Liga Mistrzów. Atletico - Bayern, czyli kto się brzydzi Colchoneros

Atletico ma ogromną chęć na Bayern - za piłkarskie krzywdy sprzed 40 lat i wszystkie epitety, którymi obrzucał je ostatnio prezes Bawarczyków. Real uśmiecha się patrząc w stronę San Siro.

Dariusz WołowskiDariusz Wołowski Fot. Sport.pl Pep Guardiola mówi, że gdy Atletico gra dobrze, zawsze wygrywa. Komplementy Katalończyka mają zapewne pokryć arogancję prezesa Bayernu Karla-Heiza Rummenigge. Nie ma człowieka w futbolu, na którego Diego Simeone miałby większą chrapkę. Jest się za co mścić, bo też Niemiec zmieszał z błotem wszystkie wartości wyznawane przez trenera Atletico. Już przed rokiem, gdy obolali Colchoneros lizali rany po porażce z Realem w ćwierćfinale, Rummenigge grzmiał, że wszyscy kochający piękny futbol powinni świętować. Bo Simeone stworzył szkaradztwo, monstrum, które za nic ma wszelkie wartości, kieruje się wyłącznie instynktem zniszczenia. I mówił to prezes europejskiego stowarzyszenia klubów! Cała ta słowna kanonada ucichła szybko - Bayern dostał za rywala w półfinale piękną Barcelonę, i na tym zakończył udział w rozgrywkach.

Mało tego. Po tym jak Bawarczycy omal nie padli z Juve w 1/8 finału obecnej edycji - Rummenigge zagrzmiał, że UEFA powinna chronić wielkich. Rzecz jasna wśród wielkich prezes Bayernu nie widzi Atletico, klub z Calderon nie chce jednak uznać racji Niemca. Pokazał to w tej edycji Ligi Mistrzów.

Gdyby oceniając obie drużyny skupić się na grze bramkarza i obrony, przewaga Atletico byłaby zdecydowana. Jan Oblak to spec klasy Manuela Neuera, tylko nie tak sławny, popularny i ekscentryczny jak Niemiec, więc puste przeloty i kiksy nie zdarzają mu się póki co w ogóle. Bayern cierpi z powodu plagi urazów wśród obrońców, w Bundeslidze tego niemal nie zauważa, ale w starciu z Atletico może być inaczej. Oczywiście w ofensywie Bawarczycy dysponują środkami bardziej różnorodnymi, to samo można było jeszcze przed chwilą mówić o Barcelonie.

Faworytem jest Bayern. Nawet zdecydowanym. Colchoneros mierzą się z przeciwnikiem nowym, którego Simeone jeszcze tak dobrze nie rozpracował jak hiszpańskich gigantów. Robert Lewandowski zetknie się z defensywą jeszcze lepiej zorganizowaną niż ta Juventusu. W 42 meczach ligowych i Ligi Mistrzów tego sezonu Oblak sięgał do siatki 21 razy! Nikt w czołówce Europy do takiej średniej się nie zbliża.

Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o obu klubach, wartości na których buduje Atletico Simeone są bliźniacze wobec tych, na których przez dekady funkcjonował Bayern: dyscyplina, wyrachowanie, efektywność, praca i hasło jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Niemiecki futbol nigdy nie był gwiazdorski, zawsze ponad indywidualnościami stała drużyna. Dlatego był tak groźny.

Dziś Niemcy doczekali wirtuozów, dziwne, że Rummenigge zapomniał, jak wyglądała narodowa drużyna, w której grał na mundialach w 1982 i 1986. Pele nazywał to dosadnie: "dziesięciu robotów plus Rummenigge". Prezes Bayernu wystąpił w niesławnym meczu z Austrią (25 czerwca 1982, dla wielu najczarniejsza data niemieckiej piłki), w którym wynik 1:0 eliminował z turnieju Algierię. Ale dziś bez skrępowania peroruje o pięknie i uczciwości.

Rummenigge nie grał za to w finale LM z 1974 roku, który Bayern wygrał z Atletico 4:0. Trzeba było go powtórzyć, bo pierwszy po dogrywce zakończył się remisem (1:1). Karl-Heinz ma w CV triumfy z 1975 i 1976 roku.

Faworyt drugiej pary półfinałowej jest jeszcze bardziej oczywisty. Faktycznie los nie uwziął się w tej edycji Ligi Mistrzów na najbardziej utytułowany klub w historii rozgrywek. Real był w tym sezonie na deskach dwa razy: po klęsce z Barceloną u siebie i porażce w derbach Madrytu. Ale się pozbierał. Pokonał Romę, odwrócił losy rywalizacji z Wolfsburgiem, w półfinale z Manchesterem City jego szanse są ogromne. Poturbowani Ramos, Ronaldo, Bale, Benzema i reszta podnoszą głowy dowodząc, że wielkich poznaje się po tym jak kończą, a nie zaczynają.

Jeśli Manuel Pellegrini wpadnie na podobny pomysł jak w rewanżu z PSG w ćwierćfinale, by grać uważnie w tyłach i kontrować, zwiększy szanse swojej drużyny. Na pożegnanie z Manchesterem może odnieść gigantyczny sukces. Pep Guardiola już raz podpisał umowę z nowym klubem nie mając pojęcia, że będzie przejmował najlepszy zespół w Europie. Barcelonę brał w rozsypce, osiągając z nią szczyt w kilkanaście miesięcy. Do Bayernu trafił po najlepszym sezonie w jego historii (potrójna korona). Powiedział poprzednikowi Juppowi Heynckesowi, że dostaje drużynę doskonałą, po czym zmienił w niej wszystko, ale takiego sukcesu już nie powtórzył.

City o miejsce w Europie walczy od 5 lat. Dwa razy przepadło w grupie LM, dwa razy w 1/8 finału z Barceloną. Teraz, gdy Pellegrini odchodzi, trafiło na rywali przystępnych. Real to już jednak najwyższa półka. Co nie znaczy, że najlepsza passa klubu z Etihad w Lidze Mistrzów musi dobiec końca.

Dyskutuj z autorem na jego blogu W polu karnym

Zobacz wideo

Jak wytłumaczyć sukces Atletico Madryt?

Więcej o:
Copyright © Agora SA