Liga Mistrzów. PSV - Bayern. Na kłopoty Lewandowski: dwa gole za trzy punkty. Plus poprzeczki, słupki i niepodyktowany karny

To miał być wieczór Arjena Robbena, wracającego do swojego Eindhoven. Ale najlepszy na boisku był Robert Lewandowski. Wyrównał z karnego, dołożył zwycięskiego gola z akcji, był wszędzie. Zapewnił Bayernowi awans do 1/8 finału.

"Kontrakt leży gotowy do podpisu, Arjen" - napisali kibice PSV na transparencie dla Robbena, który kiedyś właśnie z Eindhoven wyruszył w świat i pewnie tam też wróci, gdy będzie się przymierzał do zakończenia kariery w Holandii. Witano go tutaj na czerwonym dywanie, wypytywano, czy będzie się cieszył, jeśli strzeli gola PSV. A transparent był sympatyczną kpiną z przeciągających się negocjacji kontraktowych Robbena w Bayernie.

Poprzeczka, słupek, poprzeczka i słupek

Holender był najlepszym w ostatnich tygodniach piłkarzem Bayernu, zdobywał bramkę za bramką. Również wtedy, gdy się dłużyła seria minut bez gola w Bundeslidze Roberta Lewandowskiego. Aż ją wspólnie przerwali w ostatniej kolejce z Augsburgiem, asystując sobie nawzajem przy swoich golach. Ale w Eindhoven nie było show Robbena. Nie było też kolejnych wzajemnych asyst Robandowskiego, jak nazwano ten holendersko-polski duet po trzech bramkach z Augsburgiem. Robben zszedł w drugiej połowie po dość przeciętnym występie. Choć asysty przy golu Lewandowskiego i tak był bliski: w pierwszej połowie wrzucał piłkę z rzutu rożnego, a Lewandowski po uderzeniu głową trafił w słupek, był też w tej sytuacji tak przytrzymywany przez obrońcę, że rzut karny byłby jak najbardziej uzasadniony. W jednej z wcześniejszych akcji Polak trafił w poprzeczkę, też po uderzeniu głową, ale z dalszej odległości. A pod koniec meczu mógł strzelić swoją bramkę sezonu: przyspieszył i obracając się w stronę bramki przerzucił piłkę nad obrońcą. Strzelił zanim obrońca zorientował się gdzie jest. Ale piłka odbiła się najpierw od poprzeczki, a potem od słupka.

"Znów czuję siłę"

Nie było hattricka, ale był jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy klubowy mecz Lewandowskiego w tym sezonie. Polak był nie do upilnowania: schodził pod linię boczną z lewej strony, cofał się po piłkę pod linię środkową, robiąc miejsce w centrum ataku dla innych. Podprowadzał akcje, przepychał się z obrońcami, zrywał się co chwila do krótkich sprintów, czekając na podanie po którym się znajdzie przed bramkarzem. Dziękował ostatnio Carlo Ancelottiemu za to, że trener dał mu odpocząć - m.in. nie wystawiając w ogóle w meczu Pucharu Niemiec - mówił że znów czuje się znakomicie. - Czuję, że siła wróciła - tłumaczył. Jest ostatnio w świetnym humorze, tak jakby wreszcie zapomniał o cenie, którą musiał płacić za Euro 2016 i związaną z nim presję, o nawarstwiającym się zmęczeniu, które w ostatnich miesiącach bywało jego największym problemem.

Pewnie z karnego

- Nie jestem maszyną. Nie będę strzelał w każdym meczu - mówił, gdy już dobiegło końca czekanie na gole w Bundeslidze. Ale to czekanie (pięć meczów bez bramki) dotyczyło tylko ligi niemieckiej. W reprezentacji Lewandowski strzelał w każdym jesiennym meczu. W Lidze Mistrzów w nowym sezonie nie pokonał bramkarza tylko raz: Jana Oblaka z Atletico. W Eindhoven dwiema bramkami odwrócił wynik, zapewnił Bayernowi awans do 1/8 finału, a sobie awans na drugie miejsce w klasyfikacji strzelców LM: jest teraz z czterema bramkami drugi za Leo Messim, razem z Edinsonem Cavanim i Mesutem Oezilem.

Wyrównującą bramkę (PSV prowadziło po golu z wyraźnego spalonego) zdobył w 34. minucie z rzutu karnego, podyktowanego za zagranie ręką Andresa Guardado. Lewandowski to jeden z najlepszych dziś wykonawców karnych, w nowym sezonie ma też przy nich pierwszeństwo w Bayernie, po tym jak poprosił o przerwę Thomas Mueller, po kilku pomyłkach. Polak strzelił pewnie, wysyłając bramkarza PSV w przeciwny róg. Ale to drugim golem zapracował na większe uznanie.

Zrównał się z Puskasem

Była 74. minuta, dziesięć minut wcześniej Ancelotti zrobił podwójną zmianę: zeszli Arjen Robben i Joshua Kimmich, czyli dwaj najlepsi obok Lewandowskiego strzelcy Bayernu w tym sezonie. Weszli Douglas Costa i Kingsley Coman, czyli pomocnicy którzy w poprzednim sezonie byli stałymi asystentami przy golach Lewandowskiego i Muellera, ale potem mieli problemy i ze zdrowiem i z formą. Costa swoje zadanie w Eindhoven wypełnił znakomicie. Rozpędził atak Bayernu przy linii bocznej, oddał piłkę Davidovi Alabie, a podanie Austriaka wzdłuż linii wykorzystał Lewandowski, gubiąc obrońców. To był jego czwarty gol w czwartym meczu nowego sezonu LM, gol numer 36 w Pucharze Mistrzów, co daje Lewandowskiemu 15. miejsce na liście wszechczasów, razem z Ferencem Puskasem (Robert wyprzedził we wtorek na tej liście Gerda Muellera i Ferenca Puskasa).

Dzięki jego dwóm bramkom Bayern dokonał czegoś jeszcze: wreszcie wygrał wyjazdowy mecz w Lidze Mistrzów. Po 11 miesiącach czekania. Poprzednie zwycięstwo to było 2:0 w Zagrzebiu z Dinamem, 9 grudnia 2015. Po dwóch golach Lewandowskiego oczywiście.

Więcej o:
Copyright © Agora SA