Liga Mistrzów. Czerwona kartka Szczęsnego przykładem kłopotów Arsenalu

Żaden piłkarz grający w ciągu ostatnich trzech lat w Lidze Mistrzów nie wylatywał z czerwoną kartką równie często jak Wojciech Szczęsny. Problem nie dotyczy jednak tylko Polaka: mimo efektownego zwycięstwa nad Galatasarayem Arsenal wciąż ma problemy z dyscypliną i koncentracją - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Rozdajemy bilety na mecze Polska - Niemcy i Polska - Szkocja. Weź udział w prostym konkursie!

Niebezpieczeństwo związane z jubileuszami polega na tym, że im bardziej wspominasz chwalebną przeszłość, im więcej pielęgnujesz w sobie wspomnień, tym mniej uwagi poświęcasz czasowi teraźniejszemu. Kibic, owszem, może pozwolić sobie na życie czasem przeszłym i przyszłym, ale trener piłkarski już nie - jego powinno się rozliczać z ostatniego meczu, ostatniego miesiąca czy sezonu, no i oczywiście także z ostatniego okienka transferowego, a potem pytać o plany najbliższe, nie zaś szykować kolejną celebrę.

Osiemnaście mgnień Wengera

Oto, dlaczego wiadomość, że Arsene Wenger w dniu meczu z Galatasarayem obchodził 18. rocznicę pracy w klubie, należało przyjąć z dystansem. Okazji do oddawania hołdów i podziwiania niewątpliwego fenomenu wieloletnich rządów Francuza było już co niemiara; ostatnia przypadła w marcu tego roku, kiedy poprowadził Arsenal po raz tysięczny. Wszystkie komplementy, jakie wówczas sformułowano pod jego adresem , były i są zasłużone - nawet jeśli sam mecz jubileuszowy skończył się jedną z największych klęsk w jego życiu zawodowym, bo Kanonierzy przegrali z Chelsea 6:0. Tyle lat rządów jednego człowieka w jednym klubie to zaiste fenomen; nigdy dość przypominać, że w Arsenalu zadebiutował już zawodnik, którego nie było jeszcze na świecie w chwili, gdy 64-letni dziś Alzatczyk po raz pierwszy pojawił się w Londynie; że w ciągu tych 18 lat Wenger niańczył największe nazwiska piłkarskiej Europy, z Henrym, Anelką, Vieirą czy Fabregasem na czele; że był przewodnikiem pamiętnego niezwyciężonego Arsenalu, który przy okazji drogi do mistrzostwa i Pucharu Anglii nie przegrał 49 meczów z rzędu; że na koniec każdego sezonu zapewniał drużynie awans do Ligi Mistrzów, i to mimo regularnych odejść swoich największych gwiazd oraz obowiązujących przez znaczną część tego okresu ograniczeń budżetowych związanych z rozbudową stadionu; że swoim podejściem do takich spraw jak trening, dieta czy skauting odmienił nie tylko Arsenal, ale i podpatrujących go rywali z Premier League.

Nic dziwnego, że Wenger jest instytucją, ba: pomnikiem, że - także po ubiegłorocznym triumfie w Pucharze Anglii, który zakończył serię dziewięciu lat bez trofeów - coraz trudniej go rzetelnie krytykować, coraz łatwiej natomiast czcić kolejne jubileusze.

Welbeck jak Henry

Z drugiej strony, czy można po takim meczu jak wczorajszy krytykować Wengera? Jego piłkarze w pierwszej połowie perfekcyjnie wykorzystali wszystkie słabości dziwnie niezorganizowanej i straszliwie nieruchawej trójki środkowych obrońców Galatasarayu (w drugich 45 minutach goście grali już czwórką z tyłu, ale zmianę ustawienia Cesare Prandelli przeprowadził w momencie, gdy losy spotkania były rozstrzygnięte, a zdemoralizowani Turcy narażali się na kolejne kontry Arsenalu - dopiero faul i kartka Szczęsnego pozwoliły im pokazać przynajmniej, że z Ospiną w bramce zespół z północnego Londynu nie jest wcale mniej bezpieczny niż ze Szczęsnym). Miejsca na boisku było mnóstwo: za plecami cofniętych skrzydłowych oraz przed ustawioną zbyt wysoko i rozpaczliwie osamotnioną linią tureckiej obrony, którą z marnym skutkiem usiłował asekurować nieznany raczej z talentu do rozbijania akcji przeciwnika Sneijder.

Kanonierzy może nie stwarzali aż tylu sytuacji, co w sobotę z Tottenhamem, ale te już stworzone wykorzystywali z zabójczą skutecznością. Zarówno biegający po lewej Sanchez, jak i Oxlade-Chamberlain z prawej potrafili przyspieszyć grę i celnie podać do przodu - podobnie jak operujący pomiędzy nimi Mesut Ozil. Zdobywca trzech bramek Danny Welbeck tym razem nie mógł narzekać na jakość dograń od kolegów, ale też dogrywający mu piłkarze nie mogli narzekać na jakość jego wykończenia (w MU było z tym różnie). Sprowadzony w ostatnim dniu okienka transferowego młody Anglik zdobył pierwszego hat tricka w karierze, przy każdej bramce błyskawicznie wychodząc za plecy obrońców i równie szybko podejmując właściwe decyzje co do strzału: albo między nogami, albo obok, albo podcinką ponad bramkarzem Galatasarayu. Wczorajszy show Welbecka (oprócz zdobywania bramek potrafił wracać do drugiej linii i walczyć o odbiór piłki, potrafił ją również utrzymać, zejść do skrzydła, wziąć udział w rozegraniu) menedżer Arsenalu porównał już do wyczynów Thierry'ego Henry'ego.

Nie wdając się w dyskusję na temat tego, jak bardzo na wyrost jest to zestawienie, wystarczy powiedzieć, że niemożliwa w Manchesterze dłuższa seria regularnych występów na ulubionej pozycji wyraźnie Welbeckowi posłużyła i że nie tylko koledzy, ale i on sam nabrał wiary we własne siły. Z Anglikiem na szpicy i trójką Sanchez, Ozil, Oxlade-Chamberlain z tyłu oglądaliśmy naprawdę "firmowy Arsenal": atakujący płynnie i z fantazją, tnący prostopadłymi podaniami obronę rywala, a przede wszystkim niewiarygodnie szybki.

Szczęsny jak cała reszta

A przecież czerwona kartka dla Wojciecha Szczęsnego była niemal klinicznym przykładem kłopotu, jaki można mieć z drużyną Wengera. To nie jest tylko problem Polaka, zarówno w meczu z Grecją na Euro, jak i z Galatasarayem czy Bayernem w Lidze Mistrzów albo niegdyś z Tottenhamem w Premier League wylatującym w podobnych okolicznościach: po faulu będącym skutkiem złej oceny, kiedy można opuścić linię bramkową. To zjawisko szersze, związane ze zdolnością całej drużyny Arsenalu do panowania nad emocjami i koncentracji przez pełne 90 minut.

Podopieczni Wengera nie należą, rzecz jasna, do największych brutali Premier League, a przecież wśród statystyk tego osiemnastolecia jest i ta: w 1023 meczach piłkarze Arsenalu obejrzeli 104 czerwone kartki (w ostatnich siedmiu meczach Ligi Mistrzów czerwonych kartek było pięć). O sprawie pisałem już po meczu z Borussią , przywołując nadaną w przeddzień tamtego spotkania analizę Jamiego Carraghera i Gary'ego Neville'a z programu "Monday Night Football". Najlepsi dziś w angielskiej telewizji eksperci omawiali mecz Arsenalu z MC, a sceny, które pokazali - jest osiem minut do końca, Kanonierzy jeszcze prowadzą, Mertesacker ma wznowić grę, a sześciu jego kolegów, zamiast patrzeć na tor lotu piłki, myśli o niebieskich migdałach; chwilę później Szczęsny fatalnie wybija, po akcji rywali jest róg i pada wyrównująca bramka - nie mogły przypaść do gustu fanom Kanonierów.

Błędy, które drużyna popełniła w trakcie meczu z Borussią, były podobne, zarówno w pierwszych minutach (strata Bellerina, potknięcie Artety), jak chwilę przed zejściem na przerwę (gol Immobile) i niemal natychmiast po rozpoczęciu drugiej połowy (bramka Aubameyanga); później polski bramkarz, zwlekając z wyprowadzeniem piłki, niemal "zrobił Boruca": jego wybicie zdołał odbić napastnik Borussii, piłka ominęła słupek. W końcówce przydarzyło się jeszcze podanie Bellerina do tyłu, które ominęło Artetę, i Machitarjan spudłował w doskonałej sytuacji.

Mecz z Borussią był jednym z najsłabszych ostatnio występów Artety, ale w sobotnich derbach równie kiepsko pokazał się Flamini, którego strata przed własnym polem karnym umożliwiła Tottenhamowi strzelenie gola. Wczoraj z kolei nie popisał się Szczęsny. Innymi słowy: widać, że problem jest szerszy, a póki nie zostanie rozwiązany, Kanonierzy nie będą zdobywać mistrzostwa kraju ani wygrywać Ligi Mistrzów.

Skąd te kontuzje

Inny powód, by zakłócić świąteczny nastrój, dotyczy plagi kontuzji. Co jest takiego w tej drużynie, że już na początku sezonu przystępuje do ważnego meczu bez dziewięciu zawodników pierwszego składu, a dziesiąty - Alexis Sanchez - po godzinie gry siada na ławce z nogą obłożoną lodem? Miguel Delaney przywołał w portalu ESPN statystyki zamieszczane przez stronę Physioroom , zbierającą dane o urazach piłkarzy. Okazuje się, że od czasu jej założenia w 2002 r. liczba kontuzji wśród Kanonierów doszła do blisko 900 i była o 14 proc. wyższa od jakiegokolwiek innego klubu Premier League; u Wengera piłkarze łapią 75 urazów rocznie, o 11 więcej niż w Manchesterze United. I jasne: rywale takiego zespołu jak Arsenal, grającego techniczną, ofensywną piłkę, nie wahają się polować na nogi londyńskich piłkarzy. Ale przecież są inne zespoły, które próbuje się powstrzymać w ten sposób.

Delaney przywołuje anonimowe głosy zawodników Arsenalu, mówiących, że w reprezentacjach kraju zapewnia się im lepszą opiekę medyczną i że nieraz zbyt szybko musieli wznawiać treningi, w dodatku już nie pod okiem fizjoterapeuty, tylko specjalisty od przygotowania fizycznego. Zajmujący się kondycją piłkarzy holenderski trener Raymond Verheijen mówi wprost: kiedy Wenger przychodził na Wyspy, jego metody były rewolucyjne, ale z rewolucjonistami często bywa tak, że swoją wielką zmianę przeżywają tylko raz w życiu. Po 20 latach bycia strażnikiem rewolucji ktoś taki staje się konserwatystą, o ile nie zamienia się w mamuta.

Arsene'owi Wengerowi wypada oddać, że zdaje sobie sprawę z problemu i że szuka rozwiązania: latem ściągnął do klubu pracującego dotąd z reprezentacją Niemiec amerykańskiego eksperta od przygotowania fizycznego Shada Forsythe'a. Zanim jednak działania tego ostatniego przyniosą efekty, upłynie pewnie trochę czasu. Oliviera Girouda, który wypadł na trzy miesiące, udanie zastępuje Danny Welbeck, na pozycji zajmowanej przez Debuchy'ego radzi sobie Calum Chambers, co będzie jednak, kiedy wypadnie także któryś z nich?

W zimowe wzmocnienia na tych akurat pozycjach trudno wierzyć. Lata mijają, a Arsene Wenger się nie zmienia, zupełnie jakby wychodził do supermarketu z tą samą od zawsze kartką, włożoną mu do portfela przez żonę pierwszego dnia po ślubie. "Kochanie, kup masła na zapas" - brzmi prośba, która miała być jednorazowa, ale nieświadom tego posłuszny małżonek nadal ją realizuje. W przypadku Arsenalu masłem są ofensywni pomocnicy, których ulubioną pozycją jest środek pola. O tym, że masło trzeba mieć na czym rozsmarować - w tym przypadku ofensywnemu pomocnikowi zapewnić asekurację pomocnika defensywnego - mężczyzna nie pamięta.

Więcej o:
Copyright © Agora SA