Liga Mistrzów. Czarne bestie Bernabeu

Czy Bayern i Guardiola ugruntują opinię katów Realu? A może Ronaldo i Bale przełamią faworyta i po 12 latach "Królewscy" zagrają w finale Ligi Mistrzów? Pierwsze starcie dziś w Madrycie

Za 19,95 euro można kupić w Monachium czerwoną jak krew koszulkę z napisem "Czarna Bestia" i hasłem "Jedziemy do Lizbony". Bawarczycy są świadomi, że jeśli jest klub na ziemi przed starciem, z którym kibice Realu zrywają się z krzykiem w środku nocy, jest nim właśnie Bayern.

1976, 1987, 2001, 2012 - to lista porażek "Królewskich" z Bawarczykami w półfinale Pucharu Europy. Uzupełnia ją kolejna, sprzed siedmiu lat, w pierwszej rundzie fazy pucharowej. W 2000 roku na Santiago Bernabeu, gdy w meczu grupowym Bayern wygrał z Realem 4:2, Oliver Kahn wzniósł cztery palce na oczach fanów Realu, wypowiadając słowa: - Jesteśmy waszym ogrem.

Oczywiście nie zawsze było tak, że najbardziej utytułowany klub w historii dostawał lanie w rywalizacji z Bayernem. Zaledwie dwa miesiące po tym, jak charyzmatyczny bramkarz Bawarczyków próbował upokorzyć piłkarski Madryt, Real zrewanżował się Bayernowi, eliminując go w półfinale Ligi Mistrzów. A po kolejnych dwóch tygodniach pokonał w Paryżu Valencię, zdobywając Puchar Europy po raz ósmy. Dziewiąty wywalczył dwa lata później w erze galaktycznej z Figo i Zidane'em. Na dziesiąty wyczekuje jednak aż do dzisiaj.

Mimo iż dwie wielkie marki sięgały w sumie po najważniejsze klubowe trofeum aż 14 razy, nigdy nie spotkały się w finale. W tym roku była na to szansa, ale losowanie po raz kolejny skrzyżowało ich drogi wcześniej. - Bardzo się cieszę. Atletico i Chelsea byłyby dla Bayernu trudniejszymi rywalami - wypalił Kahn. Prezes Karl-Heinz Rummenigge łagodzi buńczuczne słowa byłego bramkarza. - Jedziemy na Bernabeu z pokorą i szacunkiem dla rywala. Naszą misją jest zdobycie gola.

Tak naprawdę jednak Real mierzy się dziś nie z jedną, ale dwoma Czarnymi Bestiami. Pep Guardiola stał się nią dla "Królewskich" jako trener Barcelony. Czy dziś dopisze kolejny rozdział cierpienia kibiców Realu?

Guardioli robi przeszczepy

- Zostawiłeś mi drużynę doskonałą - powiedział Katalończyk do swojego poprzednika Juppa Heynckesa na początku sezonu, dodając z wyrzutem, że nic w niej nie może ulepszyć. Z Heynckesem na ławce Bawarczycy wywalczyli potrójną koronę pierwszy raz w historii. Ale Pep nie byłby sobą, gdyby zostawił wszystko tak, jak było. Bayern, który przed rokiem demolował rywali szybkimi akcjami ze skrzydeł, zaczął grać kombinacyjnie. Guardiola znalazł nową pozycję dla Philippa Lahma, którego nazywa najinteligentniejszym graczem, z jakim pracował. Kapitan bywa dziś pomocnikiem, a nie tylko bocznym obrońcą, i w większym stopniu wpływa na grę drużyny. Katalończyk przeszczepił do Bawarii system gry z fałszywym napastnikiem, wtedy Maria Mandzukicia zastępuje "na szpicy" Thomas Müller. Właśnie takiej taktyki obawia się dziś trener Realu Carlo Ancelotti, uważając, że ze statycznym Chorwatem jego para stoperów Sergio Ramos - Pepe poradziłaby sobie zdecydowanie łatwiej.

Według dziennika "El Pais" największą nadzieją dla Ancelottiego są wolni stoperzy Bayernu. Ani Boateng, ani Javi Martinez, ani nawet Dante nie są dość szybcy i zwrotni, by zatrzymać trio BBC (Benzema, Bale, Cristiano Ronaldo) wsparte będącym w życiowej formie Angelem Di Marią. Jeśli Bayernowi nie będzie wychodziła gra wysokim pressingiem i natychmiastowe odbieranie piłki na połowie Realu, rozpędzeni skrzydłowi za 200 mln euro powinni być już nie do zatrzymania, wbiegając w wolną przestrzeń za obroną Bayernu. Stoperzy z Bawarii będą o tyle spokojniejsi, że za ich plecy wraca po kontuzji Manuel Neuer.

Obsesja "La Decimy"

- Nie jesteśmy już faworytem Ligi Mistrzów - ogłosił Arjen Robben, bohater finału sprzed roku, a pięć lat temu gracz "Królewskich". Dodał jednak, że Bayern ma atuty, by ograć Real, tyle że ich w ostatnich meczach nie ujawnia. Faktycznie po zdobyciu mistrzostwa 7 marca (najwcześniej w historii Bundesligi) Bawarczycy nie grzeszą motywacją, formą ani wynikami. Porażka z Borussią Dortmund na Allianz Arena 0:3 wlała w serca rywali monachijskiego ogra odrobinę nadziei. Może ten Bayern Guardioli jest jednak zespołem z tej Ziemi?

Real od 12 lat żyje chęcią wygrania Pucharu Europy po raz dziesiąty, czyli zdobycia "La Decima". Z czasem chęć zmieniła się w obsesję, a Florentino Perez właściwie przestał liczyć się z kosztami. Za 96 mln euro sprowadził Cristiano Ronaldo pięć lat temu. Nie wystarczyło, to minionego lata dorzucił Garetha Bale'a za 91 mln. Przed tygodniem Walijczyk został bohaterem Madrytu po zdobyciu zwycięskiego gola w finale Pucharu Króla przeciw Barcelonie. Real ma pierwsze trofeum, ale marzy o pierwszej potrójnej koronie w swojej historii. Impulsywny José Mourinho misji nie wykonał, choć trzy razy prowadził drużynę do półfinału. Latem nadszedł czas spokojnego Carla Ancelottiego, który ma wykorzystać doświadczenie z Milanu, Chelsea i PSG. Czy wystarczy go na Bayern, czyli rozliczenie z najboleśniejszymi momentami historii Realu?

- Oni są Czarną Bestią Realu, ale moją na pewno nie. Prowadzone przeze mnie drużyny osiągały z Niemcami dobre wyniki. Ale jakie znaczenie ma to, co było? Moja nadzieja na finał płynie z formy zespołu - mówi trener Realu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.