Liga Mistrzów. Zachodny: Realu przypadek kliniczny

- "Królewscy" zaliczyli kiepski start w tym sezonie, ale przed nimi jeszcze długa droga - zawyrokował były obrońca Realu Fabio Cannavaro przed meczem z Juventusem. Z dziewięcioma punktami w Lidze Mistrzów, w nie najgorszej pozycji w Primera Division i z Cristiano Ronaldo w wybitnej formie. Czym jest więc ten powód do zmartwień? - pisze Michał Zachodny, bloger, współpracownik m.in. Goal.com, scout i analityk InStat Football.

Przecież ledwie w dwóch meczach Real stracił punkty, nawet jeśli porażka na własnym stadionie w derbach Madrytu zabolała. Dodatkowo zmiana szkoleniowca musiała w jakiś sposób odbić się na drużynie, przejście ze stylu Mourinho na ten Ancelottiego nie mogło być bezbolesne. Tymczasem mecz z Juventusem, chociaż wygrany również dzięki pochopnemu wyrzuceniu z boiska Giorgio Chielliniego, pokazuje zespół rozwijający się, rosnący wraz z trwaniem sezonu. Zaczynający być tym zabójcą z kliniczną precyzją, którego trzeba się obawiać.

Oczywiście lista kłopotów Ancelottiego jeszcze rozrosła się po dwunastu meczach nowego sezonu. Problem ze skutecznością napastników nie zniknął wraz ze zmniejszeniem rywalizacji o Higuaina, Arbeloa z Juventusem popełnił kilka prostych dla obrońcy gaf w ustawieniu, a kolejnym zarzutem jest zbyt wolne rozgrywanie akcji. Przypominając ból głowy, jaki pozostał po Mourinho przy wyborze bramkarza na każde spotkanie, Carlo Ancelotti wcale nie dostał do swoich rąk piłkarskiego "samograja".

Real się zmienia. Widać, że coraz większym komfortem w drużynie cieszy się Luka Modrić. Z Juventusem był może mało spektakularny, ale ruchliwy, zawsze pod grą (ponad 100 podań z 96% skutecznością!) i regulujący tempo gry zespołu. Mecz oczywiście skończył się po godzinie, gdy z boiska wyleciał Chiellini, i nawet pojedyncze zrywy gości tego nie zmieniły. Ważna była jednak możliwość porównania Chorwata do Andrei Pirlo - to ten sam styl obrotu przy piłce, zastawienia jej przed atakiem rywala i podniesienia głowy przed otrzymaniem podania, a potem posłanie futbolówki idealnie w miejsce, które pomocnik sobie wypatrzył. U Mourinho Modrić daleki był od pewności swojego miejsca w składzie, gdy Ancelotti od niego zaczyna ustalanie środka pola. Decyzja ta już procentuje.

Oczywiście nie może zabraknąć wspomnienia o genialnym Cristiano Ronaldo, który w tych najtrudniejszych momentach tego okresu przejściowego zdaje się ciągnąć Real za uszy w każdych rozgrywkach. Już piętnaście goli, w tym siedem w Lidze Mistrzów, to wynik pozwalający liczyć na kolejny fenomenalny wyścig po koronę króla strzelców całego kontynentu. Dobrze, że Zlatan Ibrahimović włączył się do tego korespondencyjnego pojedynku - nawet jeśli jednego z nich ma ostatecznie zabraknąć na mistrzostwach świata w Brazylii.

Nie byłoby jednak przynajmniej kilku tych goli, gdyby nie cichy bohater, Angel Di Maria. Jego najbardziej chwalił Ancelotti przed sezonem, nie będąc do końca przekonanym, czy powinien Argentyńczyka zostawiać w swoim zespole. Tymczasem skrzydłowy dodał nowe elementy do swojej gry, to już nie tylko uderzenia z dystansu po zejściu do środka czy ciągłe i czasem irytujące dryblingi. Jego transformacja jest widoczna zwłaszcza w Lidze Mistrzów. Z Juventusem grał zespołowo, chociaż sześć strat trzeba postawić w opozycji do tej pięknej asysty przy pierwszym golu Ronaldo. Tych kluczowych podań ma już ponad trzydzieści w całym sezonie. Problem jest w skuteczności, bo nie zawsze koledzy zamieniają jego zagrania w bramki, także wpływając na to, że asyst jest tylko sześć. I tak z czterema prowadzi w tabeli Ligi Mistrzów...

Na razie sezon Realu to wciąż wiele pytań - o zdrowie i przydatność Bale'a, bramkarzy, prawego obrońcę, napastnika (dziś Benzema, chociaż z jednym pudłem, świetnie zakładał pressing na Pirlo w pierwszej połowie), ale też szczęście do kluczowych decyzji. Kliniczna precyzja, z jaką "Królewscy" rozprawili się z Juventusem, nie robiąc ani kroku więcej niż musieli do wygrania spotkania, sugeruje, że u Ancelottiego najważniejsza będzie cierpliwość w przejściu na jego plan gry. Jeszcze się krystalizujący, ale z niebywałą jakością i potencjałem. - Trzeba ich szanować, ale na pewno nie można się ich bać - mówił przed meczem Antonio Conte. Spokojnie, na strach jeszcze przyjdzie czas?

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA