Skenderbeu wygrywało mistrzostwo Albanii przez pięć kolejnych sezonów, ale mimo regularnych występów w europejskich pucharach w klubowym rankingu UEFA zajmuje 242. miejsce. W pierwszych trzech kolejkach zespół z Korczy zdobył tylko jedną bramkę tracąc osiem i bez choćby punktu zamykał tabelę grupy H.
W pierwszym meczu Sporting wygrał w Lizbonie 5:1, więc przed rewanżem w Albanii bukmacherzy byli gotowy płacić ponad 15 złotych za każdą złotówkę postawioną na wygraną gospodarzy. W sporcie zdarzają się jednak sensacje i jedna z nich miała miejsce w czwartek.
Skenderbeu wyszło na prowadzenie już w 15. minucie po golu Sabiena Lilaja. Dwie minuty później bramkarz Rui Patricio sfaulował rywala w polu karnym i sędzia Kristo Tohver z Estonii podyktował rzut karny oraz wyrzucił Portugalczyka z boiska.
Rezerwowy bramkarz Marcelo Boeck wszedł za pomocnika Junyę Tanakę, ale nie zdołał obronić jedenastki i Lilaj wyprowadził swój zespół na prowadzenie 2:0.
Piłkarze Sportingu w dziesięciu nie za wiele mogli zdziałać. Co prawda częściej byli w posiadaniu piłki, ale oddali zaledwie jeden celny strzał na bramkę gospodarzy. Ci zaś po przerwie podwyższyli na 3:0 po strzale Bakary'ego Nimagi z Mali.
Dzięki wygranej Albańczycy wciąż mogą wyjść z grupy H, w której prowadzi Lokomotiw Moskwa (osiem punktów) przed Besiktasem Stambuł (sześć), Sportingiem (cztery). Skenderbeu mają trzy punkty a przed sobą jeszcze wyjazd do Turcji i mecz u siebie z Rosjanami.