Łukasz Trałka, kapitan Lecha Poznań: - Ciężko się do tego odnieść, a nie chcę oceniać trenera Macieja Skorży, do czego to pytanie pewnie ma doprowadzić. Nigdy nie oceniałem i nie będę oceniał publicznie szkoleniowców, bo to nie moja rola. Fakty są takie: wcześniej graliśmy w ustawieniu 4-2-3-1, teraz jest to 4-1-4-1, ale to też się może zmienić. Samo ustawienie nie ma jednak większego znaczenia, bo przede wszystkim chodzi o wykonywanie założeń i to jest chyba największy problem w tym momencie. Nie, że coś źle nam rozrysowano, ale że źle to robimy.
- Nie jest tak, że z meczu na mecz jest jakaś kolosalna różnica w przygotowaniu taktycznym i że gramy zupełnie inaczej w zależności od przeciwnika. Zmieniają się detale. Może w niektórych meczach próbujemy czegoś innego, na przykład z Fiorentiną nasz plan pewnie będzie inaczej wyglądał. Trener Urban też nie miał na to czasu, by wprowadzać wielkie zmiany w taktyce. One wymagają odpowiedniego przepracowania.
- Założenia są podobne, bo wciąż są ci sami wykonawcy. Każdy z piłkarzy, który do nas przyszedł, nie różni się znacząco od tych, którzy byli już w zespole. Aziz Tetteh gra na tej samej pozycji co ja, podobnie Darek Dudka, ale jest na tyle uniwersalny, że może grać też na wielu pozycjach w defensywie. Jedynie Marcin Robak różni się od Zaura Sadajewa. Czeczen trzymał piłkę, biegał dużo w boczne sektory boiska. A Marcin więcej czeka w polu karnym, jest raczej klasyczną dziewiątką.
- Jak ten sezon pokazuje - duża. Nie strzelał dużo bramek, ale to był zawodnik, przy którym dużo bramek się strzelało. Brał grę na siebie, dryblował, skupiał dwóch, nieraz trzech obrońców, robił miejsce w polu karnym. Pod tym względem rzeczywiście straciliśmy.
- Nie ma sensu się rozgadywać i rozdrabniać na czynniki pierwsze. Ogólnie słabo to wygląda, znacznie gorzej niż wcześniej. Wiadomo, jaki mamy sezon i ile mamy punktów. Nie układa się to tak, jak byśmy chcieli i do poprawy trochę jest. Choćby odbiór piłki na połowie przeciwnika po jej stracie. Albo jesteśmy za daleko od siebie, albo za łatwo dajemy się ograć.
- Tak, nie wierzę, że się nie da. Nie ma kryzysu, z którego nie można wyjść. Nie możemy i nie będziemy tak grać do końca. Są momenty, kiedy można bardziej popracować, coś szlifować.
- Nie, nie mam takiego wrażenia.
- A w zeszłym sezonie była?
- No to sam pan sobie odpowiedział. W ostatnich meczach - z Cracovią i Ruchem - rzeczywiście Szymon się wyróżnia, ale sam nic nie zrobi. Lech dziś jest bardziej zależny od niego, ale jednym zawodnikiem nie da się wygrać meczu, potrzeba co najmniej siedmiu-ośmiu piłkarzy w dobrej formie.
- Różne rzeczy mogę gadać, ale jedno jest najważniejsze - każdy nad formą musi pracować.
- Bez założeń nie da się wygrać meczu. One mają pomóc nam w zwycięstwie. Nie da się tego zrobić jedenastoma napastnikami. Trzeba realizować plan.
- Żeby dobrze się zaznajomić ze wszystkim trzeba dużo czasu, a przede wszystkim zobaczyć, jak każdy reaguje na różne bodźce - wygraną, przegraną, remis, trudne mecze.
- Tak uważam.
- Nie mam żadnych ram, progów czy sprecyzowanych oczekiwań do ogółu zawodników. Każdy jest inny, inaczej reaguje. Nie mogę oczekiwać od wszystkich o tego samego. W każdej szatni są różne charaktery - jedni są wybuchowi, inni potrzebują spokoju. Sztuką jest to, żeby poznać każdego, wiedzieć, kiedy na kogo krzyknąć, do kogo spokojnie przemówić, czy uszanować to, że ktoś woli posiedzieć w szatni sam i analizować wszystko we własnych myślach.
- Wiem, że każdy piłkarz w naszej szatni chce jak najlepiej. Tu nie ma mowy o jakimkolwiek udowadnianiu czegoś. W słabszych momentach każdy chce mobilizować resztę, wpłynąć pozytywnie na kolegów i wierzy w to, że można odwrócić wynik. Ale też nie ma jednej recepty.
- Razem wzajemnie sobie pomagamy. Utarło się, że o mobilizację zespołów dbają starsi piłkarze, "bo im ktoś starszy, tym powinien mieć więcej do powiedzenia". Doświadczenie odgrywa ważną rolę, pozwala być przygotowanym na pewne sytuacje i umożliwia łatwiejsze radzenie sobie z nimi. Warto jednak pamiętać, że młodzi między sobą dużo rozmawiają, często znają się lepiej, wiedzą, jak ze sobą rozmawiać, jak na siebie wpływać. Dlaczego im wtedy przeszkadzać? Nie da się wszystkich włożyć w proste ramy i liczyć, że zawsze rozwiązanie będzie gotowe.
- To wymyślanie głupot. Raz na jakiś czas może to wypali, ale to nie jest dobry pomysł. Mimo tego, że jesteśmy w kryzysie, nie chcemy wymyślać kolorowych jaj. To nie jest dobre dla drużyny, nie przepadam za takimi rozwiązaniami. Wolę, gdy zachowuje się hierarchię - jest sztab szkoleniowy i jest drużyna.
- Nie, absolutnie.
- Z zarządem spotkaliśmy się sami. To normalne w tej sytuacji.
- Nie.
- W poprzednim sezonie mistrzostwo zdobyliśmy bez kopania rywali. Strzelaliśmy bramki. Gdy teraz to się odwróciło, nie zaczniemy skakać przeciwnikom po głowach. Została większość zespołu, pod tym względem nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że słabiej gramy w piłkę.
- Ja tak. Mimo tego, że różne głosy są dookoła, to ja po to gram w piłkę, żeby się nauczyć czegoś od zagranicznych drużyn.
Lech zdobył punkt. Przełamanie? Internauci mają inne zdanie [MEMY]