Raul był człowiekiem, Cristiano Ronaldo jest cyborgiem. CR7 pobije rekordy, choć grozi mu schyłek

Wyrównanie bramkowego rekordu Raula Gonzaleza przypada na czas, gdy Cristiano Ronaldo grozi pierwszy krok w zawodowy schyłek. Jak długo da się dźwigać ego najlepszego piłkarza na Ziemi? - zastanawia się Dariusz Wołowski ze Sport.pl.

Dariusz WołowskiDariusz Wołowski Fot. Sport.pl 323 bramki w 704 meczach strzela człowiek. Raul bywał genialny, jego firmowy strzał lobem pozostanie na zawsze w galerii sławy Realu Madryt. Kibice "Królewskich" dojrzeli w nim kolejne wcielenie Emilio Butragueno, który sukcesy na boisku miał mniejsze, ale jako wychowanek stał się pierwszą współczesną ikoną "madridismo". Madryt chodził na Butragueno, potem na Raula - obaj byli swojskimi chłopakami z sąsiedniej ulicy.

Ale prezes Florentino Perez ambicje miał większe. Jego Real miał być taki, jak ten z lat 50. stworzony z międzynarodowej plejady gwiazd na czele z Alfredo di Stefano, który symbolizuje sześć triumfów w Pucharze Europy. Pierwszy i najpoważniejszy kandydat na drużynę klubową wszech czasów. Perez chciał powrotu do przeszłości, tworząc galaktycznych.

Jego koncepcja ewoluowała, na początku rola miejscowej szkółki "La Fabrica" miała być znacząca. Obok Figo, Zidane'a, czy Brazylijczyka Ronaldo było miejsce dla wychowanka Francisco Pavona. Była też klasa pośrednia, do której należał Raul, Hierro, czy Ivan Helguera. W każdym razie na ławce trudno było wtedy szukać piłkarzy wartych 35 mln euro.

Dziś jest takich kilku. Kryzys galaktycznych był pierwszą traumą dla Pereza. Rekordowy transfer Ronaldo latem 2009 roku był próbą jego przezwyciężenia. Dwie siódemki grały ze sobą jeden sezon, potem Raul odszedł do Schalke, gdzie przez jakiś czas jeszcze potwierdzał, że jest obdarzony niepospolitym talentem i osobowością.

W tamtej chwili, także w odpowiedzi na Leo Messiego w Barcelonie, powstał zespół Cristiano Ronaldo. Wokół Portugalczyka stworzono drużynę, która wydobyła Real z przeciętności. Kibice na świecie znów dyskutowali latem o transferowych rekordach Pereza, by w sezonie podziwiać na boisku cyborga zdolnego bić wszelkie rekordy. O ile Raul był doskonałym napastnikiem - obdarzonym instynktem, intuicją, inteligencją, ale posiadającym wady Ziemianina, o tyle Ronaldo działał jak perfekcyjnie zaprogramowana maszyna.

323 gole w 308 meczach nie strzela człowiek, strzela cyborg CR7. Na wyrównanie rekordu Raula Ronaldo potrzebował niewiele ponad sześciu lat. Hiszpan pracował na to dekadę dłużej.

Ale tak naprawdę Ronaldo nie ścigał się z Raulem - od dawna nikt nie miał wątpliwości, że o ile drugi kandyduje do galerii sław z Santiago Bernabeu, drugi przekracza granice Madrytu. Ronaldo podjął wyścig z Messim, być może o tytuł numeru 1 w historii piłki. Ich statystyki są kosmiczne, a umiejętności strzeleckie bez precedensu.

Być może to chorobliwej ambicji Ronaldo zawdzięczamy najlepszą wersję Messiego. Gdyby nie rzucił się w pogoń, gdyby nie naciskał, gdyby jego ego pozwoliło mu na to, na co pozwala innym, czyli wyznanie, że Argentyńczyk jest niepowtarzalny i jedyny, Leo nie miałby się do kogo porównać. Wyrósłby ponad wszystko i wszystkich, tracąc motywację z dnia na dzień.

W styczniu 2015 roku, gdy podczas gali FIFA odbierając trzecią Złotą Piłkę Portugalczyk wydał z siebie słynny okrzyk triumfu. A potem wyznał: "Chciałbym dogonić Messiego". Oznaczało to, że tak w głębi duszy on jako jedyny nie jest wyznawcą Argentyńczyka, zdobywcy czterech Złotych Piłek, ale jego rywalem. Leo był wtedy na sportowym rozdrożu, dostał impuls, by zacząć powrót na szczyt. I wrócił. Rzucając mu wyzwanie tak otwarcie, Ronaldo zaszkodził sobie? Być może. Ale na pewno błysnął odwagą.

W środę w Malmo, czyli w jakimś stopniu na peryferiach wielkiej piłki, w meczu, który dla Realu był formalnością, Portugalczyk zdobył dwie bramki, osiągając granicę wyznaczoną przez Raula. Można się zastanawiać jak szybko sięgnie 400 bramek dla "Królewskich". Niedawno dziennik "Marca" pisał, że wobec kontuzji Messiego Ronaldo przeżywa czas idylli. W wyścigu po tytuł najskuteczniejszego piłkarza w historii Pucharu Europy oderwał się od Argentyńczyka o cztery gole (81-77). I to właśnie w okresie, gdy zwiastowano jego stopniowy schyłek. Za kilka miesięcy skończy 31 lat, ale wciąż się nie poddaje. Niedawno magazyn "Don Balon" opublikował wyznanie Gonzalo Higuaina, który stwierdził, że nikt, kto nie mówi "Ty jesteś najlepszy" nie może być kumplem Ronaldo. Argentyńczyk wyparł się tych słów, jego klub wydał oświadczenie, że Higuain z "Don Balon" w ogóle nie rozmawiał, ale te słowa trafiły na podatny grunt, bo przeciętny kibic tak właśnie wyobraża sobie Ronaldo. Jako człowieka chorobliwie ambitnego - delikatnie mówiąc.

Może na tym poziomie rywalizacji inny być nie może? A może jego wielka, osobista idee fixe w jakimś stopniu szkodziła Realowi? Jak trudno grać z Ronaldo pokazuje przypadek Garetha Bale'a, który w Madrycie cierpiał w ubiegłym sezonie, jak początkujący, ekscentryczny poeta u boku wieszcza. Z drugiej strony przypadek Karima Benzemy pokazuje, że z Ronaldo dogadać się można. Tyle że na jego warunkach. Ale czy Messi w ostatnich latach nie zdominował Barcelony? Na korzyść Argentyńczyka przemawiają jednak trofea. On dał klubowi z Katalonii cztery tytuły najlepszego w Europie, Ronaldo tylko "La Decima". I na tym polu wyraźnie przegrywa tak z Messim, jak z Raulem.

- Kto jest najlepszym piłkarzem świata - zapytano ostatnio Ronaldo. - Ja, do stycznia - odpowiedział. W styczniu nagrodę odbierze mu Messi. Definitywnie?

[MEMY] po Lidze Mistrzów

Którego piłkarza cenisz bardziej?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.