Liga Mistrzów. Manchester United - śmierć przez futbol

Gdy Brendan Rodgers mówił o "śmierci przez futbol" to chodziło mu o tak długie wymienianie podań przez jego zespół, by biegający za piłką rywale padli ze zmęczenia. W wypadku Manchester United Louisa van Gaala jest podobnie, choć razem z przeciwnikami "Czerwonych Diabłów" cierpią kibice drużyny Holendra - pisze na swoim blogu Michał Zachodny ze Sport.pl

Tak, United wygrali z CSKA Moskwa, gola strzelił Wayne Rooney i całą krytykę stylu gry drużyny czy formy jej napastnika i kapitana można by przełożyć na weekend lub kolejne miesiące. Jednak nawet we wtorkowym spotkaniu bliżej było remisu, do decydującego trafienia najlepszą, podwójną, choć i ich jedyną szansą była ta Doumbii, czyli napastnika gości. Szkoda czasu na gdybanie, choć, podobnie jak po kilku sytuacjach zmarnowanych przez piłkarzy Crystal Palace w sobotę, krytykom dwa ostatnie wyniki United (remis i zwycięstwo) nie zamkną ust. Wręcz przeciwnie, nawet van Gaal przyznał, że de Gea i Smalling uratowali jego zespół.

Więc na nic te niemal siedemdziesiąt procent posiadania piłki, ponad siedemset podań, dziesięć rzutów rożnych, piętnaście strzałów. Najwięcej powie Wam statystyka dwunastu spalonych na których zostali złapani piłkarze van Gaala - nie był to efekt ryzykownej gry, prób wielu prostopadłych podań. Po prostu gospodarze tak długo zwlekali z zagraniami na wolne pole, że linia obrony CSKA mogła spokojnie się ustawić, wyjść kilka kroków w stronę środka boiska i następnie ze spokojem wznowić grę. Wszystko było czytelne, mechaniczne, pozbawione tempa i automatyzmu kluczowego w takich sytuacjach.

Naprawdę blisko było tego remisu. Wiele o filozofii van Gaala powiedział Daley Blind, który, chcąc swojego szefa bronić, tłumaczył, że czasem United muszą nastawić się na grę na remis, odpuścić gonitwę za pełną pulą, bo nie opłaca się ryzykować. - Punktem wyjścia jest to, że nie kończy się meczu z zerowym dorobkiem punktowym - tłumaczył obrońca.

U Fergusona po takich słowach zawodnik miałby przechlapane. Nikt nie miał prawa nawet pomyśleć, że w grę Manchesteru United wkradło się kunktatorstwo, myślenie najpierw o stracie a nie o zysku. Przecież bez ryzyka nie byłoby całej legendy, kilkunastoletniej historii "Fergie Time". Przecież wbrew pozorom nie chodzi tylko o to, że United w ostatnich minutach potrafili odwrócić losy wielu meczów, przykryć późno strzelonymi golami słabsze występy - z tym fenomenem wiązała się cała filozofia szkockiego menedżera. W ostatnich latach swojej pracy nie musiał nawet ruszać się ze swojego miejsca na trybunie, by przypomnieć piłkarzom o momencie na finalną szarżę, na podniesienie tempa gry, zaostrzenie jej, zaryzykowanie. Oni już mieli to we krwi.

Van Gaal przeprowadził skuteczną transfuzję, zresztą o transferach United już wiele pisano, w ostatnich tygodniach najwięcej pretensji było związanych z pozycją w składzie Memphisa Depaya oraz ustawieniem na boisku Anthony'ego Martiala. Jednak problem jest inny niż wykorzystanie tych lub pozostałych zawodników. Najtrudniej Holendrowi przychodzi przekonanie publiki.

Tam transfuzja jest trudna do wykonania. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem publiczność skandowała "Attack, attack, attack", czyli przekaz za Fergusona tylko dodający werwy już nacierającym piłkarzom - teraz miało być to ostrzeżenie, że kibice nie chcą już futbolu w tempie chodzonym, futbolu podań poprzecznych, taktyce kontr przeciąganych w ataki pozycyjne a nie wykańczanych w kilka sekund.

Tak, czasem Manchester United Fergusona to był zespół szaleńców zdolnych do zaryzykowania wszystkiego dla jeszcze jednego gola, dla punktu, dla uciechy widowni. Jednak z każdym kolejnym zwycięstwem przeciwnicy nie myśleli o tym, że będą mogli to ryzyko "Czerwonych Diabłów" wykorzystać - oni byli przerażeni upływającym czasem i pojawieniem się sędziego technicznego z tablicą obwieszczającą, że oto jeszcze trzy minuty gry.

Z Manchesterem United van Gaala jest jeszcze inaczej - to drużyna pragmatyków. Owszem, jego zespół zaliczył kilka naprawdę fantastycznych spotkań, gdy funkcjonował pressing, gdy po prostu fajnie się ich oglądało. Jednak jego zespół to właśnie tacy pragmatycy, jak Daley Blind. Nie możemy wygrać? Remisujemy.

U Fergusona nie było możliwości, by ktokolwiek pomyślał, że przy wyniku 0-1 na dwie minuty przed końcem Manchester United nie może zgarnąć pełnej puli punktów. Krytyka byłych piłkarzy przede wszystkim Szkota jest jak najbardziej zrozumiała, im też trudno pogodzić się z tym, jak szybko i zdecydowanie Holender odszedł od tego, co mogło być spuścizną, największym spadkiem po emerytowanym genialnym menedżerze.

Kibice może jeszcze swojej cierpliwości nie stracili - faktem jest, że Manchester United pozostaje w wyścigu o mistrzostwo kraju i po najbliższym meczu może zapewnić sobie awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów - ale coraz mniej z nich wierzy, że warto w ogóle czekać na ostatnie minuty. Coraz więcej z nich mówi sobie w 85. minucie, że z udziałem United już nic ciekawego się nie zdarzy, co - nawet przy remisowym wyniku - może być zgodne z wolą van Gaala.

Cały wpis przeczytasz na blogu Zachodny do tablicy

Zobacz wideo
Czy podoba ci się styl Manchesteru van Gaala?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.