Liga Mistrzów. Wszystkie pary świetne, ale ta najlepsza. Lewandowski od 2014 nie grał z Realem o stawkę. Ale przecież przez cały ten czas grał z Realem

Kiedyś meczami z Realem Robert Lewandowski wyważył drzwi do światowej kariery. Teraz przez te same drzwi prowadzi droga Polaka do podium Złotej Piłki. Trudno mu się będzie tam dostać, jeśli w Lidze Mistrzów nie przestanie być wicekrólem

Każda z wylosowanych w piątek par ćwierćfinału jest znakomita: Barcelona po wyratowaniu się w starciach z rozpędzonym, ale niedojrzałym PSG zmierzy się z rozpędzonym i dojrzałym Juventusem. Borussia Dortmund i AS Monaco rozstrzygną między sobą, kto jest efektowniejszy, kto ma lepsze młode talenty i kto wpuścił w tym sezonie do Ligi Mistrzów więcej wiatru. A dwaj przyjaciele z kadry, Łukasz Piszczek i Kamil Glik - kto jest dziś najbardziej cenionym polskim obrońcą. Para Atletico-Leicester też jest znakomita, pachnie wojną w obu polach karnych przy dośrodkowaniach. Ale jednak ćwierćfinał Bayern-Real jest znakomity bardziej. Nigdzie nie będzie tylu podtekstów ile w tej parze.

Jak piłkarze Realu śpiewali Ancelottiemu

Carlo Ancelotti poprowadzi Bayern przeciw piłkarzom, z którymi zdobył Puchar Europy w 2014 w Lizbonie, przeciw tym, którzy przerwali wtedy jego konferencję prasową, stanęli za nim i odśpiewali mu: "Jak cię mam nie kochać...". Kończący karierę Xabi Alonso zmierzy się z kolegami, z którymi ostatni wielki mecz przeżył właśnie wtedy w Lizbonie. A Robert Lewandowski zagra z Realem po czterech latach od tej wiosny, gdy czterema golami wyważył sobie drzwi do światowej kariery. I trzy lata od ostatniego starcia, właśnie w ćwierćfinale LM, gdy Polak jeszcze grał w Borussii (było 3:0 dla Realu i 2:0 dla Borussii, bez goli Lewandowskiego). Od tego czasu ani razu nie grał z Realem. Ale przecież cały czas grał z Realem. Poza boiskiem.

Rozdział "transfer do Realu" zamknięty

Jeszcze rok temu pierwsze skojarzenia byłyby oczywiste: Lewandowski kontra przyszły klub Lewandowskiego. Ale ten ćwierćfinał 2017 wypadnie akurat w pierwszym sezonie po zamknięciu rozdziału "transfer do Realu". Po czterech latach, trzech podejściach, kuszeniach, plotkach, spotkaniach pod szatnią (Lewandowskiego z Florentino Perezem) i w lożach honorowych (Cezarego Kucharskiego z działaczami Realu), po stanowczych "nie" Bayernu i po królewskiej podwyżce dla Polaka, temat przestał istnieć. Lewandowski zrozumiał, że dobry moment na przejście do Madrytu minął, przedłużył kontrakt w Monachium, niedawno przy okazji plotek o zainteresowaniu Manchesteru United Cezary Kucharski napisał jasno: Robert nie jest dziś oferowany jakiemukolwiek klubowi.

Niedawny Cristiano, obecny Cristiano, i przepaść

Drugie oczywiste skojarzenie też powoli traci termin ważności. Lewandowski kontra Cristiano Ronaldo. To nadal jest starcie dwóch najlepszych strzelb swoich drużyn w ostatnich latach. Cristiano nadal jest jednym z tych piłkarzy, którzy dla Roberta byli wzorem, z racji pracowitości i warunków fizycznych (z Messim nigdy takiej bliskości piłkarskich losów Polak nie czuł, zresztą wystarczy spojrzeć na jego wybory w plebiscytach, Messiego tam nie ma). To Cristiano dwa razy stawał na drodze Lewandowskiego do tytułu króla strzelców Ligi Mistrzów. Tylko on był od Roberta skuteczniejszy w sezonie 2012/2013. I w poprzednim sezonie. Ale między Cristiano z poprzedniego sezonu, a Cristiano obecnym jest przepaść. Wtedy zdobywał tytuł króla strzelców z 16 golami. Teraz ma zaledwie dwa, jeszcze nigdy w barwach Realu nie był tak nieskuteczny w Europie. Od 2012 rok w rok kończył Ligę Mistrzów z dwucyfrowym dorobkiem. A mniej niż pięć goli w sezonie LM zdobywał tylko jako piłkarz Manchesteru United.

