Liga Mistrzów. Barca złamała Szczęsnego

Arsenal po niespełna godzinie gry remisował w Barcelonie i był w ćwierćfinale. Wtedy czerwoną kartkę dostał Robin van Persie, a londyńczycy polegli 1:3 i odpadli. Wojciech Szczęsny po kilkunastu minutach uszkodził palec i zszedł z boiska

Zobacz wtorkowe i środowe gole w Lidze Mistrzów ?

Ależ Polak miał pecha! Był bohaterem przed dwoma tygodniami, m.in. dzięki niemu jego drużyna zwyciężyła w Londynie 2:1. Wczorajszy wieczór miał być dla 20-latka najwspanialszym wyzwaniem - na żadnym stadionie bramkarzom nie jest ciężej, bo Barcelona zawsze u siebie atakuje frontalnie. Po uderzeniu z rzutu wolnego Daniego Alvesa, pierwszej groźnej próbie rywali, Szczęsny złapał piłkę, ale z murawy podnosił się z bólem wymalowanym na twarzy. Z szatni zadzwonił do komentującego w telewizji nSport ojca - Macieja. Powiedział, że zerwał ścięgno w palcu, stracił w nim czucie i nie mógł zgiąć.

Zastąpił go Manuel Almunia, na początku sezonu pierwszy bramkarz Arsenalu, dziś ledwie trzeci. Gdyby nie uraz Łukasza Fabiańskiego, wczoraj Hiszpan zostałby pewnie odesłany na trybuny.

Zagrał jednak świetnie. Przed przerwą poległ tylko po błysku geniuszu Leo Messiego, który fantastycznie przerzucił nad nim piłkę i kopnął ją z woleja do bramki. Po przerwie Almunia zatrzymał pędzących na bramkę Villę i Afellaya. To nie przez niego londyńczycy polegli na Camp Nou. To dzięki niemu do ostatnich sekund mogli wierzyć w awans.

Największe nieszczęście spotkało Arsenal niedługo po przerwie. Nieszczęście, które miało twarz Robina van Persiego. Po jednej z niewielu prób ofensywnych gości Holender został złapany na spalonym. Po gwizdku arbitra oddał jednak strzał, a sędzia, zgodnie z przepisami, pokazał mu drugą żółtą kartkę i wyrzucił z boiska. Pierwszą holenderski napastnik dostał w pierwszej połowie, za bezmyślne odepchnięcie Alvesa. - Wyrzucenie mnie z boiska to żart. Jak mogłem cokolwiek słyszeć przy 95 tys. kibiców? - pytał po meczu rozżalony van Persie.

Jeszcze dwa dni temu wydawało się, że kontuzjowany Holender w ogóle do Katalonii nie pojedzie, ale trener Arsene Wenger zaryzykował. Włączył piłkarza do kadry, a o tym, że wystawi go od pierwszej minuty, zdecydował dopiero po rozgrzewce.

Okazało się, że nie było na kogo czekać. Van Persie prochu nie wymyślił, za to osłabił drużynę.

Dopiero wtedy Barcelona się rozpędziła. W pierwszej połowie długo rozgrywała piłkę, ale strzały oddawała rzadko. Organizujący ataki Xavi i Iniesta, zazwyczaj wymieniający podania z szybkością niedostępną dla rywali, tym razem przesuwali się po murawie wolniej i jak na siebie razili niedokładnością.

Arsenal, kochający przedłużanie akcji w nieskończoność nie mniej niż rywale, wczoraj imponował grą bez piłki. Katalończycy próbowali wszystkimi sposobami, którymi zachwycali przez ostatnie trzy sezony - i zasłużyli, by dyskutować, czy są najlepiej kopiącą drużyną w historii. Xavi podawał na prawą stronę do Alvesa, lewą stroną próbował Villa.

Problem Arsenalu zaczynał się po odbiorze. Rywale szybko dopadali do siebie i uniemożliwiali rozpoczęcie akcji. Klincz przerwało dopiero zejście van Persiego.

Barcelona szybko strzeliła dwa gole, ale o wynik musiała drżeć do końca. Po jednym z dwóch rzutów rożnych wykonywanych przez Arsenal piłkę do własnej bramki wpakował Sergio Busquets.

Był to jedyny celny strzał oddany wczoraj na bramkę Victora Valdesa.

Rok temu Arsenal przegrał w Barcelonie 1:4. Został rozbity przez wielką drużynę, która zagrała wielki mecz. Wczoraj Katalończycy zwyciężyli, choć prezentowali się gorzej niż zazwyczaj. Londyńczycy stracili ogromną szansę, wcześniej wydawało się, że zjawisko słabo grającej Barcy w ważnym meczu na Camp Nou w przyrodzie po prostu nie występuje.

Barcelona - Arsenal 3:1 Relacja Zczuba i na żywo ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA