Liga Mistrzów. Borussia znów hałasuje w Lidze Mistrzów

Atletico grające na żółto? Jak pokazało ich zwycięstwo z Arsenalem, Borussia Dortmund powoli się zmienia, jednak najważniejsze, że zespół Juergena Kloppa nadal lubi hałasować. To najlepsza informacja dla całej Ligi Mistrzów.

Wątpliwości na pewno nie brakuje, chociaż jasne było, że Borussia musiała się w ostatnich miesiącach zmienić. Nie tylko przez ciągłe kontuzje i wydłużające się powroty największych gwiazd, ale i transfery, odważniejsze wprowadzenie młodych. Jednak największa obawa dotyczyła tego, czy "heavy metal" Juergena Kloppa wreszcie nie zmieni się gatunkowo w coś bardziej na czasie - ot choćby całkiem niedalekie Atletico z nisko grającą defensywą, umiejętnie dawkowanym pressingiem i agresją jako jednym z priorytetów.

Poprzedni sezon skończył się rozczarowaniem, porażką na każdym polu - w lidze wyzwania Bayernu Borussia nawet nie podjęła, w europejskich pucharach okazała się za słaba na ciągle rosnące europejskie potęgi. Jednak głównym sygnałem odważnych poczynań na rynku transferowym miała być realizacja większego planu. Większego, czyli detronizacji Bayernu, choćby takiej jak w Superpucharze, gdy (mocno rezerwowy) rywal nie miał odpowiedzi na pressing w środku pola i agresywne kontry Borussii.

Jednym z wytłumaczeń muszą być kontuzje kluczowych graczy, pozbawiające Borussię jakości i zdolności Reusa, Błaszczykowskiego, Sahina i Gundogana do utrzymania piłki na połowie rywala przez większość meczu. Drugim powodem musi być intensywność - grająca bliżej bramki defensywa to oszczędzanie bezcennej w kontekście całego sezonu energii piłkarzy, a przecież także dzięki temu Atletico udało się przetrwać z sukcesem poprzedni rok. W końcu też trzeba wziąć pod uwagę, że nowych zawodników łatwiej jest wprowadzać w system bardziej defensywny, ale też i pasujący do nieprzekonującego w poprzednim sezonie Aubameyanga czy Immobile, który właśnie tak grał w Torino. Dziś to ta dwójka dała zwycięstwo Borussii w prestiżowym spotkaniu fazy grupowej. Może też niemiecki szkoleniowiec przekonał się, że stare, dobre metody już nie będą tak skuteczne - co pokazał choćby przegrany mecz z Bayerem Leverkusen.

I nawet jeśli dziś te wysokie próby odbioru piłki oraz błyskawiczne kontry przypomniały o najlepszym futbolu, jaki na stadionie Westfalen widziano, to Borussia ewoluuje. W pierwszych trzech ligowych meczach ich średnia liczba prób odbiorów była o prawie trzydzieści procent niższa niż przed rokiem. Jeszcze większa różnica była pod względem interwencji na połowie przeciwnika. Nadal biegają najwięcej ze wszystkich drużyn w Bundeslidze, robią najwięcej sprintów, ale wszystko zdają się zaczynać dalej od bramki rywala.

Tak, jak w starciu z Arsenalem. Agresywny i wysoki pressing imponował, ale trwał nie cały mecz, a ledwie piętnaście pierwszych minut - później Borussia na połowie rywala zapędzała się ze skutecznymi interwencjami. Świetnie zorganizowani, niepozwalający Kanonierom na stworzenie zagrożenia pomimo ich dominacji posiadania piłki. Zmienili się we wspomniane Atletico, zwłaszcza z tymi atakami z głębi pola Aubameyanga i Immobile, rozpoczynającymi się od długich podań pomocników lub przechwytów w chwilach nieuwagi rywala. Na własnej części boiska we dwóch, trzech dopadali Londyńczyków, zabierając im większość możliwości rozegrania. Gdyby tylko Mychitarian był skuteczny, to tych goli byłoby więcej. Arsenal odpowiedział jednym celnym strzałem, w sumie pięcioma próbami...

Klopp przed meczem bardzo chwalił Arsene'a Wengera, mówiąc o zdolności Francuza do rozwijania zespołu, ale też ciągłej adaptacji do wymogów współczesnego futbolu. - W porównaniu do poprzedniego sezonu są dużo lepsi, mają więcej szybszych zawodników - dodawał Niemiec, wskazując na Welbecka i Sancheza. Jednak Klopp także takimi piłkarzami dysponuje, a nawet potrafił ich lepiej od Wengera wykorzystać, dając im przestrzeń do indywidualnych popisów i jednocześnie zabierając ją właśnie rywalowi. Większy pragmatyzm, cwaniactwo czy dojrzałość - nieważne, bo przecież ostatecznie liczy się to, że Juergen Klopp ze swoją głośną muzyką wciąż może wpaść i zakłócić imprezę faworytom. Dziś udało mu się zepsuć "osiemnastkę" Arsene Wengera (rocznicę rozpoczęcia pracy Francuza w Londynie) i to w wielkim stylu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.