Rubel kopie rosyjski futbol po kostkach

- A pan w jakiej walucie ma oszczędności? - zapytał szefa ligi Siergieja Priadkina dziennikarz "SowieckiegoSportu". - W rublach, przysięgam. Trzymam je w Sbierbanku - odpowiedział. Ale cały krajowy futbol przelicza lecącego na łeb na szyję rubla na euro i dolary, którymi płaci piłkarzom. I wieszczy swoją ruinę.

Koniec wielkich transferów, kosztownych zgrupowań w luksusowych warunkach, rychłe pożegnanie z gwiazdami. Nie stać nas na to, a będzie jeszcze gorzej - to jest nie kasandryczna przepowiednia, ale ocena sytuacji według piłkarskiego środowiska w Rosji. Dotąd znanego z tego, że wydawanych pieniędzy nie liczyło, tyle ich było.

- Jeśli sytuacja ekonomiczna się nie poprawi, co najmniej trzy kluby mogą nie dokończyć sezonu - podały rosyjskie media, powołując się na informatora w federacji piłkarskiej. Chodziło o Amkar Perm, FK Rostów nad Donem i Torpedo Moskwa. Źródłem przecieku miał być Siergiej Priadkin, szef rosyjskiej ligi piłkarskiej. On sam oficjalnie zaprzeczył, jednak nikogo nie przekonał. Bo coraz więcej ludzi związanych z futbolem zdaje sobie sprawę, że krawędź bankructwa jest blisko. Problemy mają bowiem nie tylko mniejsze kluby, ale też potentaci. Wszystkich ciągnie w dół codziennie słabszy rubel.

Na początku roku za dolara płacono 33 ruble, za euro zaś - 45. We wtorek, nazwanym już w Rosji "czarnym", amerykańska waluta kosztowała 80 rubli, a europejska doszła do magicznej granicy 100. W czwartek przed południem kursy wynosiły odpowiednio 68 i 85 rubli. Oczywiście jest to potężny cios w gospodarkę, ale chyba nawet bardziej dotkliwy w sport, zwłaszcza w piłkę nożną i hokej. W Rosji większość kontraktów podpisywanych jest bowiem w zagranicznej walucie, a wypłaty przelicza się po aktualnym kursie. - Z moich informacji wynika, że tylko pięć lub sześć klubów piłkarskich ma umowy w rublach - zdradził Priadkin. Podobne problemy ma rosyjska federacja. Planując budżet na 2015 rok, przyjęła, że dolar będzie kosztował 38 rubli.

- A pan ma oszczędności w jakiej walucie? - zapytał podchwytliwie Priadkina dziennikarz "Sowieckiego Sportu". - W rublach, przysięgam. A trzymam je w Sbierbanku - odpowiedział działacz.

Jeśli to prawda, to jest wyjątkiem, bo tam nawet z Rosjanami większość kontraktów ustala się w walucie. A zarobki w lidze rosły ostatnio w błyskawicznym tempie. Największa gwiazda Brazylijczyk Hulk z Zenita Sankt Petersburg zarabia 7 mln euro rocznie, jego kolega klubowy Argentyńczyk Ezequiel Garay i Niemiec Kevin Kurányi z Dynama Moskwa - prawie 6 mln.

Według ekspertów 80 proc. budżetów rosyjskich klubów stanowią zarobki piłkarzy, a więc dewaluacja rubla musi wpłynąć na ich kondycję finansową. Zenit, mistrz kraju, wydaje rocznie ok. 280 mln euro, drużyny z Moskwy zaś - Spartak, Lokomotiw, CSKA czy Dynamo - niewiele mniej. Koszty klubów "chodzących" na rublach wzrosły więc o połowę. A ekonomiści nie wykluczają, że to nie jest koniec osłabiania rodzimego pieniądza. - Tak źle jeszcze nie było - mówi Olga Smorodskaja, prezes Lokomotiwu. Na pytanie, co będzie dalej, odpowiedziała: - Spytajcie rządu.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że sytuacja powinna unormować się w 2016 roku. Ale szefowie klubów obawiają się, że część z nich może nawet nie doczekać wiosny, a co dopiero 2016 roku. Przeforsowali więc pomysł zwiększenia limitu dla obcokrajowców, którzy w swojej masie stanowią najtańszą siłą roboczą w drużynach. Dotychczas na boisku mogło być tylko sześciu cudzoziemców, teraz działacze klubowi proponują, by w kadrach było dziesięciu graczy z zagranicy i 15 Rosjan. Bez ograniczeń w podstawowej jedenastce. Zmiany mają wejść w życie od przyszłego sezonu.

