Liga Mistrzów. Za mało, za późno, za słabo, Liverpool odpadł

Kibice na Anfield Road czekali od sezonu 2009/2010, kiedy to odpadli już po fazie grupowej. Jak się okazało tym razem było podobnie. ?The Reds? nie poradzili sobie w grupie z Realem Madryt, FC Basel i Łudogorcem i na wiosnę będą musieli się zadowolić Ligą Europy.

Steven Gerrard po meczu nie próbował nikogo oszukiwać - Byliśmy po prostu za słabi, niestety - odpowiedział zapytany o to, czy on i jego koledzy zasłużyli na ten remis (1:1), który w efekcie oznaczał trzecie miejsce w grupie i odpadnięcie z Ligi Mistrzów. Dla kapitana "The Reds" może to oznaczać, że nie będzie miał już okazji powtórzyć w ekipie z Anfield Road sukcesu z 2005 roku. Brendan Rodgers przyznaje, że klub zaoferował Gerrardowi nowy kontrakt, ale pozycja kapitana zespołu jest mocno zachwiana. Gra on dużo słabiej niż choćby w zeszłym sezonie, wczoraj co prawda strzelił bramkę z rzutu wolnego dającą remis, ale przez większą część meczu, grając jako środkowy pomocnik, był raczej hamulcowym, niż piłkarzem napędzającym kolejne akcje.

Tym samym kibice Liverpoolu na różnych forach fanowskich przekonują, że darzą go szacunkiem za to co zrobił, ale musi pogodzić się z faktem, że kiedy sią ma 34 lata regularne granie po 90 minut na najwyższym poziomie nie jest już możliwe. Coraz gorzej wygląda też sytuacja Brendana Rodgersa, który po zdobyciu z zespołem wicemistrzostwa Anglii w minionym sezonie teraz jest jednym z faworytów do zostania pierwszym w tym sezonie zwolnionym trenerem w Premier League. Okazuje się bowiem, że bez Luisa Suareza jego zespół nie może wyjść z fazy grupowej w Lidze Mistrzów, a i w Premier League póki co niewiele wskazuje na to, by jego zespół miał nawiązać walkę o czołową czwórkę, co pozwoliłoby myśleć o grze w przyszłorocznej edycji tych rozgrywek.

- To oczywiste, że oczekiwania były inne, że spodziewano się, że wyjdziemy z grupy, ale nie udało nam się to. Możemy wyciągnąć tylko wnioski i wykorzystać nowe doświadczenia w przyszłości. Pierwsza połowa była rozczarowująca, ale w drugiej piłkarze byli znakomici. Niestety, Markovic dostał czerwoną kartkę, która była za surowa, to była zła decyzja. Teraz musimy jednak wrócić silniejsi, bo Liga Europy to wciąż prestiżowe rozgrywki - przekonuje wspomniany Rodgers, którego podopieczni są obecnie na 9. miejscu w Premier League, a w niedzielę zagrają na Old Trafford, gdzie wśród piłkarzy i kibiców MU panują z goła odmienne nastroje - po raz pierwszy od odejścia Alexa Fergusona drużyna wygrała pięć meczów z rzędu.

Jeśli w niedziele Liverpool będzie chciał wywieźć punkty z Manchesteru, nie będzie mógł zagrać tak jak zrobił to we wtorek w starciu z Bazyleą. Po pierwszej połowie nikt nie mógł powiedzieć, że "The Reds" zasługują na awans. Gospodarze tego spotkania obudzili się dopiero w końcówce i ruszyli do ataku, ale zdołali zdobyć tylko jedną bramkę, do wygranej i awansu do kolejnej rundy potrzebna była jeszcze druga. Szturm na bramkę Bazylei w ostatnich minutach i doliczonym czasie nie przyniósł skutku, a Gerrard przyznał, że zryw zaczął się za późno, a on i jego koledzy grali tak, jakby faktycznie chcieli oddać wszystko za wygraną zbyt krótko, a na przestrzeni całego meczu mieli za mało argumentów. Kapitan "The Reds" po meczu długo wyglądał na zszokowanego porażką, a oprócz wspomnianej złości kibiców, w najbliższych dniach będzie musiał zmierzyć się też z prasą, bo tamtejsi dziennikarze coraz częściej zadają pytanie, czy jest on jako kapitan doprowadzić swoich kolegów do wielkiego sukcesu. Po wczorajszym meczu większość okładek brytyjskich gazet skupia się właśnie na nim.

  

Okazało się, że odejście Luisa Suareza wywołało trzęsienie ziemi w Liverpoolu większe, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Rodgersowi coraz częściej wypominana jest wypowiedź odnośnie Tottenhamu, gdy mówił, że klub, który wydał 100 milionów na transfery, powinien walczyć o mistrzostwo. Dziś po okienku, w którym Rodgers wydał grubo ponad 100 milionów na wzmocnienia swojej ekipy po odejściu Suareza, jego piłkarze nie liczą się w walce o mistrzostwo, a i do czołowej czwórki w lidze na tę chwilę jest daleko. Dla fanów na Anfield kluczowy był jednak powrót do Ligi Mistrzów, którą ich ulubieńcy wygrywali pięciokrotnie. Ich powrót na salony europejskiej piłki okazał się jednak bardzo krótki, a wina spada oczywiście głównie na Rodgersa. Jeśli ten chce mieć spokojną głowę (i posadę) musi teraz zrobić wszystko, by odzyskać zaufanie kibiców, a o lepszą okazję niż mecz wyjazdowy na Old Trafford może być trudno. Trzeba tylko tam wygrać...

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.