Kroos do Ramosa, znak Realu

Dziś największym zagrożeniem dla rywali Realu i polisą tej drużyny na kłopoty jest nie Cristiano, a Sergio Ramos. Toni Kroos dośrodkowuje, Ramos uderza głową - to jest najbardziej rozpoznawalny znak tego sezonu Realu. BBC Benzema-Bale-Cristiano gra razem rzadko i nieprzekonująco. Ramos jest na razie niezawodny. Strzela gole wtedy, kiedy Real ich najbardziej potrzebuje, a nie tylko podwyższa wynik. Tak jest i w lidze i w pucharach. Ramos miałby w obecnej Lidze Mistrzów tyle samo goli co Portugalczyk, gdyby drugiego trafienia w 1/8 finału z Napoli nie zapisano jako samobójczej bramki. Gdy ostatnio Real grał z Bayernem, w 2014, jeszcze bez Lewandowskiego, i z Carlo Ancelottim po madryckiej stronie, to właśnie dwa gole Ramosa odebrały Bayernowi nadzieje w półfinałowym rewanżu. Zresztą dla Ramosa to były gole zacierające złe wspomnienie, czyli zmarnowany karny w półfinale z Bayernem z 2012.

Wszędzie Ramos

Dla dwumeczu Bayern - Real to znakomita wiadomość: zamiast się doszukiwać korespondencyjnych pojedynków strzelców, będziemy mieć bezpośrednie starcia dwóch piłkarzy, którzy dziś dla tych drużyn znaczą najwięcej. Lewandowski kontra Ramos. W obu polach karnych. Może to będzie również pojedynek na gole, w rewanżu w Madrycie w 2013 to właśnie Ramos strzelił na 2:0 w ostatnich minutach, Realowi brakowało wtedy już tylko jednego gola do awansu, a trener Realu Jose Mourinho pisał potem w esemesach do Lewandowskiego: "Gdyby sędzia doliczył jeszcze kilka minut, strzelilibyśmy tę trzecią". A Lewandowski odpisywał: "Raczej trudno było się spodziewać, że pozwoli grać 100 minut;-)" (cytat z "Nienasyconego", naszej książki o Lewandowskim).

Gdy Lewandowski był Übermenschem

Ale gol Ramosa był wówczas tylko i aż dodatkiem do jego pokazu uprzykrzania życia napastnikowi. Ramos zagrał fantastycznie w obronie, wypowiedział Lewandowskiemu taką wojnę, jaką mu potem w LM potrafili wypowiedzieć jeszcze tylko obrońcy Atletico Madryt (starcie z jednym z nich, Stefanem Saviciem, już wkrótce w meczu Czarnogóra-Polska). - Chciał mi parę rzeczy udowodnić po tym jak strzeliłem cztery gole w pierwszym meczu. Przeżyłem to później z obrońcami Wolfsburga w pierwszym meczu po 5:1 - wspominał Robert. Trener Juergen Klopp powiedział wtedy, że "za faule na Lewandowskim Ramos powinien dostać siedem żółtych kartek, a Lewandowski był Übermenschem, że zapanował nad nerwami".

Dla Lewandowskiego Liga Mistrzów 2013 to i przełom, i zadra

Lewandowski zapanował, Borussia potrafiła uniknąć straty trzeciego gola, udało się awansować do finału. Ale ten finał na Wembley, przegrany z Bayernem, do dziś pozostaje dla Roberta zadrą. Polak w Lidze Mistrzów był dotychczas tylko wicekrólem. Wicekrólem strzelców, wicekrólem z Borussią. Wygranie Ligi Mistrzów to jedno z jego największych marzeń. I chyba nie ma dla takiego piłkarza jak on innej drogi do spełnienia drugiego wielkiego marzenia: o podium Złotej Piłki. Zwłaszcza w takim roku jak 2017, bez wielkich turniejów reprezentacyjnych. I w takim momencie, w jakim dziś jest futbol, jeśli chodzi o największe gwiazdy.

Lepszy moment się szybko nie powtórzy

Cristiano Ronaldo się męczy, Leo Messi też się męczy, choć on akurat skuteczności w LM nie stracił, jest liderem z 11 golami. Lewandowski jest na trzecim miejscu, ma na razie 7 goli, tyle samo co Pierre Emerick Aubameyang, o jednego mniej niż Edinson Cavani, który już w LM nie zagra. Z pozostałych najgroźniejszych rywali Karim Benzema ma pięć bramek, Neymar i Antoine Griezmann cztery, Luis Suarez trzy. Ale nie chodzi tylko o liczby, chodzi o wrażenie, że hierarchia na szczycie jest dziś tak płaska, jak jeszcze ani razu od momentu, gdy rządy w piłce przejęli Cristiano Ronaldo i Messi i dzielą trofea między sobą.

Już jest jasne, że to będzie inna wiosna w LM niż ostatnie. Wolne ma już Pep Guardiola, a wcześniej nie odpadał przed półfinałem. Zabraknie w półfinale albo Realu albo Bayernu, choć od 2012 te dwie drużyny były w czwórce zawsze. Jakieś drzwi się zamykają, jakieś otwierają. Lepszy moment na kolejny skok w karierze może się szybko nie powtórzyć.

Zobacz wideo

Czy Milik wrócił za wcześnie?

Poważna kontuzja, operacja, rehabilitacja i szybki powrót na boisko. Trudno jednak powiedzieć, by Arkadiusz Milik wrócił na dobre. - On nie jest w pełni gotowy do gry - słyszymy. >>

Więcej o:
Copyright © Agora SA