To powinno pomóc klubom, ponieważ przy większej liczbie obcokrajowców spadną kontrakty miejscowych graczy. - Płacimy dużo Rosjanom dlatego, że ich atutem, często jedynym, jest odpowiedni paszport. Nasi zawodnicy zarabiają tak dużo, że nawet pałkami nie można ich wygonić do dobrych zespołów z Zachodu - żalił się dyrektor Rostowa Aleksandr Szykunow.

Podczas dyskusji o zarobkach piłkarzy zawsze pada nazwisko Aleksandra Kokorina. 23-letni napastnik dostaje w Dynamie Moskwa równowartość 5 mln euro rocznie. - To więcej niż cała drużyna Austrii, z którą ostatnio przegraliśmy w eliminacjach do mistrzostw świata - komentował Dmitrij Alejniczew, były gracz Romy, obecnie trener Arsenału Tuła, jednego z nielicznych klubów bez długów w rosyjskiej Premier Lidze.

Nawet poważne gazety często piszą o nowych samochodach kupowanych przez Kokorina. Ostatnim hitem jest zdjęcie z Emiratów Arabskich, gdzie gracz Dynama spędza zimowy urlop. Sfotografował się w drzwiach bugatti veyrona wartego milion euro i z najnowszym iPhone'em w ręku. - Liczy, ile rubli dostanie w następnej pensji, bo ma ich tyle, że już się pogubił - złośliwie komentowali internauci.

Zdesperowani prezesi klubów szukają oszczędności. Zamiast przygotowywać się do rundy wiosennej w Hiszpanii, Emiratach czy Turcji, planują zgrupowania na zaanektowanym przez Rosję Krymie. Proszą o pomoc federację. Nie o dotacje, ale ustalenie ogólnych zasad przeliczania walut na ruble.

Priadkin, który jest też wiceprezesem związku, proponuje, by ustalać średni kurs walut na każdy sezon. Przy dewaluacji rubla oznaczałoby to uderzenie po kieszeni zawodników. Agenci piłkarscy wątpią jednak, czy futboliści dadzą się przekonać. Zresztą rosyjska federacja sama ma gigantyczne kłopoty, większe niż kluby. - Jest bankrutem - twierdzi nawet Jewgienij Giner, prezydent CSKA.

Powodem nadciągającej katastrofy jest kontrakt z Fabio Capello. Włoch zarabia 8,8 mln euro rocznie, ale pieniądze ma mieć wypłacane według aktualnego kursu. Od czerwca nie dostał jednak ani kopiejki. Dziennikarze obliczyli, że pół roku temu miesięczna pensja Włocha wynosiła 415,8 tys. rubli, a ostatnia - według kursu na 17 grudnia - prawie 750 tys.! Dług urósł już do 750 mln rubli. Kasa związku jest pusta, selekcjoner zapowiedział skierowanie sprawy do sądu.

Coraz częściej pojawiają się więc głosy, żeby oszczędzanie w rosyjskiej piłce zacząć od zwolnienia Capella, tym bardziej że reprezentacja gra bardzo słabo. Nie chce o tym słyszeć minister sportu Witalij Mutko, ale pomóc w wypłacie zaległości nie zamierza. A lepiej nie będzie, co podkreślają ekonomiści. Akademik Rusłan Grinberg przewiduje, że w przyszłym roku dolar zbliży się do 100 rubli, a euro do 150. - Przyjdzie się nam rozstać z najdroższymi piłkarzami, bo innego wyjścia nie widzę. To nam tylko pomoże, bo dziś młodzież nie gra w piłkę, by odnieść sukces sportowy, ale żeby szybko zarobić mnóstwo pieniędzy - stwierdził. Podpowiada, by pójść śladem oligarchy Sulejmana Kerimowa. Właściciel Anży Machaczkała ściągał za ogromne pieniądze gwiazdy, Samuelowi Eto'o płacił 20 mln euro rocznie, ale gdy wpadł w kłopoty, pozbył się niemal wszystkich podstawowych zawodników i postawił na młodzież.

Jeszcze dalej poszedł jeden ze znanych komentatorów telewizyjnych, który wezwał, by jak najszybciej zrezygnować z organizacji mistrzostw świata w 2018 roku, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na infrastrukturę sportową. Na razie poparła go tylko część kibiców. Nie Putin - prezydent na czwartkowej konferencji stwierdził, że na mundialu w Rosji oszczędzać nie będzie.

Koszykarz w NBA, gwiazda Premier League czy hokeista NHL? Kto zarabia najlepiej?

Więcej o:
Copyright © Agora SA