Czy Anglicy odzyskają Ligę Mistrzów?

Jeszcze niedawno trzech reprezentantów Premier League biło się w półfinałach Pucharu Europy, w poprzednim sezonie żaden nie dotarł do ósemki. Czy latem wyspiarze zmężnieli na tyle, by znów wygrywać z drużynami niemieckimi i hiszpańskimi?

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Teoretycznie powodów do paniki nie ma. Anglicy wciąż zajmują drugie miejsce w rankingu UEFA. Nie ma zagrożenia, by spadli z podium i musieli ograniczyć reprezentację w Lidze Mistrzów do trzech zespołów.

Ale przecież wyspiarze widzą w Premier League najlepszą ligę świata, a w swoich drużynach - faworytów najważniejszych klubowych rozgrywek. Pod koniec pierwszej dekady tego stulecia przeżywali piękne chwile, przez trzy sezony z rzędu do półfinałów docierały po trzy angielskie drużyny.

W poprzednim sezonie fazę grupową przetrwały tylko dwie. Obie odpadły na początku wiosny. W ćwierćfinale Anglików zabrakło pierwszy raz od 1996 r. Wtedy w LM uczestniczyło jednak tylko Blackburn (grupę skończyło za Legią). - Europa dogoniła Premier League, słaby występ w LM powinien nami wstrząsnąć - mówił wiosną trener Arsenalu Arsene Wenger.

Szczegółowej analizy nie przedstawił, ale gołym okiem było widać, że Anglicy cierpią przez mizerną grę w defensywie. W kraju wyspiarze zaspokajali pragnienia kibiców wymagających wielobramkowych thrillerów, ale fani lubiący zespoły zorganizowane, potrafiące zatrzymać rywali z dala od pola karnego, nie mieli czego szukać w szlagierach Premier League. Manchester United w poprzednim sezonie stracił w lidze aż 43 gole. To jego najgorszy wynik od 2002 r. Chelsea puściła 39 bramek. To jej drugi najgorszy wynik w XXI w. Manchester City stracił 34 gole. To najgorszy wynik od trzech lat, wcześniej drużyna z Etihad Stadium nie liczyła się w walce o mistrzostwo. Wyłamał się tylko Arsenal (37 puszczonych goli, najmniej od 2008 r.).

Defensywa jedynie częściowo wyjaśnia problemy Anglików. Na resztę składają się słabości klubów. Zaczynając od chaotycznie budowanego Manchesteru City, który przez dwa lata wygrał ledwie trzy mecze grupowe i ani razu nie dotrwał w LM do wiosny, przez zmieniającą co pół roku trenerów Chelsea, po United i Arsenal, które miały to nieszczęście, że ostatnio zderzyły się z faworytami - odpowiednio - Realem i Bayernem.

Nie sposób rozstrzygnąć, czy Anglicy zmężnieli, bo latem oba Manchestery i Chelsea zmieniły trenerów i żaden zespół nie wygląda jeszcze na dzieło skończone. Najłatwiej miało być José Mourinho, który po sześciu latach wrócił do Londynu, ale jego zespół przegrał Superpuchar Europy z Bayernem, a w sobotę uległ Evertonowi. Z czterech ligowych meczów ekipa ze Stamford Bridge wygrała tylko dwa - to najsłabszy start od 2003 r., kiedy klub przejął Roman Abramowicz. - Gdy pierwszy raz prowadziłem Chelsea, przegrałem dopiero pod koniec października, ale to była zupełnie inna drużyna. Jestem tu, by wydobyć z piłkarzy wszystko, co najlepsze. By grali dojrzale, a nie naiwnie. Z Evertonem oddaliśmy aż 21 strzałów, ale nie zdobyliśmy bramki - tłumaczył Portugalczyk.

Wiele pracy czeka też Manuela Pellegriniego, który został zatrudniony w Manchesterze City, bo szefom klubu marzy się sukces w Europie, a Chilijczyk grał już w półfinale (Villarreal) i ćwierćfinale (Málaga) LM. O wpadce nie ma mowy, więc Sergio Agüero, Joleon Lescott, Fernandinho i Jes s Navas w sobotę odpoczywali przed dzisiejszym meczem z Viktorią Pilzno. Bez nich City zagrał słabo i tylko zremisował w Stoke 0:0.

Jakby tego było mało, MU i Arsenal trafiły na bardzo wymagających rywali. - Gdy okazało się, że wylosowaliśmy Szachtar, Sociedad i Bayer, zadzwoniłem do Alexa Fergusona. Powiedział mi, że to jedna z najtrudniejszych grup, w których graliśmy - mówił trener mistrzów Anglii David Moyes, debiutant w fazie grupowej. Arsenal zmierzy się z wicemistrzami Włoch (Napoli), Francji (Marsylia) i Niemiec (Borussia). Według bukmacherów faworytem do awansu są dortmundczycy (1,3 funta za jednego postawionego), różnica między Arsenalem (1,8) i Napoli (1,83) jest niewielka. Biorąc jednak pod uwagę klasę piłkarzy, awans do 1/8 finału powinien być dla wszystkich reprezentantów Premier League celem minimum.

A jeśli się okaże, że Anglicy znów przegrywają przez wątłe obrony, pretensje będą mogli mieć tylko do siebie. Latem cztery najlepsze kluby wydały na piłkarzy aż 243 mln funtów, ale defensywy wzmacniały niechętnie. Chelsea dokupiła rezerwowego bramkarza (Mark Schwarzer, za darmo), City - rezerwowego stopera (Martin Demichelis, 4,5 mln), Arsenal - defensywnego pomocnika (Mathieu Flamini, za darmo).

Więcej o:
Copyright © Agora SA