Liga Mistrzów. Wrócił wielki Inter, "Książę" zamienił się w króla

Po 45 latach wrócił Inter wielki, najlepszy w Europie. I narodził się nowy król, na którego do soboty wołali jeszcze "Książę". Piłkarzy Bayernu w finale Ligi Mistrzów rozstrzelał Diego Milito

">Inter Mediolan z Pucharem Europy

Za arystokratę futbolu uchodził dotąd na prowincji. Często głębokiej. Jeszcze przed bieżącym sezonem Milito - piłkarz już wiekowy, niebawem skończy 31 lat - miał w dorobku tylko mistrzostwo Argentyny, zdobyte w odległej przeszłości. Nawet w ojczyźnie, która na jego nieszczęście obfituje w bajeczny piłkarski talent, ledwie mieścił się w szerokiej czołówce napastników. Messi, Aguero, Higuain, Tevez, Lavezzi - listę sławniejszych, zdolniejszych, bardziej błyskotliwych można by ciągnąć.

Jeszcze raz: nigdy wcześniej nie wzięła Milito żadna słynna firma, nigdy wcześniej nie spróbował Ligi Mistrzów. Pierwszorzędny piłkarz drugorzędny.

Diego Milito "Królem Madrytu"

Ale jak już grania pod najjaśniejszymi jupiterami Argentyńczyk spróbował, pożarł wszystkich. Romie strzelił gola dającego Puchar Włoch, Sienie - gola dającego mistrzostwo Włoch, Bayern obił w finale LM. Ależ to był pochód! Tak, książę stał się dzisiaj królem - jeśli dobrze zrozumiałem intencje południowych trybun Santiago Bernabeu, rozszalali mediolańscy kibice koronowali go przez aklamację.

Z tronu schodzi Jerzy Dudek. Euforia, z jaką kibice Interu fetowali w Madrycie polskiego bramkarza, oddaje skalę tortur, jakie znosili, gdy latami patrzyli na piłkarzy usiłujących podbić Europę. To Dudek był dotąd ich największym bohaterem finałów Ligi Mistrzów, bo niezapomnianej stambulskiej nocy, tańcząc między słupkami Liverpoolu, zatrzymał sąsiadów nerazzurich z San Siro - drużynę Milan. Cieszyli się cudzą krzywdzą, tyle im zostało.

Massimo Moratti, właściciel klubu i potentat naftowy, wstrzykiwał w klub dziesiątki milionów, potem setki milionów, do dziś już na pewno przebił miliard. Uwodził wielocyfrowymi kontraktami megagwiazdy boiska, które czasami - jak Ronaldo - porzucały go właśnie wtedy, gdy dzięki trosce Interu odzyskiwały zdrowie i wracały do szczytowej formy. Zatrudniał mnóstwo trenerów - najpierw co rusz zwalniał ich w porywach złości, a potem zainwestował sporo czasu w Roberto Manciniego. Wszystko na próżno, Inter nokautował tylko konkurencję krajową.

Aż zakochany w klubie na zabój prezes wziął Jose Mourinho. Trenera, który nigdy dotąd nie poniósł klęski. Wygrywał w Portugalii, Anglii, Włoszech, Pucharze UEFA i w Lidze Mistrzów. Żadnego klubu nie zostawiał bez podarowanego mu trofeum.

Jose Mourinho - człowiek który odmienił Inter

Wziął Moratti spadkobiercę Helenio Herrery, legendarnego szkoleniowca z lat 60. Argentyńczyk też przybył wówczas wzywany na pomoc, by wydostać klub z dołka. Wzywał go Angelo Moratti, ojciec Massimo.

Herrera wspomina: - Kiedy przyjechałem do Mediolanu, poznałem ludzi pogrążonych w depresji. Zobaczyłem piłkarzy i się przeraziłem.

Mourinho - metodyczny, skrupulatny jajogłowy futbolu - przeraził się czymś innym. Nie miał gabinetu. Nie miał biurka. Uznał, że w tym klubie trenerzy nie umieją planować. A od poprzednika, trenera Manciniego, usłyszał jeszcze, że powinien wiedzieć, iż drużynę buduje się na treningach, na murawie. To była złośliwość, którą często biją w portugalskiego - jak chcą Włosi - maga trenerzy z okazałą przeszłością zawodniczą. Mourinho do zawodowego futbolu się nie nadawał. Co szybko zrozumiał i chwycił za notatnik. Laptopów jeszcze wtedy nie było, ale i bez nich można dało się analizować grę przeciwnika.

W Mediolanie wywrócił wszystko do góry nogami. Dostał biurko, przeprojektował ośrodek treningowy. W pierwszym sezonie głównie się rozglądał i chybiał na rynku transferowym.

Ale minionego lata do każdej formacji dobrał ludzi, którym nikt nie mógł zarzucić, że cierpią na mentalne kalectwo, które uniemożliwia wytrzymywanie wielkiej presji, podołanie wielkim wyzwaniom, odnoszenie wielkich triumfów. Mistrza świata Lucio do obrony, zwycięzców Ligi Mistrzów Thiago Mottę i Samuela Eto'o do pomocy i ataku.

To przez Mourinho finał był nieznośnie przewidywalny. Owszem, Bawarczycy początkowo wywoływali wrażenie, że mają przewagę. Wywoływali, bo oblegali mediolańskie pole karne. Celnie uderzali jednak wyłącznie rywale, którzy zostawiali sporo pustej przestrzeni Bayernowi dlatego, że taki był plan. To oni wyprowadzali ciosy rzeczywiście śmiercionośne, zmuszające bramkarza do parad. I gdyby Sneijder, nacierając samotnie na Butta, odwdzięczył się Milito golem tak, jak Milito chciał odwdzięczyć mu się ładną asystą, po bitwie byłoby prawdopodobnie jeszcze przed przerwą.

Mecz miał przebieg dość letni, ale rozstrzygnięcie jest historyczne, a cała wiosenna kampania mediolańczyków - epicka. Zdobył Inter potrójną koronę, czego we Włoszech nie dokonał jeszcze nikt. Ocalił Inter dla Serie A cztery miejsca w Lidze Mistrzów w sezonie 2011/2012. Spełniły się marzenia Massimo Morattiego. - Chcę widzieć mojego prezesa płaczącego ze szczęścia po finale - mówił Mourinho. Zobaczył.

Misję w Mediolanie wykonał. Przynajmniej szefowie Realu modlą się, by sam Portugalczyk doszedł do takiego wniosku. I wrócił do Madrytu już za chwilę. Teraz oni chcą trenera, który nigdy nie przegrał.

Bayern Monachium - Inter Mediolan (Gol Milito na 0:2)

Bayern Monachium - Inter Mediolan (Gol Milito na 0:2)

Galeria z finału LM. Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie

Więcej o:
Copyright © Agora SA