Kontratak w 19. minucie przypominał futbolową wersję akcji Muhammada Aliego, którą w ósmej rundzie "Rumble in the Jungle" znokautował w Kinszasie George'a Foremana. Bayern miał przygniatającą przewagę na początku gry, tymczasem Ronaldo, Coentrao i Benzema wymienili piłkę tak szybko i zaskakująco, że nikt w zespole mistrza Niemiec nie zdążył zareagować. Dla każdego z trójki była to wielka chwila. Swoim genialnym, finezyjnym podaniem Ronaldo pokazał, że jest dla Realu kimś znacznie więcej niż maszynką do zdobywania bramek. Coentrao sprawił, że Madryt nie płacze za Marcelo, Benzema był tam, gdzie powinien, a przecież od 2009 roku w Realu zarzuca się mu, że instynkt strzelecki jest jego słabszą stroną.
Gdyby kilka minut później Ronaldo dokładnie przystawił nogę do piłki, dla Manuela Neuera mógłby to być wieczór wyjątkowo przykry. Ale Portugalczyk spudłował.
Tak naprawdę jednak "Królewscy" wygrali ten mecz defensywą. Jeszcze 12 miesięcy temu była dziurawa, a Pepe z Ramosem prześcigali się w kiksach, jakby chcieli do końca obrzydzić życie w Madrycie Jose Mourinho. Carlo Ancelotti zmienił tę parę desperados w solidny mur obronny. Tym solidniejszy, że mogący liczyć na wsparcie na bokach i z drugiej linii. Po raz pierwszy od dawna futbolowy świat zobaczył skrzydłowych Bayernu Arjena Robbena i Francka Ribery'ego tak bezproduktywnych w meczu o stawkę. Holender próbował swojej firmowej akcji z dryblingiem do środka i strzałem z lewej nogi, ale bezskutecznie. Za Coentrao był zawsze kolejny rywal.
Wyjedź na mundial do Brazylii! [KONKURS]
W ósmym meczu na Santiago Bernabeu trener Pep Guardiola poznał w końcu smak porażki. Z Barceloną zaliczył tam pięć zwycięstw i dwa remisy. - Jestem dumny z drużyny za sposób, w jaki utrzymywała się przy piłce - stwierdził. Paradoksalnie Bayern stracił gola w pierwszej połowie meczu, kiedy jego "possesion" osiągnęła 74 proc. - Utrzymywani piłki jest nic niewarte, gdy rywal stwarza sobie sytuacje - powiedział Franz Beckenbauer. "Kaiser" wciela się w rolę naczelnego krytyka Katalończyka, co sprawia, że debata wewnętrzna na temat "Barcelony bis" nabiera rozpędu.
Niechęć do tego, by Pep przerabiał na modłę barcelońską Bayern, tradycyjny niemiecki klub, w którym wartości takie jak siła, waleczność, pragmatyzm, odpowiedzialność i prostota gry w najlepszym sensie tego określenia, po takich meczach jak wczorajszy jest coraz bardziej gorąca. Monachijczycy nie muszą nikogo kopiować, "swoją" grą zdobyli Puchar Europy pięciokrotnie (więcej niż Katalończycy). Z drugiej strony nikt nie protestuje, gdy Joachim Loew w reprezentacji Niemiec robi to samo - czyli zmienia styl gry na bardziej kombinacyjny. Trudno odmówić nowemu trenerowi Bayernu prawa do własnych pomysłów, zwłaszcza komuś takiemu jak Guardiola, który pięć lat temu podniósł Barcę ze zgliszczy, wygrywając z nią wszystko. Chciał Beckenbauer status quo, mógł zatrzymać Juppa Heynckesa.
Tak czy siak, rewanż za pięć dni w Monachium będzie zapewne porywający. Do wczoraj można się było obawiać, że to raczej Bawarczycy obnażą słabości "Królewskich". W drużynie Carlo Ancelottiego zagrało wszystko poza skutecznością. Kibice z Bernabeu znów mieli ochotę czcić święte ręce Ikera Casillasa, gdy obronił strzał Mario Goetzego w końcówce meczu. Real pojedzie na Allianz Arena mając konkretne atuty, czy Bayern pozwoli mu z nich skorzystać? Ciężko przewidzieć. Wczoraj Bawarczyków ujawnili swoje ograniczenia w tyłach i w ataku. Obrońcom brakuje szybkości, napastnikom i pomocnikom kreatywności w polu karnym. W gąszczu maszyna się zawiesza, włącza tryb jałowy, tak jak Barcelona od początku 2012 roku.
Faworytem do awansu pozostaje Bayern. Ale pierwszy raz od 11 lat "Królewscy" jadą na drugi mecz półfinału Champions League mając przewagę. 6 maja 2003 roku "galaktyczni" pokonali Juventus Turyn 2-1 po golach Brazylijczyków Ronaldo i Roberto Carlosa. Te nazwiska świadczą, jak odległe to czasy. Asystent Ancelottiego Zinedine Zidane biegał jeszcze wtedy po boisku. W Turynie lepsi okazali się Włosi, którzy pojechali na finał na Old Trafford. Tam zatrzymał ich Milan Ancelottiego.
Sen o "La Decima" trwa. Inna rzecz, że już bardzo długo. Może czas, żeby się spełnił, w klubie, który wciąż wydaje na transfery więcej niż szejkowie. Gracze "Królewskich" mają prawo być głodni sukcesu. Ronaldo wygrał Ligę Mistrzów raz, w barwach Manchesteru. To by było kuriozum, gdyby ta cała gigantyczna inwestycja dokonana przez Florentino Pereza miała spełznąć na marzeniach. Tyle że piłka to przedmiot, któremu wszystko jedno. Kto lepiej nad nią panuje, ten wygrywa. Do przerwy 0-1, ale Bayern wciąż ma realne szanse na lizboński finał.
"Widzisz Bayernie, oto jest Real Madryt" - krzyczy dziś takim tytułem dziennik "Marca". To raczej zbytek egzaltacji, bój o Lizbonę dopiero się zaczyna.
Dyskutuj z autorem na jego blogu
Wygraj tablet Acer Iconia W4 i odkryj nowe oblicze apki Sport.pl LIVE
Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy