Liga Mistrzów. Real - Atletico. Wołowski o Chicharito: Wieczór piłki meksykańskiej

Z nożem na gardle Real Madryt zmógł Atletico i awansował do czwórki najlepszych w Lidze Mistrzów. Ten sezon wciąż może być wielkim sukcesem "Królewskich" - pisze na swoim blogu "W polu karnym" Dariusz Wołowski, dziennikarz Sport.pl i "Gazety Wyborczej".

Kiedy za kilka lat Chicharito Hernandez będzie wspominał swój epizod na Santiago Bernabeu, pomyśli, że przybył strzelić tę jedną bramkę. Bramkę, która w 178. minucie rywalizacji rozstrzygnęła morderczy derbowy dwumecz wyznaczający granicę między sukcesem i porażką. Dla obrońcy trofeum odpadnięcie w ćwierćfinale byłoby katastrofą, a biorąc pod uwagę lokalnego rywala, który nękał go od początku sezonu - upokorzeniem. Tym razem jednak "Królewscy" byli w derbach lepsi, potwierdzając słowa ekspertów, że rozgrywki o Puchar Europy zostały stworzone dla nich.

Dzień po tym, jak w wieku 42 lat karierę skończył legendarny Cuauhtemoc Blanco, Hugo Sanchez w prasie hiszpańskiej namaszczał Chicharito na bohatera meczu sezonu na Santiago Bernabeu. Brzmiało to śmiesznie, Carlo Ancelotti kompletnie nie ufał wcześniej Meksykaninowi, od początku sezonu wyglądało na to, że przyszedł do Madrytu tylko po to, by w 120-milionowym kraju powiększyć sprzedawalność białych koszulek. Do wczoraj zagrał zaledwie 790 minut.

Piłka wtoczona do niemal pustej bramki po wspaniałej akcji Cristiano Ronaldo była zwieńczeniem wysiłków Meksykanina. W tym meczu, gdzie wszyscy byli zmotywowani na 150 procent, on był zmotywowany na 200. Jak ktoś, kto chce za wszelką cenę pozostawić coś po sobie.

I dopiął swego. "Chicharito ze Złota" - napisał w tytule dziennik "Marca". Opowiadał, że wycierając ławkę rezerwowych, był cierpliwy. Ale tak naprawdę jego wytrwałość została wystawiona na najcięższą próbę. Nie pojawiał się na boisku nawet w końcówkach meczów ligowych ze słabeuszami, gdy Real prowadził wysoko.

Kiedy pojechał na ostatni mecz kadry, by zdobyć zwycięską bramkę, opowiedział rodakom o swojej frustracji. Miał iść drogą Hugo Sancheza, szedł drogą donikąd. Aż do wczoraj. Losów jego ta bramka nie zmieni. Po sezonie odejdzie, Real to nie klub dla niego. Ale całe te 10 miesięcy nie będą jedną, wielką sportową stratą, bo niewątpliwie z punktu widzenia finansowego na tym nie stracił. "Wielki, niespodziewany bohater" - napisano w Hiszpanii.

Real zmógł Atletico, był w tym dwumeczu lepszy. Milkną ci, którzy zarzucali Ancelottiemu, że przy przebiegłym Diego Simeone jest jak naiwny, jowialny, trenerski emeryt. Brawurowe posunięcie z Ramosem w roli defensywnego pomocnika było może aktem braku zaufania dla Asiera Illarramendiego, ale swoje zadanie spełniło. Jednorazowo, w tym konkretnym przypadku, kiedy trzeba było wygrać za wszelką cenę.

Bez Modrica, Marcelo, Benzemy i Bale'a Real pokonał granicę niemocy. Emocjonalnie dostał jeszcze większego kopa niż Bayern, miażdżąc Porto 6:1. Najgorsze za drużyną Ancelottiego. Katastrofa przestała wisieć w powietrzu. Wrócą kontuzjowani na finisz sezonu, który wciąż może być wielki. Najlepszy zespół ubiegłego roku pozostał w walce o dwa najważniejsze trofea. Emocji będzie z tego jeszcze co niemiara. Jeśli trafi na Barcelonę, wiadomo. Jeśli trafi na Bayern - to samo. Tylko Juventus wydaje się rywalem w miarę przystępnym, choć nawet to nie jest pewne w boju o finał w Berlinie.

Atletico było wczoraj jak wytrawny kierowca rajdowy, który spostrzegł, że w baku nie ma paliwa. Walczyło, broniło się, próbowało wszystkich metod, ale z mięśni i płuc nie wydostawało się tyle mocy, co zazwyczaj.

Czytaj blog "W polu karnym" Darka Wołowskiego

Chicharito bogiem. Internauci oddają hołd bohaterowi meczu Real - Atletico [MEMY]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA