Liga Mistrzów. Szykujcie się na kolejne miesiące wkurzenia, Atletico wróciło

49 fauli, osiem żółtych kartek i jeszcze więcej wślizgów, kopnięć i frustracji. O ile zwycięskiemu Atletico taki scenariusz nie przeszkadzał, o tyle Juventus wyglądał, jakby do tego madryckiego kotła wskoczył nieprzygotowany.

Rozdajemy bilety na mecze Polska - Niemcy i Polska - Szkocja. Weź udział w prostym konkursie!

Przed meczem wszystko - forma defensorów "Starej Damy" i strzelecka Mandżukicia - wskazywało na to, że seria Buffona będzie trwała w najlepsze. Włoch w oficjalnym meczu swojej drużyny nie pozwolił rywalom strzelić gola od końcówki kwietnia. Zresztą "pozwolił" jest idealnym określeniem, bo ostatnim, który na taką przyjemność zasłużył, był napastnik Sassuolo, Zaza, którego lekki strzał przeleciał pod pachą włoskiego golkipera. Dobrze wiemy, że akurat Buffonowi takie błędy zdarzają się rzadko, a swoimi paradami na starcie sezonu tylko potwierdził wysoką formę.

Dziś w zasadzie gol go zaskoczył, niemal tak bardzo jak Ardę Turana, który na dośrodkowanie Juanfrana po prostu nadbiegł z drugiej linii, niewiele wiedząc o momencie, w którym piłka go trafiła i wpadła do siatki. Jednak w meczu, w którym były w sumie tylko trzy celne strzały, nie chodziło o ataki, ale o realizację planu. Niech to będzie przypomnienie tych wszystkich meczów z Barceloną czy Milanem z zeszłego sezonu, gdy bezsilność rywali rosła z każdym podnoszącym emocje gestem Diego Simeone. Dziś jeszcze przed przerwą Argentyńczyk ze złości wykopał daleko piłkę, spowalniając wznowienie przez... własny zespół. Zapętlił się w swoim szaleństwie, zdziwionego sędziego musiał przekonać tak rzadkim w czasie meczu uśmiechem.

Plan był jak zwykle banalny - ograniczyć rywalowi przestrzeń przed polem karnym. To przecież tam świetnie radził sobie w ostatnich tygodniach Carlos Tevez, to przez tę strefę atakowali z drugiej linii Pogba czy Vidal. O ile do tej pory chwalono "Starą Damę" pod rządami Allegriego, że właśnie w ataku gra porządniej i bardziej bezwzględnie, tak dziś mistrzowie Włoch byli nie tyle rozkojarzeni, co bez jakiegokolwiek pomysłu. Z ich dośrodkowań ledwie jedna z ośmiu prób była celna, nie udało im się oddać ani jednego strzału z pola karnego, każde z trzech kluczowych podań było zagraniem do tyłu, z 12 dryblingów na połowie rywala skuteczne były trzy.

Łatwo byłoby zrzucić winę za ten brak kreatywności i efektywności w ataku na walkę systemów - to, że ścierające się 3-5-2 z 4-4-2 daje widowisko polegające głównie na używaniu siły, łokci i wślizgów, widzieliśmy choćby na mundialu. Wtedy jeszcze w fazie grupowej Włosi przegrali z agresywnym Urugwajem. Wtedy było 38 fauli, wtedy też zadecydowało jedno dośrodkowanie z końcówki spotkania, wtedy też widowisko było brzydkie, wtedy też strzałów celnych było niewiele. Wreszcie wtedy też 4-4-2 zwyciężyło, z defensywą kierowaną przez dwóch piłkarzy Atletico.

Rywale zostali zduszeni, zatrzymani, ograniczeni i ostatecznie bezsilnie kopiący wszystko i wszystkich, ale bez pamięci o walce o wynik. To także część defensywnego planu. W zgodnej opinii większości szkoleniowców na całym świecie piłkarze ustawieni w 4-4-2 pokrywają największą przestrzeń na boisku, zostawiając jej rywalowi jak najmniej.

- Nie chcemy pozwolić im myśleć na boisku - mówił na przedmeczowej konferencji Simeone. Udało się to świetnie, nie tylko organizacją w obronie, ale też tymi wszystkimi sztuczkami, które wytrącają przeciwnika z równowagi. Rezerwowi Juventusu raz po raz wstawali oburzeni na wślizgi czy "oszczędzanie" czasu gospodarzy, a Morata, który pojawił się w końcówce meczu, z wściekłości trzy razy sfaulował i obejrzał żółtą kartkę.

Schemat również w ofensywie był zawsze podobny, z Mandżukiciem rywalizującym o każdą górną piłkę, ale co ważniejsze, z Ardą Turanem wspomagającym każdy rozpoczęty atak i Koke przenoszącym akcję do przodu. Krótkie odegranie Turka, przyspieszenie lub zmiana strony przez Hiszpana - dodając jeszcze Juanfrana, tylko ta trójka dzisiejszych bohaterów Atletico podawała z dokładnością wyższą niż "magiczna" granica przyzwoitości 80 proc.

To wszystko Atletico wychodzi idealnie i pomimo wielu letnich zmian oraz kilku problemów na starcie nowego sezonu przeciwnicy przy każdym przyjęciu piłki znów czują na karku oddech piłkarzy Simeone. Dziś 18-krotnie faulowali zawodników Juventusu na ich połowie, 13 razy odbierając im piłkę. Rywale próbowali tego samego wysokiego pressingu, ale faulowali jeszcze częściej, tych skutecznych interwencji było niemal trzykrotnie mniej. Juventus - jedna z najbardziej atletycznych drużyn w Europie - od obrony po atak po prostu nie wytrzymała starcia z bandą Simeone.

Więc już zacznijcie narzekanie - że bitwy, a nie widowiska; że barowa szarpanina, a nie piłkarski balet; że cwaniactwo i defensywa, a nie wirtuozeria i atak. Jednak podobnie jak w sobotnim meczu z Sevillą - co sam zauważył także Diego Simeone - dziś Vicente Calderon wreszcie ponownie żyło tym wszystkim tak jak w poprzednim sezonie, a energia z okrzyków, gwizdów i pieśni przenosiła się na 11 walczących zawodników. Jeśli wkurzało was to rok temu, jeśli wkurzało was to dzisiaj, to przygotujcie się na jeszcze więcej tego w kolejnych mistrzostwach. Bijąc Juventus, Atletico naprawdę, i to w pełnej krasie, wróciło na europejską scenę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.