroczna umowa, opiewająca na kilkanaście tys. euro, wciąż czeka na piłkarza zza Oceanu. Czeka do niedzieli. I ani dnia dłużej.

Gdy pod koniec lutego gruchnęła wiadomość o tym, że na testy medyczne do Sandecji przyleci Freddy Adu, okrzyknięty niegdyś następcą Pelego, wielu pukało się w czoło. Okazało się jednak, iż pierwszoligowiec faktycznie był o krok od związania się z byłym reprezentantem USA. Na ostatniej prostej rozmowy się jednak skomplikowały; menadżer piłkarza zmienił warunki gry i przylot Adu odwołał. W tej chwili wiele wskazuje na to, że kreowany na futbolowego geniusza piłkarz w Nowym Sączu się nie pojawi. Nigdy.

Równią pochyłą do Polski

Na samym początku połączenie słów "Sandecja" i "Adu" brzmiało niedorzecznie. Przecież jeszcze kilka lat temu emigrant z Ghany podbił Stany Zjednoczone, w wieku niespełna 15 lat debiutując w zespole DC United, z którym później zdobył mistrzostwo MLS, a w wieku 16 lat otrzymując szansę w seniorskiej kadrze Jankesów. Później nadszedł jednak okres permanentnej degrengolady: od Benfiki Lizbona i AS Monaco, przez Belenenses i Aris Saloniki, aż po serbską Jagodinę i fiński Kuopion Palloseura. Ostatnim pracodawcą Adu był zespół NASL Tampa Bay Rowdies, w którym napastnik zaliczył zaledwie dwanaście występów. 27 lutego 2017 roku świat dowiedział się, że kolejnym klubem chłopaka z Rockville w stanie Maryland będzie. polska Sandecja, szósty zespół Nice 1. ligi.

- Jak wygląda sprawa Adu? Nijak. Cisza. Tak bym to określił - mówi Sport.pl prezes nowosądeckiego klubu Andrzej Danek. - Od kilku dni nie mamy kontaktu z agentem piłkarza. Coraz mniej wierzymy, że chłopak w ogóle się u nas pojawi - przyznaje.

Zobacz wideo

Freddy za 4 tysiące

Negocjacje z amerykańskim menadżerem Adu prowadził pełnomocnik zarządu Sandecji ds. sportowych Arkadiusz Aleksander. To z nim pod koniec lutego skontaktował się Richard Motzkin. Kilka dni później panowie doszli do porozumienia. 27-latek w Nowym Sączu miał występować do końca czerwca, inkasując miesięcznie ok. 4 tys. euro. - Adu zainteresowany był wyłącznie półroczną umową, powtarzał to od samego początku. Miał plan, aby przypomnieć się w Europie, a później ruszyć dalej. Nam to odpowiadało. Byliśmy po słowie, więc sądziliśmy, że deal jest zaklepany - wyjaśnia nam Aleksander.

Życie lubi jednak płatać figle. Tuż po ujawnieniu informacji o planowanym transferze Adu, mimo zabukowanego biletu lotniczego, Motzkin nagle zmienił reguły gry. Poinformował działaczy Sandecji o nowej ofercie dla byłej nadziei amerykańskiego futbolu, pochodzącej rzekomo z jednego z krajów azjatyckich. Sandecja nie zamierzała jednak negocjować. Menadżer natomiast zapadł się pod ziemię i przestał odbierać telefony od Aleksandra.

Niedzielny deadline

- Okazało się, że po tym, jak sprawa ujrzała światło dzienne, Adu nagle dostał nowe oferty. To była rozgrywka, w którą nie chcieliśmy grać. Dla nas wynegocjowane warunki są ostatecznymi - twardo stwierdza Aleksander. Również prezes Danek nie pozostawia wątpliwości w kwestii negocjacji. Mówi nam wprost: - My powiedzieliśmy ostatnie słowo.

Jaka jest więc szansa, aby Adu jednak zagrał w Nice 1 lidze? Gdy pytamy Aleksandra czy Sandecja będzie czekać na stanowisko niezdecydowanego piłkarza, odpowiada bez zawahania: - Jeśli nie odezwie się do niedzieli, temat będzie dla nas zamknięty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.