Liga Mistrzów. "Superliga będzie miała krótki żywot"

- Jeżeli chodzi o rozwój federacji, lig i klubów, to zmiany przyspieszyły. Według mnie zabrakło zdefiniowania celu: po co my to wszystko robimy? - mówi prezes Ekstraklasy S.A. Dariusz Marzec. W poprzednim tygodniu został wybrany członkiem zarządu europejskiego stowarzyszenia lig profesjonalnych (EPFL). W rozmowie ze Sport.pl tłumaczy na czym polega konflikt interesów z UEFA oraz jak w najbliższych latach zmieni się europejski futbol.

Michał Zachodny: Na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów sprawdziłem bilans klubów losowanych z czwartego koszyka. Gdyby nie Monaco, Kopenhaga i Besiktas, to wyniki byłyby dramatyczne. A i tak jest źle: tylko trzy wygrane, aż 60 goli straconych przez osiem drużyn. Czy choćby z racji tego w Europie da się wyczuć, że kluby z tego poziomu - w tym Legia Warszawa - już nie są mile widziane w LM?

Dariusz Marzec, prezes Ekstraklasy S.A.: - Oczywiście, że nie. Polska liga jako organizacja jest coraz bardziej doceniana. Mam nawet wrażenie, że Ekstraklasę ceni się bardziej zagranicą niż w kraju. Jesteśmy bardzo młodą ligą, powstaliśmy ledwie 11 lat temu. Mocno budujemy kompetencje odnośnie wizerunku ligi, komunikacji. Jednocześnie spójrzmy na środki jakie są zgromadzone w Lidze Mistrzów: 1,3 mld euro jest dzielone między 32 kluby, a 400 pozostałych klubów z pierwszych poziomów rozgrywkowych w Europie otrzyma jedynie 170 mln euro. Trudno jest rywalizować drużynom z naszego regionu, gdy topowe kluby dostają z UEFA tysiąc razy więcej środków na rozwój. Ktoś powie, że to jest pochodna zainteresowania tymi klubami na całym świecie, ale należy pamiętać, że również inne czynniki należy brać pod uwagę. Bundesliga, Premier League czy La Liga poszły w kierunku wyrównanego podziału środków między swoimi klubami: mistrz może otrzymać z praw marketingowych i mediowych maksymalnie 2-2,5 razy więcej niż ostatnia drużyna. W Hiszpanii liga sprzedała ostatnio międzynarodowe prawa mediowe z zyskiem większym o 500 mln euro, niż w poprzednim przetargu. Te dodatkowe fundusze zostały przeznaczone na rozwój klubów środka tabeli, aby wyrównywać szanse. To jest droga, którą idą ligi. My idziemy ich tropem podobnie dzieląc pieniądze, niestety UEFA podąża w odwrotnym kierunku. Widoczna obecnie przepaść między największymi klubami a resztą nie jest więc dziełem przypadku.

Czy stwierdzenie, że Ekstraklasa SA bardziej potrzebuje obecności w Europie niż na odwrót jest prawdziwe?

- Myślę, że nie. W EPFL dominuje zupełnie inna wizja współpracy niż w UEFA czy Europejskie Stowarzyszenie Klubów (ECA). Tam decydujący głos mają największe kluby, a my dbamy o kulturę dyskusji. Zachęcano nas do wejścia do zarządu, by głos lig z tej częściej Europy, tych małych i średnich, był lepiej słyszalny. Teraz chcemy spełniać rolę lidera regionu, co zostało bardzo dobrze przyjęte.

Jak wyglądał proces gromadzenia przez pana i Ekstraklasę poparcia innych przedstawicieli?

- EPFL powstał w 2005 roku, Ekstraklasa dołączyła do stowarzyszenia dwa lata później. Kolejne zarządy rozwijały współpracę, a w ostatnich dwóch latach stało się to z jednym z priorytetów naszej strategii międzynarodowej i dzięki temu zacieliliśmy związki z innymi ligami. Mamy bardzo dobre relacje ze Szwajcarami, Austriakami czy Holendrami - gdy mamy problem i chcemy zasięgnąć opinii, to odzew przychodzi bardzo szybko, chętnie dzielą się z nami wiedzą, doświadczeniami. Z drugiej strony to my mocno zaangażowaliśmy się ramach EPFL, zorganizowaliśmy warsztaty szkoleniowe dla małych i średnich lig na temat sprzedaży praw mediowych i marketingowych oraz na temat produkcji telewizyjnej. Bardzo dobrze został również przyjęty poziom organizowanego przez nas walnego zgromadzenia EPFL. Nasza wieloletnia aktywność została dostrzeżona i doceniona podczas głosowania na członków zarządu.

Jakie są wymierne korzyści uczestniczenia w rozmowach EPFL, bycia w zarządzie?

- W sferze działań stowarzyszenia znajdują się m.in. takie kwestie jak: przygotowanie i konsultacje projektów kalendarza rozgrywek europejskich UEFA, międzynarodowego terminarza FIFA, przepisy transferowe. Wymierne korzyści wynikają z pozyskania szeroko pojętego know-how. Holendrzy opowiadali nam, jak budowali swój telewizyjny kanał sportowy. Z Bundesligi zaprosiliśmy szefa działu sportowego, by opowiedział klubom, jak tam budują system akademii. Z kolei Serbowie od nas zaadaptowali system rozgrywek.

Nie zgłaszali reklamacji?

- Nie, rozegrają tym systemem kolejny sezon. W ramach EPFL rusza również wspólny dla małych i średnich lig system przetargów. Chodzi o sprzedaż o praw do publikowania wyników firmom bukmacherskim na rynku międzynarodowym. Ten projekt jest na etapie finalizacji formalnej. Wiadomo, że tym większym łatwiej sprzedać prawa, a my musimy szukać partnerów by uzyskać efekt skali. Wreszcie działalność w EPFL to też duża polityka: dyskusja o formacie rozgrywek, strategia długofalowej współpracy z UEFA i ECA, a także kierunki rozwoju lig zawodowych.

Jak w praktyce wygląda taka współpraca?

- Jeśli chodzi o organizację warsztatów to zapraszamy odpowiednich prelegentów, którzy prezentują konkretne przykłady, takie jak ten z Eredivisie. Natomiast walne zgromadzenie to prezentowanie wyników prac grup roboczych i głosowanie. Mogę zapewnić, że większość spraw jest rozstrzyganych jednomyślnie, natomiast poziom dyskusji jest na drugim biegunie niż to, co wydarzyło się z propozycją nowych formatów LM i LE. Tam nie było żadnych konsultacji, UEFA rozmawiała tylko z częścią ECA. Uważamy ten poziom dyskusji za nieakceptowalny. Chcemy przeprowadzić prawdziwą rozmowę, znaleźć wspólne rozwiązania, by te rozgrywki prowadziły do większej rywalizacji.

Ale Włosi nie zdecydowali się podpisać oświadczenia o wycofaniu listu intencyjnego łączącego EPFL z UEFA.

- To ciekawy przypadek, ponieważ Serie A to jedyna liga, która skorzystałaby na nowym formacie. Pozostałe ligi mogą tylko stracić. W całej dyskusji chodzi o to, aby korzyści finansowe były przyznawane za aktualny poziom sportowy prezentowany na boisku, a nie za zasługi sprzed 10 lat. Większość lig, federacji i znacząca większość klubów myśli w ten sposób, ale niestety ich głos nie był brany pod uwagę przez UEFA. Dlatego zmiana formatu rozgrywek Ligi Mistrzów i Ligi Europy budzi taki sprzeciw.

Tych miejsc dla klubów z naszego regionu będzie coraz mniej, nie ma co się oszukiwać.

- To drugi problem: będzie mniej miejsc, a do tego czterdzieści federacji będzie miało kluby, które wznawiają rozgrywki na przełomie czerwca i lipca. Co dwa lata powstanie problem, bo kluby będą startować w trakcie międzynarodowych turniejów - Mistrzostw Europy i Świata, czego doświadczyliśmy podczas ostatniego EURO we Francji. Tak więc kwestia otwierania drzwi dla szerszej grupy klubów też jest polem do dyskusji. Nawet UEFA zmieniła format rozgrywania EURO, zwiększając liczbę uczestników. Podobnie chce uczynić prezydent FIFA, Gianni Infantino, który zamierza zwiększyć pulę miejsc na mistrzostwa świata. Obecny system europejskich pucharów idzie w przeciwnym kierunku, konserwuje te same kluby i nie dopuszcza nowych. W ramach EPFL uważamy, że to nie jest najlepsza formuła. A budowanie specjalnej Superligi będzie miało krótki żywot. Jednocześnie trzeba pamiętać dlaczego Komitet Wykonawczy zaproponował takie kierunki zmian. Większość praw mediowych jest obecnie sprzedawana pod kątem kibiców z innych kontynentów. Oni chcą oglądać mecze tylko największych klubów, ale również dla nich formuła w której wielkie kluby grają ze sobą po 3, 4 razy w sezonie przestanie być atrakcyjna. Nie oszukujmy się: futbol potrzebuje takich historii jak Leicester City, by mocniejsi wiedzieli, że trzeba wciąż się starać.

Czy polskie kluby nie powinny najpierw skupić się na poprawianiu aspektu sportowego, a dopiero później budowaniu własnej pozycji w Europie?

- Możemy dyskutować, jakie znaczenie mają poszczególne obszary funkcjonowania klubu: marketing, sprzedaż czy siła sportowa. Jednak wszystkie te elementy są ważne przy budowie wielkich klubów. W ostatnich latach kwestie biznesowe bardzo mocno zyskały na znaczeniu w polskich klubach. Mamy obiekty, których zazdrości nam cała Europa i coraz większą stabilizację na poziomie finansowym. Cztery lata temu 16 klubów generowało w sezonie ponad 110 mln długów, a ostatni raport pokazał już tylko nieco ponad 20 mln. Ciągle to jest strata, ale na poziomie europejskim to ewenement. Jesteśmy w miejscu w którym można budować odpowiedni poziom sportowy, który faktycznie wymaga najwięcej rozwoju. Tylko kluby, które są stabilne na trzech filarach - społecznym, sportowym i biznesowym - mogą rywalizować z najlepszymi w Europie. Powoli jesteśmy do tego gotowi, jednocześnie wciąż potrzeba cierpliwości, ponieważ mamy sporo do nadrobienia.

Rozumiem cele EPFL, natomiast największą wadą tego stowarzyszenia jest to, że interes całej ligi jest często podważany przez te najbogatsze kluby.

- Uważam, że obecna sytuacja to wielka szansa dla EPFL do scementowania organizacji i głosu zrzeszonych lig. Niemal wszyscy inni są przeciw zmianom. Trudno o lepszy moment, gdy zdecydowana większość myśli tak samo. Nie wierzę, że nasze drużyny są przeciwne temu, co robimy w EPFL - i tak samo jest w przypadku innych lig. Interesy klubów i ligi bywają odmienne, natomiast nasz długofalowy cel jest jeden: budować atrakcyjną rywalizację dla naszych kibiców.

Nie idzie to w kierunku oderwania się kilkunastu klubów?

- Na pewno nie w EPFL. W zarządzie prowadzimy dialog z ligą angielską, hiszpańską, szkocką, szwedzką... i jesteśmy zgodni, że trzeba przeciwstawić się tym propozycjom, aby nie pogłębiały się różnice między topową 32 a całą resztą. Jeśli skorzysta jedynie kilkanaście klubów, to pozostałe kilkaset straci. Nawet patrząc na opinię najważniejszych osób, prezydentów Aleksandera Ceferina i Gianniego Infantino, oni również są za dopuszczeniem do rywalizacji większej liczby drużyn.

Ceferin z jednej strony jest przeciwnikiem Superligi, ale z drugiej ostatnio mówił o grze w terminach sprzyjających rynkowi azjatyckiemu, rozgrywaniu finałów na innych kontynentach. Miał być przedstawicielem krajów małych i średnich, ale szybko okazał się być prezydentem zależnym od bogatych.

- Z jednej strony go rozumiem, bo te słowa świadczą o tym, że stara się podnieść wartość praw mediowych do Ligi Mistrzów i Ligi Europy. W związku z tym otwarcie się na nowe rynki, stworzenie większej liczby terminów... My jako liga to rozumiemy. Natomiast należy unikać cenienia kibica z tamtych rynków bardziej od tego własnego, lokalnego. To krok za daleko. Tak samo jak rozgrywanie finałów poza Europą. Punktem wyjścia do rywalizacji w pucharach są ligi europejskie. Jeśli one w sferach sportowej i biznesowej starają się być coraz lepsze, to taki rozwój może się przenieść na super rywalizację na poziomie międzynarodowym. To przełoży się na ciekawe i wyrównane widowiska.

W zarządzie ECA zasiada Dariusz Mioduski, większościowy współwłaściciel Legii Warszawa. O czym panowie rozmawiacie przy okazji spotkań, takich jak na meczu Legii z Lechem, gdy siedzieliście obok siebie?

- Obaj jesteśmy zdania, że EPFL, ECA i UEFA powinny być prowadzone wspólnie, połączone w logiczną całość. Natomiast w samym stowarzyszeniu klubów ECA istnieją rozbieżne interesy, w zarządzie dominują przedstawiciele największych klubów i ciężko jest przegłosować zmiany, które poszłyby w kierunku szerszej dystrybucji środków, dopuszczenia większej liczby zespołów, a przez to większej rywalizacji. W EPFL jest o to łatwiej, bo nasz interes jest wspólny.

Czy inne polskie kluby wyrażają zainteresowanie działalnością międzynarodową?

- Kluby dostrzegają, że walczymy o dodatkowe korzyść dla nich, zwiększając wartość praw mediowych i marketingowych. Nagłaśniamy akcje prowadzące do zwiększenia frekwencji, jesteśmy obecni na forach biznesowych, zwiększając wartość naszych wspólnych rozgrywek. To jest doceniane. Wszystkim nam zależy, aby zablokować niekorzystne zmiany w europejskim futbolu klubowym. Kluby może tego głośno nie wyrażają, ale spora część ma ambicje gry w pucharach lub planuje to w przyszłości. Udowadnia to przykład Zagłębia Lubin, które zagrało w eliminacjach Ligi Europy ledwie dwa lata po spadku z Ekstraklasy. Jeżeli my dziś w temacie formatu nic byśmy nie robili, nie wspieralibyśmy konkretnego kierunku, to za kilka lat kluby mogłyby mieć do nas pretensje.

Te wszystkie rozmowy, dyskusje i działania, które nabrały na sile w ostatnim czasie zdefiniują na nowo futbol w następnych kilku latach?

- Jeżeli chodzi o rozwój federacji, lig i klubów, to zmiany przyspieszyły. Najwięcej dzieje się w obszarze zwiększania wartości rozgrywek, przez co zainteresowaniem cieszą się obszary praw mediowch i marketingowych. Obecnie najwięcej do powiedzenia mają najsilniejsze kluby, które szukają najwięcej korzyści dla siebie, jednak to się musi zmienić dla naszego wspólnego dobra. Największe kluby muszą zrozumieć, że ich siła wzrośnie tylko przy zwiększeniu poziomu rywalizacji w ligach zarówno krajowych, jak i Lidze Mistrzów i Europy.

Jak wygląda w rzeczywistości sprzeciw EPFL w sprawie reformy rozgrywek europejskich przygotowany przez UEFA?

- W piątek wypowiedzieliśmy tzw. "memorandum of understanding" - porozumienie z UEFA, według którego to Europejska federacja pierwsza wyznacza terminy rozgrywania spotkań, a ligi muszą się dostosować.

Może to stworzyć chaos organizacyjny.

- Musimy zastosować takie środki. Oczywiście działamy ostrożnie, daliśmy sobie czas do połowy marca, by przeprowadzić dodatkowe rozmowy na linii EPFL - UEFA. Ze strony EPFL została powołana grupa do prowadzenia tej dyskusji.

EPFL dyskutował już o rozwiązaniach na wypadek stworzenia zamkniętej ligi dla największych klubów?

- Zarząd EPFL zastanawiał się nad przyszłością, np. terminarza rozgrywek krajowych i Ligi Mistrzów, gdy mecze byłyby w tym samym czasie. Ale powiedzmy sobie szczerze: to byłoby destrukcyjne dla obu stron.

Pojawiły się doniesienia o możliwości stworzenia ligi atlantyckiej. To mit czy fakt?

- Przy okazji spotkania EPFL w Zurychu ten pomysł był omawiany, choć niezbyt szeroko.

Jak widzi pan przyszłość europejskich rozgrywek jako prezes Ekstraklasy?

- Zakładam, że konsensus jest do wypracowania, lecz każdy musi mieć szansę wypowiedzenia się. Według mnie zabrakło zdefiniowania celu: po co my to wszystko robimy? Dla atrakcyjności rozgrywek, dla widza, ale i dla marzenia, że w tej Lidze Mistrzów każdy może zagrać. O tym ostatnim niektórzy w środowisku piłkarskim zapomnieli.

Więcej o:
Copyright © Agora SA