Liga Mistrzów. Pjaniciów dwóch

Symbolem AS Romy jest Francesco Totti, ale na boisku coraz więcej obowiązków przejmuje na siebie Miralem Pjanić. W starciu z Manchesterem City (1-1) postawa Bośniaka była znakomitym odbiciem gry Rzymian.

Rozdajemy bilety na mecze Polska - Niemcy i Polska - Szkocja. Weź udział w prostym konkursie!

Do 60. minuty fenomenalny, potem coraz bardziej opadał z sił. Zmiany Manuela Pellegriniego - przede wszystkim wejście Franka Lamparda za Edina Dżeko w 57. minucie - sprawiły, że Pjanić nie mógł dłużej cieszyć się taką wolnością jak wcześniej. Przez pierwszą godzinę razem z Radją Nainggolanem wręcz niszczyli drugą linię Manchesteru City. Przestrzeń, jaką pozostawiali mu pomocnicy "The Citizens", wykorzystywał znakomicie; choćby na początku spotkania bez większych problemów zszedł z lewego skrzydła, by podać prostopadle do Maicona w pole karne. Brazylijczyk został jednak złapany na spalonym (w pierwszej połowie miał spory problem z tym elementem).

Najważniejszą cechą Pjanicia jest pewnego rodzaju "pazerność" na piłkę. Zawsze chce dyktować tempo rozegrania piłki, niezależnie od tego, czy robi to krótkimi podaniami czy długimi (5 na 6 takich zagrań skutecznych). A dokładne przerzuty są kluczowe na jego pozycji, biorąc pod uwagę, jak bardzo Roma polega na skrzydłowych i ich rajdach.

Dawniej, gdy jeszcze grał w Olympique Lyon, bywał krytykowany za słabość fizyczną i brak szybkości. W dodatku dość często przytrafiały mu się kontuzje. Ale już wtedy obserwatorzy talentu Bośniaka widzieli, jaką posiada technikę oraz wizję. I z czasem zaczął to pokazywać coraz częściej. Przecież to jego gol w 2010 roku wyrzucił "galaktyczny" Real prowadzony przez Manuela Pellegriniego - dzisiejszego trenera Manchesteru City - z 1/8 Ligi Mistrzów. W tej edycji z Lyonem dotarł do półfinału LM, więc wie, jak się sprawia niespodziankę w najbardziej elitarnych rozgrywkach na świecie.

W Romie początki miał również ciężkie. Przyszedł w burzliwym czasie. Trenerem został Luis Enrique, a pod jego wodzą rzymianie potrafili przegrać z Cagliari 4-2, by trzy dni później rozbić Inter 4-0, a następnie przegrać ze słabą Sieną 1-0. O żadnej regularności nie mogło być mowy.

"Jak Maradona"

Ale rozkwitł przede wszystkim pod Rudim Garcią. Głównie pod względem defensywnym, ale w ofensywie czuje się jeszcze lepiej. - Od razu poinformował mnie, że w jego drużynie dostanę ważną rolę. Czułem jego wiarę i wiem, że mogę się rozwinąć przy nim - powiedziałem Pjanić o Garcii. I już w poprzednim sezonie miał magiczne momenty, jak wtedy gdy ograł kilku obrońców Milanu i strzelił gola. "Jak Maradona", skomentował jego bramkę Garcia. A jeszcze przed jego przyjściem Bośniak znajdował się w trudnej sytuacji. Gdy Roma przegrała finał Pucharu Włoch ze znienawidzonym Lazio (mecz określono mianem "najważniejszych derbów w historii"), Pjanić w jednym z wywiadów zasugerował, że przynajmniej cieszy się z tego, że jedyną bramkę zdobył Senad Lulić - jego rodak. Kibice Romy byli wściekli, żądali jego odejścia. Niezadowoleni ultrasi odwiedzili go nawet na treningu.

Ale wkrótce Pjanić przekonał ich swoją grą. Według "Guardiana" w 2013 roku był 81. najlepszym piłkarzem na świecie. W maju przedłużył kontrakt do 2018 roku; poprzedni wygasał wraz z końcem tego sezonu.

Z Manchesterem City kilkukrotnie sam starał się zaskoczyć Joego Harta, w szczególności na początku drugiej połowy. W 52. minucie ładnie rozegrał akcję, by po chwili w zamieszaniu strzelić z bliskiej odległości w Harta. Po chwili uderzył z dystansu tuż obok bramki. Jeszcze wtedy miał sporo miejsca na przygotowanie sobie piłki, ale była to jedna z ostatnich takich okazji. A już kilkanaście minut później w dobrej sytuacji sprzed pola karnego strzelił zdecydowanie za mocno, piłka powędrowała w trybuny. Ale wcześniej kapitalnie dyktował tempo gry Romy, przy piłce był aż 86 razy. Tylko trzech zawodników Manchesteru City było lepszych pod tym względem; tylko, bo City miało ponad 60 proc. posiadania piłki i wymieniło prawie 230 podań więcej od Romy.

Problemy Bośniaka

Gdy gospodarze zaczęli naciskać coraz mocniej, Pjanić zaczął się gubić pod ich pressingiem. Wejście Lamparda pozwoliło Manchesterowi na odzyskanie posiadania piłki i kontrolowania wydarzeń boiskowych (choć upragnionej drugiej bramki nie zdobyli). Już w doliczonym czasie gry Bośniak głupio stracił piłkę w środku pola, dzięki czemu Jovetić mógł uderzyć z dystansu.

Jego dwa oblicza doskonale pokazują statystyki. Do drugiej zmiany City, jaka miała miejsce w 57. minucie, 52 z 56 podań dotarły do kolegów. Ale w ostatnich 30 minutach tylko pięć zagrań miał udanych; na osiem. To nie tylko jego wina, bo Roma oddała pole gry Manchesterowi City (aż za bardzo), ale Bośniak w tej fazie meczu zaliczył tylko dwa przechwyty przy trzech podczas pierwszej godziny. A przecież rzymianie zaczęli się bronić - momentami dramatycznie - więc miał więcej sposobności do pokazania się w defensywie. Oprócz tego w trakcie pierwszej godziny zaliczył trzy dryblingi (potem jeden - nieudany) oraz zanotował jeden odbiór (potem żadnego).

Z tego względu Pjanić dzisiaj symbolizował całą Romę. Świetny przez większą część spotkania, prezentujący się znacznie lepiej od rywali, ale sił starczyło tylko na 60 minut. I z jednej strony zarówno Roma, jak i Pjanić mogą żałować tego remisu - gospodarze byli do ogrania - ale z drugiej to oni byli bliżej zwycięstwa, bo lepiej rozłożyli siły na całe 90 minut. Do gry na najwyższym poziomie Romie i Pjaniciowi nie brakuje umiejętności. Już wczoraj mogli pokonać mistrzów Anglii, ale zawiodło przygotowanie fizyczne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.