Europejskie puchary. Araszkiewicz: Po Żalgirisie każdy się wkurza

- Okazuje się, że czasem recepta na sukces w meczach z rywalami podobnej klasy jest prosta. Wystarczy biegać więcej od przeciwnika - mówi Jarosław Araszkiewicz po zwycięstwie Śląska Wrocław nad FC Brugge w eliminacjach Ligi Europejskiej. Były piłkarz Lecha Poznań i Legii Warszawa jest mocno rozczarowany pucharowymi występami tych klubów. - Muszę ważyć słowa, bo teraz piłkarze lubią być tylko głaskani - mówi były reprezentant Polski.

Łukasz Jachimiak: Jak się panu oglądało grę polskich klubów w eliminacjach Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej?

Jarosław Araszkiewicz: - Na Legię [wyjazdowe 1:1 z norweskim Molde] tylko zerkałem, bo patrzeć nie było na co. Lecha [0:1 na wyjeździe z litewskim Żalgirisem] oglądałem uważnie i powiem, że komentarz Wojtka Kowalczyka najlepiej oddaje to, co wszyscy widzieliśmy. Naprawdę w Wilnie Lech powinien sobie poradzić nawet, gdyby pojechał tam tylko z masażystą, a bez trenera i bez rezerwowych. Teraz lechici muszą się podnieść. I na tym kończę, bo za mocno oceniać nie chcę. Później ktoś zapyta, a co takiego ten Araszkiewicz osiągnął?

Stał się pan przesadnie skromny i nie chce pamiętać swoich dobrych meczów zarówno w Lechu, jak i w Legii?

- Dzisiaj mamy wyjątkowo wrażliwą młodzież. Dlatego muszę ważyć słowa. Teraz nikt nie lubi krytyki, za jedno złe słowo piłkarze zaraz strzelają fochy, lubią tylko być głaskani.

Jak głaskać, skoro w pańskich czasach Lech odpadał z Pucharu Zdobywców Pucharów po karnych z Barceloną, a Legia z Pucharu UEFA po zaciętych meczach z Interem, a dziś pogromcami naszych najlepszych drużyn mogą się okazać Żalgiris i Molde?

- Dobrze, powiem szczerze - jestem rozczarowany. Szczególnie Lechem, który nie podobał mi się już w meczach z Honką i tych, jakie rozegrał w ekstraklasie. Może to tylko słaby początek, może się poprawią? Pewne jest, że Żalgiris muszą wyeliminować. Mam nadzieję, że w rewanżu będą w stanie to zrobić.

Większa jest nadzieja czy obawa?

- Kiedyś w kraju grali prawie wszyscy nasi reprezentanci, a na Zachodzie karierę robił praktycznie tylko Zbyszek Boniek. Teraz wystarczy, że chłopak z Lecha czy Legii parę razy prosto kopnie piłkę i już jest w zagranicznym klubie. Młodzi mówią, że uciekają grać na wyższym poziomie - ekstra, ale nasze kluby pozbywając się tych piłkarzy, którzy cokolwiek potrafią, nie mają później kim grać. Dlatego od lat przegrywają z takimi rywalami, z jakimi kiedyś polskie kluby nie miały żadnych problemów. Co zrobić, teraz trzeba żyć nadzieją, że da się zagrać lepiej od tego Żalgirisu i go przejść.

Zamierza pan oglądać rewanż Lecha, czy po pierwszym meczu ma pan dość?

- Na pewno będę oglądał i będę się denerwował. Legię i Śląsk pewnie też obejrzę, chociaż czasem chce się człowiekowi zająć innymi sprawami. Co do Legii, to ona też będzie miała ciężko. Zremisowała na wyjeździe, to dobry wynik, ale w Norwegii zagrała bardzo słabo. Gdyby nie dopisało jej szczęście, już do przerwy przegrywałaby 0:3, a wtedy w rewanżu mogłaby nie mieć szans na odrobienie strat. W Warszawie może się okazać, że Molde czuje się jeszcze lepiej. Polskie zespoły cały czas nie potrafią grać ataku pozycyjnego. Lech będzie musiał się w nim męczyć od początku, Legia też nie może czekać na to, co zrobi jej rywal.

Niespodziewanie w najlepszej sytuacji jest Śląsk. Wierzy pan, że w Brugii zagra równie dobrze, jak u siebie?

- FC Brugge w porównaniu z Molde czy Żalgirisem to markowy klub, więc fajnie, że Śląsk zagrał przeciw Belgom dobry mecz i wygrał 1:0. Ale to nie koniec, na pewno taki sam charakter i wolę walki piłkarze z Wrocławia będą musieli pokazać po raz kolejny. Okazuje się, że czasem recepta na sukces w meczach z rywalami podobnej klasy jest prosta. Wystarczy biegać więcej od przeciwnika.

"Biegaliście 10 minut" - skandowali do swoich piłkarzy kibice Lecha, a ze słabej postawy drużyny tłumaczył im się m.in. trener Mariusz Rumak. To dobra forma mobilizacji zespołu?

- To mi się nie podoba. Popatrzmy na Anglię. Tam kibice są ze swoimi zespołami na dobre i na złe, nawet jeśli te spadają z ligi. A u nas kibice biorą piłkarzy na dywanik już po jednym złym meczu.

Angielskie kluby nie przegrywają z Żalgirisem Wilno, a ich piłkarze walczą z większym zaangażowaniem niż poznaniacy.

- To prawda, ale z drugiej strony Queens Park Rangers ma duże pieniądze, świetnych piłkarzy, a spadło z Premier League. I co? Przecież to dramat. A kibice się od klubu nie odwrócili. Wiedzą, że trzeba się podnieść i grać dalej. Wiadomo, że każdy się po takim Żalgirisie wkurza, zwłaszcza jeśli poświęca swój czas i pieniądze, by jechać za drużyną. Ale mimo wszystko trzeba zachować spokój i wierzyć, że ten Lech jeszcze wskoczy na odpowiedni poziom. Teraz czeka go bardzo ważny mecz z Zagłębiem. W Lubinie jest nowy gniewny, czyli nowy trener, Mariusz Rumak musi zrobić wszystko, żeby znów nie zgubić punktów. Jeśli Lech nie wygra, to dopiero zrobi się gorąco. Wtedy z Żalgirisem zagra już naprawdę z nożem na gardle.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.