Liga Mistrzów. Jak Sergio Ramos zawrócił historię

Mecz był wielki, choć brzydki. Atletico wielkie, choć przegrane. A Sergio Ramos - największy. Głównie dzięki niemu dziesiąty Puchar Europy wreszcie należy do Realu

On na treningu przed meczem został jako ostatni. Wszyscy się już zbierali do zejścia, a on jeszcze ćwiczył strzały. Z taką zawziętością, że połamał jedno krzesełko za bramką. Ale w końcu kto miał ćwiczyć jeśli nie on. Środkowy obrońca, który w poprzednich sześciu meczach zdobył dla Realu pięć goli. Lekko postrzelony Sergio, którego raz kochasz, raz nie znosisz, ale zawsze chcesz go mieć po swojej stronie. Właśnie dla takich chwil jak ta z doliczonego czasu. Gdy on jako jedyny w Realu nie tylko nie chciał się pogodzić z porażką 0:1, ale jeszcze wiedział co zrobić, by drużynę uratować. Wcześniej Gareth Bale, jedyny z ofensywnych piłkarzy Realu, którego w pierwszych 90 minutach rywale nie umieli trzymać rywali w ryzach, marnował sytuację po sytuacji. Dopiero Ramos tego wieczoru zawrócił historię.

Podmienił scenariusze: ten napisany przez Diego Simeone na ten ze szczęśliwym zakończeniem dla Realu. Na nowo rozdał role bohaterów i antybohaterów. Z tej pary to przecież Atletico miało zwyciężać sercem, nie Real. Swoją rolę Ramos też zmienił, bo zaczął mecz tak nerwowo, że zanosiło się, iż go nie dokończy. Zmienił rolę Diego Godina, który najpierw dał Atletico prowadzenie, po rzucie rożnym, a potem po rzucie rożnym nie upilnował Ramosa. Rolę Simeone, który był o sekundy od zostania futbolowym bohaterem roku, a potem końca dogrywki nie doczekał, stracił nerwy i został wyrzucony przez sędziego. Wreszcie role kolegów z Realu.

Iker Casilllas po golu złapał Ramosa i wycałował, dziękując za to, że uratował go od zostania symbolem tej porażki. Casillas popełnił błąd przy golu Godina. Ale takich, którzy powinni całować Ramosa było więcej. Bale, który w pierwszej wersji scenariusza zmarnował wszystko, a w drugiej strzelił w dogrywce gola na 2:1. Cristiano Ronaldo, który był zagubiony przez cały finał, ale doczekał się swojego gola z karnego, na 4:1. Sami Khedira, którego przeskoczył Godin przy golu. Carlo Ancelotti, który zaryzykował wystawiają Khedirę, mimo że ten od listopada nie zagrał pełnego meczu. I wreszcie Florentino Perez, który długo cierpiał w loży honorowej Estadio da Luz, ale wreszcie spełnił marzenie. Ma pierwszy Puchar Europy w drugiej kadencji, w nowej erze galacticos. Po ważnym golu Bale'a, swojego ostatniego transferowego łupu. Przypomniał się, mimo innych okoliczności, Zinedine Zidane i jego gol na 2:1, który dał dziewiąty Puchar Europy, też w pierwszym sezonie po transferze. Perez, były król Midas futbolu, wreszcie odzyskał czucie.

Nie był to może piękny mecz. Ale trzymający w napięciu, a właściwie - pod napięciem, od początku do końca. I z piękną historią. Nie aż tak chwytającą za serce, jaką byłby triumf Atletico. Ale piękną. Cały ten dzień był fantastyczną reklamą futbolu: Lizbona z morzem kibiców rywalizujących na śpiewy i okrzyki, ale przyjaznych sobie. A potem Estadio da Luz pełne zwrotów akcji.

Z Atletico los się tego wieczoru obszedł okrutnie. Miało być zdjęcie klątw, a było powtórzenie koszmaru z 1974 roku, po drobnych retuszach. 40 lat po golu Luisa Aragonesa, który został bez nagrody w finale Pucharu Europy z Bayernem, i kilka miesięcy po śmierci Aragonesa, w meczu dedykowanym mu przez Atletico, znów sen o sukcesie przerwał środkowy obrońca. I znów w ostatniej minucie. Wtedy Hans-Georg Schwarzenbeck w ostatniej minucie dogrywki, gdy jeszcze nie rozgrywano konkursu karnych, tylko powtarzano mecz. Teraz Ramos w ostatnich chwilach doliczonego czasu. I tak jak Atletico 40 lat temu zostało w powtórzonym meczu rozbite przez Bayern, tak w Lizbonie dostawało cios za ciosem w dogrywce. Ale gdy minie żal i opadną emocje, wrócą wspomnienia ostatnich tygodni i nikt przecież nie powie, że Atletico zostało z pustymi rękami. Może to było aż zbyt okrutne, ale tak się dokonała sprawiedliwość: los dał każdemu z wielkich sąsiadów z Madrytu zapisać się tej wiosny w historii.

Zobacz wideo

Tego nie złapały kamery. Zobacz mnóstwo wielkich zdjęć z finału

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.