Liga Mistrzów. Roma zarzuciła ideały. I poległa

James Pallotta, prezydent AS Romy, ma mocarstwowe plany. Chce stworzyć w Rzymie wielki klub. Ale jego projekt dostał właśnie ogromny cios. Roma odpadła z Ligi Mistrzów na własne życzenie, zarzucając po drodze swoje ideały.

Wszystko układało się perfekcyjnie dla rzymian. Cztery punkty po meczach z CSKA i Manchesterem City. Mistrzowie Anglii zdobywający zaledwie punkt z Rosjanami. Prowadzenie z CSKA do 94. minuty. Ale to wtedy Roma została ukarana za minimalizm; myślała wyłącznie o tym, by dowieźć 1:0, w końcówce nawet nie starała się podwyższyć wyniku. W ostatniej akcji straciła gola. Przez remis 1:1 i późniejszą wygraną Manchesteru z Bayernem (3:2) sytuacja nagle się zmieniła. - W normalnej sytuacji bylibyśmy już za burtą [z pięcioma punktami po czterech meczach], ale chcemy teraz osiągnąć historyczny rezultat - powiedział Rudi Garcia przed meczem z Manchesterem.

Manchesterem pozbawionym trzech kluczowych postaci - najlepszego obrońcy (Vincent Kompany), najlepszego pomocnika (Yaya Toure) oraz najlepszego napastnika (Sergio Aguero). Garcia żałował, że Argentyńczyk nie zagra, bo w piłce nożnej chodzi właśnie o występy gwiazd. Ale gdyby Aguero grał od początku, Roma prawdopodobnie nie remisowałaby aż do 60. minuty. Na drugą połowę wyszła z myślą o tym, by dowieźć 0:0 i liczyła na zwycięstwo albo remis Bayernu z CSKA. Garcia twierdzi, że jego zespół tego nie robił, bo to byłoby "samobójstwo", ale wyglądało to inaczej.

Przestraszona Roma

Choć różnica na boisku na pierwszy rzut oka nie była aż tak wielka. Strzał Nasriego odbił się od słupka i wpadł do bramki; piłka po uderzeniu Manolasa znalazła słupek, ale drogi do bramki już nie. - Fortuna wybrała zwycięzcę - powiedział Garcia. Ale przyczyn należy szukać gdzie indziej. - Roma zaczęła dobrze, ale niedługo potem wyglądała na przestraszoną - stwierdził Paolo Rossi, król strzelców MŚ z 1982 roku. Tak, początek zdecydowanie należał do gospodarzy i ukazał słabości City. Jose Holebas już na początku spotkania strzelał z najbliższej odległości po kapitalnym dograniu Tottiego, ale Joe Hart nie dał się pokonać. Podobnie w 20. minucie po uderzeniu Gervinho, piłka przeszła po jego rękawicach i wylądowała na rzucie rożnym. W pierwszej części meczu City miało tylko jedną dobrą okazję. W 39. minucie Jesus Navas podał do Jamesa Milnera, ale jego strzał obronił Morgan De Sanctis. Poza tym - zero zagrożenia.

Zawiodła druga linia rzymian. Jedynym wkładem Miralema Pjanicia w to spotkanie był strzał z dystansu; poza tym grał bardzo dokładnie, ale przy tym bardzo bezpiecznie. Zbyt bezpiecznie. Podczas meczu Radja Nainggolan zbierał skrajne opinie. I tak - postęp jaki poczynił względem poprzedniego sezonu jest niesamowity; wcześniej był jedynie "przecinakiem", człowiekiem od "czarnej roboty", który po odbiorze od razu oddawał piłkę do bardziej utalentowanego, bardziej kreatywnego kolegi. To się zmieniło. Jest skuteczniejszy (dwie bramki i trzy asysty w tym sezonie), częściej bierze na siebie ciężar rozegrania akcji, jej przyspieszenia. To robił z Manchesterem. Próbował nawet rajdów, ale jednocześnie już w pierwszej połowie zaliczył dwie straty, które mogły się skończyć bardzo źle dla jego drużyny. Na początku drugiej połowy podszedł do Nasriego "na raz" przy linii bocznej; nie odebrał mu piłki i został łatwo ograny.

