W pierwszych 25 minutach Bayern w ogóle nie przypominał mistrza Niemiec. Piłkarze Porto zagrali bardzo wysokim pressingiem, który sprawiał ogromne problemy podopiecznym Josepa Guardioli. Już w drugiej minucie naciskany przez Jacksona Martineza Xabi Alonso stracił piłkę i piłkarz Porto znalazł się w sytuacji sam na sam z Manuelem Neuerem. Bramkarz Bayernu ratował się faulem, za który dostał żółtą kartkę. Rzut karny wykorzystał Ricardo Quaresma.
Osiem minut później było już 2:0 dla Porto. Tym razem piłkę stracił Dante. Zabrał mu ją Quaresma, który stanął oko w oko z Neuerem i płaskim strzałem pokonał go po raz drugi.
Po takich dwóch ciosach piłkarze Bayernu byli zdezorientowani. Dwa razy zdarzyło im się zagrać piłkę w aut. Wyglądali momentami jak słaby zespół polskiej ekstraklasy, a nie zespół aspirujący do triumfu w całej edycji Ligi Mistrzów. Stworzyli sobie właściwie jedną sytuację - Robert Lewandowski uderzył głową tuż nad poprzeczkę (możliwe, że piłka jeszcze się o nią otarła).
W 28. minucie Bayernowi w końcu udała się ofensywna akcja. Jerome Boateng zagrał piłkę ze skrzydła w pole karne, trafiła ona pod nogi Thiago Alcantary, a ten trafił do siatki z bliskiej odległości.
Wydawało się, że w drugiej połowie Bayern pójdzie za ciosem. Porto nie pozwalało jednak graczom z Monachium na zbyt wiele i samo nie skupiało się tylko na defensywie. W 65. minucie raz jeszcze zaszokowali kibiców Bayernu. Alex Sandro zagrał długą piłkę idealnie pod nogi Martineza, który po chwili wbił ją do siatki z ostrego kąta.
Taki wynik oznacza, że Bayern, aby awansować, będzie musiał strzelić za tydzień w Monachium przynajmniej dwie bramki. I to tylko w przypadku gdy nie straci żadnej. A tego po środowym meczu już nikt nie może być pewny.