Liga Europejska. Bolesny remis Legii

Warszawiacy perfekcyjnie rozpracowali pogrążony w jeszcze większym chaosie Sporting Lizbona. Zamiast jednak wypunktować rywala, dali sobie strzelić dwa gole i na rewanż o 1/8 Ligi Europejskiej lecą bez żadnej przewagi

Sport.pl w mocno nieoficjalnej wersji... Polub nas na Facebooku ?

Pierwszą bramkę dla Legii zdobył w 37. minucie Jakub Wawrzyniak. I tego, że przez pierwszą godzinę była ona jedyną, legioniści żałowali z pewnością najbardziej. Stworzyli wiele dogodnych sytuacji strzeleckich, z bramkarzem reprezentacji Portugalii powinni wygrać pojedynki także Michał Żyro i Danijel Ljuboja.

A sytuacja Wawrzyniaka była zupełnie niepozorna. - Spadła mu piłka, pomyślał: strzelę sobie. I strzelił - pieklił się później Andrzej Juskowiak, były napastnik Sportingu, wyliczając kolejne zmarnowane szanse.

Nie to jednak zostanie Legii zapamiętane najbardziej. Drużyna Macieja Skorży znów wystawiła sobie wizytówkę poukładanej, pełnej pomysłów. W rzadko spotykanym u polskich zespołów stylu dopadała rywala już w jego polu karnym, bywało, że na połowę gości pędziło nawet ośmiu warszawiaków, byle tylko nie dać rywalowi rozpędzić się z akcją ofensywną.

Tak miało być. Obaj szkoleniowcy zapowiadali walkę do upadłego, trener Ricardo Sa Pinto ogłaszał, że "bez bólu nie ma zysku", Maciej Skorża wyrażał nadzieję, że jego zawodnicy rozegrają mecz życia. Podejdą do niego z niebywałą determinacją, ale i rozsądkiem, czym jesienią wygrywali w Lidze Europejskiej z Rapidem Bukareszt i Hapoelem Tel Aviv, a jeszcze w eliminacjach ze Spartakiem Moskwa.

Defensywne ustawienie Legii okazało się złudne. Kiedy trzeba było, do ataku przechodzili wszyscy. I Jakub Rzeźniczak, który zastąpił sprzedanego do Kaiserslautern Ariela Borysiuka, i Janusz Gol, który momentami stawał w jednej linii z Ljuboją. A dyrygujący wszystkim Ivica Vrdoljak manewrował wśród Portugalczyków, jak chciał. Czyhał na nich w środku pola, kilkanaście razy odbierał im piłkę, od niego zaczynała się większość akcji.

Gdyby nie pudło w kluczowej sytuacji bramkowej, to samo by można powiedzieć o Ljuboi. Jemu z kolei wyraźnie brakowało wsparcia ze strony kontuzjowanego Miroslava Radovicia, z którym w duecie wygrał Legii jesienią wiele meczów.

O ile gra Legii, którą w kraju mało kto zimą widział, była zaskoczeniem na plus, o tyle Sporting wypadł blado. Klub pogrążony jest w chaosie od miesięcy, przed kilkoma dniami przejęty przez nowego trenera.

Piłkarze Sa Pinto nie byli w stanie przeprowadzić składniejszej akcji, jeśli już wychodzili z kontratakiem, zawdzięczali go głównie nerwowości legionistów. Poza kilkoma wpadkami, jak notoryczne faule przed własnym polem karnym, z których jeden zakończył się wolnym i golem dla Portugalczyków w 60. min, zespół Skorży spisywał się dobrze. Sprawiał wrażenie, jakby traktował Sporting niczym dołujące w naszej lidze Zagłębie czy Cracovię. Bez kompleksów spisywały się nawet warszawskie nastolatki. To akcja Michała Żyry z Rafałem Wolskim dała prowadzenie 2:1. Zamknął ją Gol.

O tym, że Sporting to zespół zdobywający mnóstwo bramek w końcówkach meczów, przekonywał nie tylko Juskowiak. Sam Sa Pinto poprzez media prosił piłkarzy o cierpliwość, grę do końca, która na pewno będzie się opłacała w perspektywie rewanżu. - Jako pracujący z drużyną od kilku dni nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Proszę więc tylko o korzystny wynik w Warszawie, później będę miał czas, by wszystko poukładać przed rewanżem - mówił w wywiadzie dla portugalskiej telewizji.

Dopiął swego. Jego piłkarze wywieźli z Warszawy remis, na który w ogóle nie zasłużyli. Wykorzystali dwie z dwóch sytuacji, jakie sobie stworzyli. Legia aż tak dojrzała nie jest.

- Jeszcze nic się nie stało, bo Sporting gra po prostu słabo. Dawno nie widziałem drużyny, w której dwóch środkowych obrońców tak bardzo prosiłoby się o strzelenie im gola. Do rewanżu nic się nie zmieni, Legia jest naprawdę lepsza - powiedział po ostatnim gwizdku król strzelców igrzysk w Barcelonie.

Zobacz bramki z meczu Legia - Sporting - WIDEO ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.