Liga Mistrzów. Przebudzenie Juve

Niegdyś te dwie słynne firmy toczyły równorzędne batalie, teraz zwycięstwo piłkarzy z Turynu nad Realem Madryt (2:1) jest sensacją. I dzieli ich 90 minut od finału Ligi Mistrzów

Poprzednią edycję rozgrywek "Królewscy" wygrali pomimo Ikera Casillasa. Trener Carlo Ancelotti wpadł wówczas na karkołomny pomysł, by legendarnego bramkarza wpuszczać między słupki w LM, a w lidze hiszpańskiej wystawiać Diego Lópeza. I niewiele brakowało, by słono za to zapłacił. Casillas reagował niepewnie, notorycznie myląc się zwłaszcza przy wyskakiwaniu do dośrodkowań. I np. zanim piłkarze Realu rozbili w półfinale Bayern, sami mogli stracić kilka goli. Z jego winy.

Casillas ma przydomek "Święty", ale stał się bardzo ludzki. Wciąż popełnia sporo błędów, wciąż należy do najsłabszych w podstawowej jedenastce Realu. Gdyby był dawnym Ikerem, czyli bramkarzem wybitnym, pewnie złapałby piłkę po strzale Carlosa Téveza. Nie jest, więc odbił ją pod nogi Álvaro Moraty. Wychowanek Realu przystawił nogę i jest teraz w LM jej uczestnikiem najbliższym obrony trofeum. Kto by to wymyślił przed sezonem, gdy przenosił się z Madrytu do Turynu, czyli przeżywał sportową degradację?

Gospodarze zaczęli mecz lepiej i ze zdumiewającą pewnością siebie. Zdumiewającą, bo ich w półfinale nie było od 12 lat, a madrytczycy zabawiają się w nim bez przerwy od 2011 r. Bo jesienią bukmacherzy wyżej stawiali nie tylko Real, Barcę czy Bayern, ale też Atlético, Chelsea, Man City, PSG. I wiecznie przegrany w Europie Arsenal!

Pewność siebie ulotniła się natychmiast po stracie gola, którego Real wbił po sprytnym podaniu w pole karne Daniego Carvajala, wirtuozerskiej asyście Jamesa Rodrigueza i uderzeniu głową Cristiano Ronaldo. Ale wróciła po solowym rajdzie Téveza, który zakończył się rzutem karnym dla Juve. Strzelał sam faulowany. 2:1 i turyńczycy mogli ustawić się w głębokiej defensywie. Czyli poćwiczyć styl gry, którego w Serie A raczej nie stosują. Tam panują totalnie.

Przez Ligę Mistrzów dotąd przemykali się chyłkiem, trochę niezauważeni. A to przepchnęli niezbyt działające na wyobraźnię AS Monaco, a to wpadli na pogrążoną w zapaści Borussię, z grupy też wygramolili się z pozycji wicelidera - po potwornie ciężkiej przeprawie z Olympiakosem Pireus. Ale imponowali pewną, skrupulatnie zorganizowaną obroną. Gdyby Giorgio Chiellini nie pośliznął się w pierwszym meczu 1/8 finału z dortmundczykami, turyńczycy przed wtorkowym wieczorem utrzymywaliby czyste konto od 569 minut. I tym się zdecydowanie wśród półfinalistów LM wyróżniają - Real, Barcelona i Bayern to drużyny zorientowane ofensywnie, wszystkie traciły gole częściej.

Teraz turyńczykom było tym łatwiej, że faworytom brakowało kreatywności. Brakowało nadającego ich atakom harmonię i rytm Luki Modricia; Gareth Bale znów wyglądał, jakby inwestował ostatnio wyłącznie w siłownię; beznadziejnie grał przesunięty do środka pola Sergio Ramos. A Juventus, kiedy była potrzeba, umiał przytrzymać piłkę. Gola Moraty poprzedziła akcja utkana z 27 podań. To rekord tej edycji LM. Rozanieleni kibice w drugiej połowie zaintonowali hymn kraju, którego drugi wers brzmi: "Italia się przebudziła".

Słowa wyjątkowo adekwatne, bo przedstawiciele pogrążonej w kryzysie ligi włoskiej - prezes Juve nazywa ją pogardliwie "hubem przesiadkowym dla zdolnych piłkarzy" - też wreszcie się ocknęli. Turyńczycy skradają się do finału LM, a o finał Ligi Europejskiej biją się i Napoli, i Fiorentina. I na razie to Serie A zdobyła w bieżącym sezonie najwięcej punktów w rankingu UEFA.

Piłkarze Juventusu nie osiągnęli wyniku idealnego, rywalowi do awansu wystarczy w rewanżu minimalne zwycięstwo. Ale okoliczności wybitnie im sprzyjają. Właśnie zdobyli mistrzostwo kraju, więc sobotni mecz z Cagliari może sobie odpuścić każdy, kto ma jakiekolwiek zadrapanie, natomiast ścigający Barcelonę Real podejmie Valencię, rywala bardzo wymagającego.

Jeśli turyńczycy w Madrycie przetrwają, ożyją piękne wspomnienia całych futbolowych Włoch. Finał odbędzie się w Berlinie, gdzie Buffon, Pirlo i Barzagli zdobyli w 2006 r. mistrzostwo świata.

Juventus - Real 2:1. Zebra pożarła lwa, Suarez czai się na Chielliniego [MEMY]

Czy Real odrobi straty w rewanżu?
Więcej o:
Copyright © Agora SA