Gdy Maciej Skorża zasiadł przed dziennikarzami na konferencji prasowej przed spotkaniem z Belenenses, za wszelką cenę chciał utwierdzać się w przekonaniu, że przed nim mecz, na jaki przez cały czas w Poznaniu czekał. Udane występy w pucharach, mierzenie się z rywalami z innych piłkarskich światów - to jest to, co daje mu w tym zawodzie największą adrenalinę. Dlatego każdy mecz eliminacyjny był dla niego najważniejszy, a w lidze wystawiał skład słabszy.
Jednocześnie mówiło się i pisało o tym, że Skorża dostał w pewnym momencie od zarządu jasne wskazówki: najważniejsza jest liga, a więc to tam trzeba wystawiać najsilniejszy skład. Gdy pytania o to w końcu padły, trener natychmiast zmarkotniał. - Jest to sytuacja wybitnie niekomfortowa dla mnie, ale jestem trenerem drużyny i nie moje ambicje zawodowe są teraz najważniejsze - podsumował. I przeciwko Belenenses wysłał drużynę z Kebbą Ceesayem, Tamasem Kadarem, Dariuszem Dudką i Dariuszem Formellą w składzie. Daleko to było wówczas od optymalnego ustawienia.
Dla Skorży istniał wyraźny podział między składem najsilniejszym a składem z udziałem zawodników potrzebnych do rotacji. Na początku sezonu w meczach ligowych kluczowych piłkarzy zastępowali ci rezerwowi - choćby Abdul Aziz Tetteh, wspomniany Ceesay, czasem nawet David Holman. Gdy w ekstraklasie sytuacja zaczęła się robić dramatyczna, trener rzucił w końcu, że może po awansie do fazy grupowej LE przyjdzie czas na odwrócenie priorytetów. Tę myśl podjął zarząd i we wrześniu to właśnie szkoleniowcowi nakazał. Nie wyszło to najlepiej i teraz za ustalanie składu, taktykę i treningi wziął się Jan Urban.
Dla niego też istnieje podział między piłkarzami, ale nie na lepszych czy gorszych, podstawowych i rezerwowych, czy młodszych i starszych, tylko na wchodzących do składu i z niego schodzących. - Nie będziecie wiedzieli, który skład jest dla mnie podstawowy. Ja muszę się skoncentrować na tym, kto jak się czuje, czy jest w gazie. I on będzie grał. Nie interesuje mnie, jak się nazywa - stwierdził na pierwszej konferencji.
Urban od samego początku podkreśla, że wie, jak czuje się piłkarz, zresztą mówią o tym sami zawodnicy Lecha. Nowy trener tłumaczy, że musi dostrzegać możliwość złapania przez piłkarza groźnego urazu, który może wykluczyć go nie tylko z następnego meczu, ale nawet z kilku następnych. Że gdy ktoś jest w dobrej formie w trzech spotkaniach, to trzeba dać mu w jednym odpocząć, bo przyda się w trzech następnych. Inne też będą treningi - dla tych, którzy niedawno grali przygotowane będą zajęcia regeneracyjne, reszta będzie miała normalny cykl, żeby w odpowiednim czasie wskoczyć do składu.
Teraz do Florencji nie poleciało aż czterech kluczowych dla Lecha piłkarzy - Paulus Arajuuri, Marcin Robak, Szymon Pawłowski i Karol Linetty. Ten ostatni nie poleciałby i tak, bo pauzuje za kartki, ale pozostała trójka zmaga się z urazami. Drobnymi. Pierwszy ma grypę, drugi problemy z kostką, podobnie jak trzeci. Dwaj ostatni trenują z zespołem. Każdy z nich mógłby zagrać, ale Urban woli ich zostawić w Poznaniu. Nie dlatego, że ważniejsze jest spotkanie z Legią, ale dlatego, żeby nie pogorszyć stanu ich zdrowia, by byli gotowi nie tylko na niedzielny kluczowy mecz z Legią, ale też starcie w Pucharze Polski z Zagłębiem Lubin czy następne spotkania ligowe.
Z każdym dniem pobytu Urbana w Poznaniu widać coraz większe różnice między nim a Skorżą w podejściu nie tylko do poszczególnych zawodników, ale do całej koncepcji budowania drużyny. Nowy trener patrzy na nich przez swój pryzmat, bo sam był piłkarzem i wie, co może się stać, gdy kogoś z urazem pośle się do gry. Stary szkoleniowiec patrzył na zawodników przez pryzmat osiągnięcia celów. Dlatego łatwo można było mówić o odwróceniu priorytetów. Teraz priorytetem jest zdrowie zawodników i ich forma.