Romę z letargu wybudziła dopiero bomba Nasriego. To wtedy od razu ruszyła i pokazała, że jednak umie atakować. Adem Ljajić zakręcił Pablo Zabaletą, jak chciał, ale uderzyć nie umiał; piłka powędrowała wysoko nad poprzeczką. Po tej akcji zszedł i wściekły rzucił butelką wody. Potem załamany siedział na ławce przykryty kocem. - Byłem wściekły na siebie, zmarnowałem świetną szansę. Minąłem rywala i strzeliłem naprawdę źle. Nie byłem zły na zmianę, tylko na siebie - wytłumaczył. Wpływ zmienionego chwilę później Francesco Tottiego na grę Romy był znikomy; jeden niecelny strzał, tylko jedna dobra wykreowana okazja. Poza nią, żadne jego podanie w okolicach pola karnego City nie było celne. Ba, rzadko kiedy dostawał tam piłkę. Mattia Destro nie zrobił wiele, ale już trzy minuty po wejściu był o krok od zdobycia gola; Martin Demichelis zablokował piłkę lecącą do pustej bramki (sędzia nie zauważył faulu na Harcie chwilę wcześniej).

Pellegrini ma spokój do lutego

Nawet grający przez całe spotkanie bez zarzutu Kostas Manolas ostatecznie musiał popełnić błąd. Nie zdążył do Zabalety - słabo sobie radził ze skrzydłowymi Romy - który po podaniu Nasriego wykończył piękną akcję City. 2:0, Manchester City w kolejnej rundzie, Manuel Pellegrini może odetchnąć. Jego ekipa nie zachwyciła, zrobiła dokładnie tyle, ile trzeba, by awansować. Ale gdyby odpadła, byłoby to coś niesamowitego. City to wbrew pozorom nie jest zespół wykładający miliony na największe gwiazdy, budowany bez głowy. Jest budowany z pomysłem, ale pomimo to zawodzi w Lidze Mistrzów. Nawet Paris Saint-Germain, budowane na "gorszym" francuskim terenie, zdołało dwa razy awansować do ćwierćfinału. Do półfinałów brakowało im naprawdę niewiele.

To też ciekawe, że Pellegriniemu najlepiej w LM wiodło się w słabszych klubach, ale porażki były dramatyczne. Villarreal doprowadził do półfinału, do dogrywki z Arsenalem zabrakło strzelonego karnego przez Juana Romana Riquelme w ostatniej minucie rewanżu. Do półfinału z Malagą zabrakło paru minut, a nawet sekund - Borussia Dortmund strzeliła dwie bramki w doliczonym czasie gry. Teraz Pellegrini może dziękować Romie oraz obrońcom Bayernu Monachium za awans. Ale to dopiero początek; prawdziwa Liga Mistrzów dla klubów takich jak City rozpoczyna się dopiero teraz.

Zarzucone ideały

LM skończyła się za to dla Romy. Straci przez to naprawdę dużo. Po losowaniu mało kto wierzył w awans, ale pierwsze kolejki - całkiem słusznie - rozbudziły ambicje. Wyjście z grupy było bardzo ważne ze względu na finansowe fair play. Obecnie sytuacja rzymian jest niepewna. Mogą zostać ukarani. A w takiej sytuacji przydałby się każdy milion. Awans do fazy pucharowej to spory zysk. UEFA tylko za to daje 3,5 mln euro. A do tego dochodzą jeszcze prawa marketingowe, sprzedane bilety, itd.

Roma swoją klęskę zawdzięcza kunktatorstwu. Chwalona za ofensywną, efektowną grę gdzieś zarzuciła swój styl. Kiedy to się stało? Chyba po porażce 1:7 z Bayernem Monachium. Rudi Garcia nie zamierzał się wtedy bronić; chciał, by jego podopieczni zaatakowali, zagrali odważnie. Zostali za to boleśnie pokarani. I na rewanż pojechali wyłącznie w jednym celu: przegrać jak najniżej.

"Najefektywniejsi piłkarze fazy grupowej LM

Więcej o:
Copyright © Agora SA