Liga Mistrzów. Simeone kontra Zidane, każdy w swoim żywiole. Czy Atletico zrobi Realowi zemstę kujonów?

Jedno miasto, dwa kluby jak z różnych planet. W żadnych derbach nie gra się dziś w piłkę lepiej niż w madryckich. Pierwszy półfinał LM na Santiago Bernabeu we wtorek o 20.45

Ogłoszenie brzmiało tak: "Poszukiwany godny rywal do derbów na poziomie". Wywiesili je kibice Realu, ogłoszenie wielkie na cały sektor za bramką. Był 26 listopada 2011 roku, Real wygrywał z Atletico na Santiago Bernabeu 4:1, mijało właśnie 12 lat od ostatniej wygranej Atletico w derbach Madrytu.

Indianie z gorszej strony miasta

Przez te lata Atletico zdążyło spaść z ligi i wrócić, Real zdążył się mianować galaktycznym, potem odejść od bicia transferowych rekordów i znów do niego wrócić. Ale w derbach było niezmiennie: Real nie pozwalał Atletico na nic ponad remis, a jego kibice drwili z rywali bez litości. Ci z Atletico byli płaczkami. Indianami, którzy muszą pamiętać, kto rządzi w mieście. Musieli czytać to ogłoszenie o poszukiwaniu godnego rywala nie raz.

Simeone najpierw przebudował Atletico. A potem - układ sił w Lidze Mistrzów

Po wspomnianym 4:1 na Bernabeu z listopada 2011 licznik bił jeszcze długo, aż do maja 2013 i dogrywki finału Pucharu Króla, która dała zwycięstwo Atletico po ponad 13,5 roku czekania. A jednak tamto 4:1 było jakimś punktem zwrotnym: to były ostatnie derby bez Simeone na ławce Atletico. Chcieli kibice Realu godnego rywala? Przyjechał do Madrytu już miesiąc po laniu na Bernabeu. Przejął dwa dni przed Bożym Narodzeniem 2011 drużynę będącą cztery punkty od strefy spadkowej i zaczął ją lepić po swojemu. A po półtora roku pokonał Real w pucharowej dogrywce i od tej pory przebudowywał już nie tylko własny zespół, ale też układ sił: w Hiszpanii i w Lidze Mistrzów.

Madryt, najważniejsze dziś miasto piłki

Dalej było mistrzostwo Hiszpanii, dwa finały Ligi Mistrzów z Realem i cholismo, czyli kult trenera którego, jak napisała argentyńska "La Nacion", łączy z Atletico nie zwykła umowa o pracę, ale wyznanie wiary. Madryt stał się najważniejszym miastem europejskiej piłki. Z czterech ostatnich sezonów LM w trzech Atletico i Real grały w półfinale. Tylko dwa lata temu był sam Real: bo wyeliminował Atletico w ćwierćfinale.

Godin: "Barcelona tak jak my trenować nie będzie". Real też nie

Nigdzie na świecie nie ma dziś dwóch piłkarskich potęg tak blisko siebie. A jednocześnie tak różnych od siebie: Realu, który musi być gwiazdorski jak kasowe kino. I Atletico, w którym jest snobizm na to, żeby gwiazdą nie być. Nie chodzi o to, że któraś droga jest lepsza czy bardziej chwalebna. Po prostu są inne: dwie recepty na dobry futbol. Jak powiedział niedawno Diego Godin w wywiadzie dla "Guardiana", w Atletico nie zostawia się miejsca na improwizację. "Jest mnóstwo pracy taktycznej, mnóstwo indywidualnej, a wszystko podporządkowane temu jak gramy i czego każdy piłkarz potrzebuje kondycyjnie. Pracujemy nad tysiącem detali, każdym scenariuszem. Barcelona nie będzie trenować jak my - mówił i mógłby to ostatnie zdanie powiedzieć i o Realu.

Simeone: Nie umiem trenować piłkarzy, umiem trenować drużyny

Real nie będzie tak trenować, bo to jest możliwe tylko w klubie, w którym trener jest, jak Simeone w Atletico, alfą i omegą. Nie musi iść na kompromisy. Kto nie nadąża, kondycyjnie albo mentalnie, ten odpada. "Ja nie umiem trenować piłkarzy indywidualnie. Ja umiem trenować drużyny" - powiedział kiedyś Simeone. Po drugiej stronie Madrytu taka bezkompromisowość by nie przeszła. W takich klubach jak Real trzeba być mistrzem kompromisów. Żonglować nastrojami. I takim mistrzem jest Zinedine Zidane. Od kompromisów z prezesem, przez kompromisy z piłkarzami, po kompromisy w kontaktach z mediami, dla których zawsze stara się być miły, nawet jeśli w środku buzuje. To działa.

We wtorek w Lidze Mistrzów te dwie drogi znów się krzyżują: Atletico, najlepsza w futbolu banda kujonów, przyjeżdża do Realu, drużyny talenciaków, którym się zdarza zdekoncentrować, odłożyć coś na ostatnią chwilę, ale niemal zawsze im się upiecze.

Realowi łatwo strzelić gola, ale bardzo trudno go zmusić do poddania się.

Simeone i Atletico wprowadzili na stałe do piłkarskiego języka słowo, od którego już się zbiera na mdłości, jak kiedyś na dźwięk "tiki-taka": intensywność. I jak tiki-taka, to słowo bywa źle rozumiane. Dla Simeone intensywność to przede wszystkim uważność. Atletico jest bardzo uważne. Real tylko bywa uważny. Ale ma za to niebywałą zdolność wyciągania się z kłopotów. Łatwo mu strzelić gola, można nawet niespodziewanie prowadzić z Realem - prowadziły Kashima Antlers i Legia Warszawa - ale bardzo trudno go pokonać. Już 17 pkt w lidze zapewnił sobie po bramkach w ostatnich 10 minutach. Ostatnio - trzy z Valencią po golu Marcelo. Można nawet powiedzieć, że się od tej adrenaliny uzależnił i gra na odrabianie strat nawet wtedy, gdy strat nie ma. Zapłacił za to w meczu z Barceloną, gdy w osłabieniu, mogąc już bronić znakomitego dla siebie w kontekście wyścigu po mistrzostwo 2:2, dalej nacierał i ściągnął na siebie kłopoty.

58 kolejnych meczów z golem

Real gra z niezmąconą pewnością, że gol dla niego prędzej czy później padnie. Tak jak padł w 58 ostatnich jego meczach z rzędu. Atletico w oczekiwaniu na gola się niecierpliwi. Ale potrafi coś, co Realowi się często nie udaje: zabić mecz. Zatrzasnąć rywalowi drzwi przed nosem po objęciu prowadzenia. Bo dużo lepiej gra bez piłki.

Atletico straciło w obecnym sezonie tylko 39 goli. Aż 28 mniej niż Real. Ale we wtorek na Bernabeu obie drużyny muszą wyjść z ulubionej roli, zagrać wbrew instynktowi: dla Realu bardzo ważne będzie, by gola nie stracić. Atletico taką stratę może spokojnie wpisać w koszty, o ile samo zdobędzie bramkę. Niecały miesiąc temu w meczu ligowym na Bernabeu było 1:1, po wyrównaniu Atletico w stylu Realu: w 85. minucie, po golu Antoine'a Griezmanna. Z kolei gdy ostatnio Real i Atletico mierzyły się w dwumeczu w Lidze Mistrzów, w ćwierćfinale w 2015, Real awansował w stylu Atletico: nie tracąc gola, strzelając jednego.

Szpital Atletico

Od kiedy Atletico pokonało Real w Pucharze Króla 2013 i przełamało klątwę, obie drużyny mierzyły się 18 razy i każda sześć razy wygrała, sześć zremisowała, sześć przegrała. Ale w Lidze Mistrzów trzy na trzy podejścia górą był Real. Atletico jest bardziej wygłodniałe sukcesu w LM, Fernando Torres mówił w wywiadzie dla "El Pais" o szansie osiągnięcie tego, co się jeszcze nie udało żadnemu pokoleniu piłkarzy Atletico. Real jako jedyny z półfinalistów sięgał po Puchar Europy w XXI wieku: Atletico ani Monaco nie zdobyły go nigdy, a Juventus ostatni raz 21 lat temu.

- Chcemy zagrać na takim poziomie, na jaki się wznoszą marzenia naszych kibiców - mówił przed meczem Simeone. Atletico musi kolejny raz przeskakiwać siebie, bo sytuację kadrową ma trudną. W tym sezonie na zwolnieniu lekarskim było już aż 18 piłkarzy, przed Realem zostało Simeone czterech gotowych do gry obrońców. Problem jest zwłaszcza z prawą stroną: najpierw wypadli Juanfran i Sime Vrsaljko, a potem łatający tam dziurę w ostatnim meczu (wcześniej łatał też na pozycji defensywnego pomocnika) środkowy obrońca Jose Maria Gimenez. Zdążył się natomiast wyleczyć Yannick Ferreira Carrasco, czyli najważniejszy obok Griezmanna zawodnik, gdy Atletico ma piłkę.

Paradoks Isco

W Realu nie mogą zagrać Pepe i Gareth Bale, ale Zinedine Zidane miał w ostatnim czasie problemy raczej z tym jak wszystkich gotowych do gry pomieścić w składzie, a nie jak zastąpić kontuzjowanych. Real jest dziś tak bogaty w talenty, że może wystawiać dwie niemal różne drużyny (ostatnio zdarzało się Zidane'owi zrobić i dziewięć zmian z meczu na mecz) i trudno rozstrzygnąć, która lepsza. - Jest nas 23, piłkarzy z pierwszego składu. To najlepsza kadra świata - mówi Isco, czyli najbardziej chwalony piłkarz Realu w ostatnich tygodniach, a jednak piłkarz który jest w klubie dopiero na 20. miejscu pod względem minut rozegranych w obecnej Lidze Mistrzów. Uzbierał ich ledwie 148, półtora meczu z okładem (na 10 meczów Realu w LM). W lidze aż 12 piłkarzy Realu grało częściej niż Isco. Ale to on jest trzecim ligowym strzelcem drużyny, za Cristiano Ronaldo i innym rezerwowym, Alvaro Moratą.

Atletico strzela na wyjeździe, Atletico awansuje

Takich paradoksów można zebrać więcej. Cristiano Ronaldo jest najlepszym strzelcem w LM i lidze, to on wbił Bayernowi w ćwierćfinale pięć goli. Ale Real bez Cristiano też ma się dobrze. W 13 meczach obecnego sezonu bez CR miał 12 zwycięstw i jeden remis. Morata pozostaje rezerwowym, choć lepszy przelicznik goli na minutę gry ma w lidze tylko Leo Messi. Wyliczać dowody na niesłychaną siłę Realu w ofensywie można dalej. Ale grając z Atletico na własnym stadionie trzeba przede wszystkim gola nie stracić. Bo od kiedy trenerem jest Simeone, Atletico zawsze eliminowało z Ligi Mistrzów rywala, któremu strzeliło gola na wyjeździe.

Zobacz wideo
Copyright © Agora SA