To jedyna tej wiosny para ćwierćfinałowa bez triumfatora Pucharu Europy. Ba, nawet bez finalisty! PSG tylko raz dobiło do czwórki najlepszych zespołów kontynentu (1995), historia City w prestiżowych rozgrywkach do XXI wieku ograniczała się do dwóch meczów. Oba zespoły mierzyły się dotąd raz - osiem lat temu w fazie grupowej Pucharu UEFA. Paryż podnosił się wówczas po sezonie, w którym do końca bronił się przed spadkiem, City leżało w środku tabeli ligi angielskiej.
A potem nagle trawa w Paryżu i Manchesterze zaczęła się zielenić jak w Barcelonie, Madrycie i Monachium.
Sponsorzy z Kataru i ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich podłączyli pod kluby silniki rakietowe. PSG z pośmiewiska niepotrafiącego wykorzystać potencjału francuskiej stolicy zamieniło się w zespół, który zdominował tamtejszy futbol jak nikt wcześniej. City z hałaśliwych sąsiadów Manchesteru United stali się sąsiadami, z którymi trzeba się liczyć, którzy lepiej szkolą, są bardziej innowacyjni, mogą sławniejszych rywali pokonać i odebrać im mistrzostwo.
W obu przypadkach efekt był zatem ten sam, ale strategie sponsorów znacząco się różnią. Sport jest fundamentem ogłoszonego w 2008 r. "Katarskiego planu 2030", którego celem jest "zbudowanie nowoczesnego społeczeństwa zdolnego do trwałego rozwoju". - Amerykanie przez Dolinę Krzemową ustawili się w centrum rynku nowoczesnych technologii. Kraje rozwijające się używają do tego sportu - mówi profesor Simon Chadwick zajmujący się ekonomią w futbolu. Katarczycy budują zatem markę, dlatego organizują wielkie sportowe imprezy (mistrzostwa świata w piłce ręcznej, lekkoatletyce, futbolu etc.) i marzą o podbiciu LM - natomiast emiraccy szejkowie budują globalną korporację przynoszącą zyski na całym świecie. City Football Group dzięki klubom i szkółkom promuje błękitne barwy Manchesteru na czterech kontynentach. Szybko nadrabia dystans do klubów, które na szczycie były zawsze i które wcześniej wystartowały w wyścigu o kibica z najodleglejszych lądów.
Obie inwestycje jeszcze niedawno nie miałyby sensu. W latach 90. UEFA wpuszczała do elity tylko mistrzów krajów, nie gwarantowała ani takiej widowni, ani takich premii. Ryzyko porażki było duże, niewspółmierne do nagrody. Rozszerzenie rozgrywek, morze pieniędzy od telewizji i reklamodawców przyciągnęły nowych graczy.
Co naturalne, nowe organizmy w środowisku zaczęły na to środowisko wpływać. Finansowe Fair Play pozwalające klubom wydawać tyle, ile zarobią, było odpowiedzią także na napływ inwestorów z Azji. I także oni odpowiadają za to, że dziś Europa coraz głośniej rozmawia o powołaniu SuperLigi. Zapalnikiem dla dyskusji o zamkniętych rozgrywkach, w których duzi mają się mierzyć wyłącznie z dużymi, był oczywiście gigantyczny kontrakt telewizyjny podpisany przez ligę angielską. Ale władze PSG protestować nie będą, obecny sezon - sześć kolejek przed końcem mają 25 punktów przewagi nad Monaco - dobitnie pokazał, że we Francji nie mają już rywala.
Oba zespoły nie uchodzą jeszcze za faworytów LM, City dopiero pierwszy raz przebiło się do ćwierćfinału. Ale biorąc pod uwagę, z jakiego poziomu startowały, i to, że jeden wystąpi przynajmniej w półfinale, na poważnie trzeba brać zapowiedzi właścicieli powtarzających, że nie spoczną, dopóki LM nie wygrają.