Magiczny sezon Ligi Mistrzów od A do Z

Wywar z krwi cielęcej i grzebienia koguta, jasnowidząca słonica, cztery gole Polaka w meczu z Realem - to był magiczny sezon Ligi Mistrzów! Wygrał go Bayern Monachium, a gola na wagę końcowego triumfu zdobył Arjen Robben. To właśnie od Holendra rozpoczynamy alfabet podsumowujący wydarzenia w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach świata.

A jak Arjen Robben. 29-letni Holender nie miał do tej pory szczęścia w meczach o wysoką stawkę. Rok temu w meczu o mistrzostwo Niemiec z Borussią nie strzelił karnego i nie trafił do bramki z trzech metrów. W dogrywce poprzedniego finału Ligi Mistrzów również nie wykorzystał jedenastki, a Bayern przegrał po karnych z Chelsea. Pecha miał również w finale Mistrzostw Świata w RPA, kiedy dwa razy nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Ikerem Casillasem i złoto zdobyło Hiszpania. W końcu jednak Robben przełamał swoją niemoc i mógł się szeroko uśmiechnąć. W finale z Borussią zaliczył asystę i strzelił zwycięskiego gola. A potem z rąk sir Aleksa Fergusona zasłużenie odebrał nagrodę dla najlepszego zawodnika meczu.

B jak Bundesliga Mistrzów. Nie chodzi tylko o to, że finał był sprawą wewnątrzniemiecką - bo to po prostu funkcja piłkarskiego trendu, który zapewne utrzyma się przez spory czas. Dzięki kompleksowej reformie futbolu niemieckie kluby nie mają długów, szkolą znakomitych piłkarzy, mają nowoczesne stadiony. Kluby Bundesligi przynoszą zyski, kluby stawianej dotąd za wzór angielskiej Premier League - straty. O zadłużonych po uszy kolosach z Hiszpanii i Włoch nie ma co wspominać. W kolejnych edycjach LM Niemcy powinni poważnie zamieszać.

C jak ceny. Na te narzekali szczególnie niemieccy dziennikarze. Za hot doga na Wembley zapłacicie aż 7,70 euro (6,5 funta) - pisał "Bild". Kulinarny werdykt też nie wypadał najlepiej. Dziennikarze polecali bardziej hamburgera. Choć też piekielnie drogi (9 euro), to jest znacznie lepszym zakupem niż kiełbaska. Kibice narzekali też na wysokie ceny biletów. Ostatecznie UEFA obniżyła cenę najtańszej wejściówki do 60 euro (łącznie z opłatami trzeba było wyłożyć 68 euro).

D jak doktor. Czyli Hans-Wilhelm Müller-Wohlfarth. W Niemczech jest gwiazdą pierwszej wielkości, a do jego kliniki mieszczącej się w gotyckim zamku ustawiają się kolejki. W USA porównują go do dra Jekylla. Leczył m.in. Bono, Usaina Bolta i Paulę Radcliffe. I od lat zajmuje się piłkarzami Bayernu. Dr Bayern, jak o nim mówią, leczy za pomocą akupunktury i zastrzyków. Wstrzykuje choćby specyfik zawierający ekstrakt z krwi cielęcej i grzebienia koguta. Trochę straszno, trochę śmieszno. Ale piłkarzom z Monachium najwyraźniej służy.

E jak Echeverria Esteban. Tylko on strzelił Realowi Madryt więcej goli w jednym meczu niż Robert Lewandowski. Polak w pierwszym półfinale przeciwko "Królewskim" cztery razy pokonał Diego Lopeza. 21 grudnia 1947 roku Echeverria jako piłkarz Oviedo trafił pięciokrotnie. Ale lista piłkarzy z czterema trafieniami jest i tak bardzo krótka - oprócz Lewandowskiego są na niej cztery nazwiska. W europejskich pucharach czterech goli Realowi nie strzelił jednak nikt.

F jak faule. W sumie w tej edycji popełniono ich aż 3395. A najwięcej faulował... Robert Lewandowski. Polak złamał przepisy 30 razy. Trzeba jednak dodać, że w całych rozgrywkach był tylko jeden zawodnik z pola, który spędził na boisku więcej minut niż on. To Marcel Schmelzer, który - biegając po boiskach - pokonał największy ze wszystkich dystans. W sumie w 13 meczach przebiegł ponad 145 kilometrów.

G jak Giggs. Legendarny Walijczyk w rewanżowym meczu z Realem w 1/8 finału rozegrał mecz nr 1000 w karierze. Jubileusz nie wypadł najlepiej - MU przegrało 1:2 i odpadło - ale 39-latek na pocieszenie wywalczył z "Czerwonymi Diabłami" mistrzostwo Anglii. Po raz 13.!

H jak hat-trick Claudia Pizarro. Peruwiański snajper Bayernu w wygranym 6:1 meczu z Lille strzelił trzy gole w 15 minut. Skompletował w ten sposób trzeciego najszybszego hat-tricka w historii rozgrywek, a szybsi byli tylko Bafetimbi Gomis (8 minut) i Mike Newell (9 minut). Co ciekawe, Pizarro strzelił w sumie cztery gole, a strzelał na bramkę tylko siedem razy. Lepszy pod tym względem był jednak Rui Pedro z FC Cluj. Portugalczyk oddał trzy celne strzały (plus jeden niecelny) i zdobył trzy bramki. Byli też jednak i tacy, którzy mieli stuprocentową skuteczność. To Tomas Rosicky, Rafael Carioca, Djibril Sidibe, Cristian Tello oraz Dmitrij Mozelewski. Jeden strzał, jeden gol - klasa!

I jak Infantino Gianni. Człowiek instytucja, równie ważna w piłce nożnej co Pele, UEFA, FIFA, Liga Mistrzów, spalony i trójka Polaków z Borussii. Nasi koledzy Z Czuba określają go Intergalaktycznym Ministrem Losowań Wszelakich (IMLW). Dla nas jest Ludwikiem XIV piłki nożnej - bo może śmiało parafrazować powiedzenie słynnego monarchy: Losowanie - to ja"! W tym sezonie zabłysnął uczynieniem z najkrótszego losowania, czyli półfinałów LM i LE, losowania najdłuższego (komentarze z Twistera: "Jeśli jeszcze raz powie: ale zanim...") oraz przesunięciem tajemniczej dźwigni podczas losowania ćwierćfinałów. Zdaniem tureckiego komentatora, a byłego sędziego Ahmeta Çakara (tego od "Kończ pan, panie Turek!") Infantino przed ceremonią uruchomił dźwignię z systemem wibracyjnym. W ten sposób niektóre kulki mogły emitować wibracje, dzięki czemu można było wylosować pary, w których nie grały ze sobą najwięksi faworyci. Acta est fabula.

J jak jasnowidz. Po Mistrzostwach Świata w RPA i słynnej ośmiornicy Paul Niemcy oszaleli na punkcie zwierząt wróżbitów. Tym razem przed finałem LM niemal każde zoo miało swojego jasnowidza. Orangutan Walter, tapir Baru oraz wydry Ferret i Mörmel typowały końcowe zwycięstwo Borussii. Jedynie słonica Nelly przewidziała triumf Bayernu i wygrała tę emocjonującą rozgrywkę.

K jak kupon. W zakładach bukmacherskich. Brytyjczyk Simon Torres Pike był prawie tak dobry jak jasnowidząca słonica. Obstawił dokładne wyniki wszystkich ośmiu meczów 1/8 finału. Zgarnąłby milion funtów, gdyby nie Barcelona, która przegrała z Milanem 0:2 (Pike obstawiał taki wynik, ale w drugą stronę). Bukmacher, u którego Simon postawił zakład, na pocieszenie zafundował mu podróż oraz bilet na mecz rewanżowy pomiędzy tymi zespołami.

L jak losowanie. Kiedy poznaliśmy pary 1/8 finału, okazało się, że są identyczne jak wyniki próbnego losowania przeprowadzonego kilka dni wcześniej. "Ktoś tu Bugim manipuluje " - cytowali w myślach za Januszem Christą zwolennicy teorii spiskowych i wskazywali, że Juventus trafił na Celtic ("robota Platiniego!"). Ale jeśli burza wybuchła, to tylko w szklance wody.

M jak Mourinho. Jose Mourinho miał kontynuować swoją legendę i z trzecim zespołem wygrać Ligę Mistrzów. Nie udało się, Real Madryt odpadł w półfinale z Borussią m.in. przez cztery gole strzelone przez Lewandowskiego. Nieoceniony niemiecki "Bild" napisał, że Mourinho nie miał jednak tego wszystkiego Polakowi za złe. Zaczął nawet do niego wysyłać SMS-y. Miał napisać, że chce mieć polskiego napastnika w swojej nowej drużynie. I że będzie to Chelsea.

N jak najszybszy. Najszybszą bramkę w tej edycji LM strzelił obrońca Bayernu David Alaba. W ćwierćfinałowym meczu z Juventusem Austriak pokonał Gianluigiego Bufona w 26. sekundzie meczu. Dokładny pomiar wykazał, że piłka wpadła do siatki w 25,02 sekundzie. To siódmy najszybszy gol w LM. Liderem jest Holender Roy Maakay, który w 2007 roku w meczu Bayern - Real wpisał się na listę strzelców w 10,02 sekundzie meczu.

O jak obrońca trofeum. Przeszedł do historii, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by drużyna broniąca trofeum LM odpadła już w fazie grupowej. A taki los spotkał Chelsea Londyn. Na otarcie łez londyńczycy dostali możliwość gry w Lidze Europejskiej. To rozgrywki traktowane przez możnych jako puchar pocieszenia, ale najwyraźniej "The Blues" bardzo go potrzebowali, bo "zalali robaka" finałową wygraną nad Benficą Lizbona.

P jak polska Borussia. W tym haśle mieści się wszystko - i Sergiusz Ryczel, i transfer Lewandowskiego, i - rzecz jasna - Wasz ulubiony i niezbity fakt: w Borussii Dortmund występuje trzech Polaków: Robert Lewandowski, Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek.

Q jak Qatar. Tak po angielsku pisze się nazwę kraju, z którego pochodzi właściciel Malagi Abdullah bin Nasser Al-Thani. Katarski szejk zasłynął wysyłaniem wściekłych wiadomości na Twitterze po odpadnięciu Malagi z Borussią w ćwierćfinale (patrz litera "S"). - Przykro mi, że odpadliście w taki niesprawiedliwy sposób. To nie piłka nożna, to rasizm! - napisał do swoich piłkarzy rozczarowany Al-Thani, a jego słowa przewinęły się przez wszystkie większe media na całym świecie.

R jak remontada. Słowo odmieniane przez wszystkie przypadki przed rewanżowymi meczami półfinałów LM. Real i Barcelona miały odrobić straty (to właśnie oznacza remontada) z pierwszych meczów i awansować do finału. Nie wyszło. Realowi zabrakło jednego gola. Barcelonie - ośmiu. Katalończykom udała się za to remontada w 1/8 finału. Po porażce z Milanem 0:2 w pierwszym meczu w rewanżu zwyciężyli 4:0.

S jak spalone. W 93. minucie meczu Felipe Santana strzelił gola dającego Borussii zwycięstwo nad Malagą 3:2 i awans do półfinału. Gol padł ze spalonego. "Kradzież! Żądamy śledztwa! To nieludzkie! Arbiter na biegun!" - krzyczeli hiszpańscy dziennikarze i działacze Malagi. Fakt, że druga bramka dla Malagi też padła ze spalonego, przemilczeli.

T jak tunel. Grupa tureckich kibiców chciała dostać się na stadion Schalke na rewanżowy mecz z Galatasaray przez wydrążony pod obiektem tunel. Nie mieli ze sobą żadnych narzędzi, kopali wyłącznie dłońmi. Desperacja zrozumiała, bo u "koników" cena biletów na mecz dochodziła do tysiąca euro.

U jak uboga kadra. Borussia dotarła do finału, grając praktycznie bez zmienników. Zagadka: "Ilu piłkarzy Borussii potrzeba, by wygrać Ligę Mistrzów? Odpowiedź: 14". Mało brakowało...

V jak vendetta. Czyli "krwawa zemsta", którą Bayern urządził sobie na Borussii. Dortmundczycy ośmielili się w dwóch poprzednich sezonach zdobyć mistrzostwo Niemiec, za co zostali srogo ukarani. V to również Victoria, od soboty ulubione słowo "Bawarczyków" oraz imię żony Davida Beckhama, która z trybun obserwowała ostatnie w karierze występy męża w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach świata.

W jak Watt Tony. W 72. minucie meczu Celticu Glasgow z Barceloną trener Neil Lennon wprowadził na boisko Anthony'ego Watta. Gospodarze sensacyjnie prowadzili 1:0 i heroicznie bronili się przed atakami rywali. Czy to aby najlepszy moment na debiut dla 19-latka? Ale Lennon wiedział, co robi. Kilkanaście minut później bramkarz Fraser Foster dalekim wykopem posłał piłkę do Watta, a ten wystartował na bramkę Barcy i pewnie pokonał Victora Valdesa! Katalończycy zdołali tylko zmniejszyć rozmiary porażki. Dwa dni przed meczem Celtic świętował 125-lecie. Z tej okazji kibice na trybunach przygotowali specjalną oprawę, ale Watt wystarał się o oprawę jeszcze efektowniejszą.

X jak Xavi. Barcelona zawiodła, ale Xavi nie. Wykonał aż 1297 podań, prawie o 500 (!) więcej niż drugi w klasyfikacji Andres Iniesta, i aż 88 proc. jego zagrań zakończyło się sukcesem. Ktoś powie "panie, nuda...", ale znajdźcie drugiego takiego dostarczyciela we współczesnym futbolu. Nic dziwnego, że Hiszpan jest jedynym piłkarzem "Dumy Katalonii" z Barcelony, który znalazł się w jedenastce LM dziennika "The Sun".

Y jak Yilmaz Burak. Chyba największa rewelacja LM. Strzelił dla Galatasaray osiem goli i głównie dzięki niemu Turcy grali w ćwierćfinale. Trudno w to uwierzyć, ale latem 2012 r., kiedy przechodził do "Galaty", był do wzięcia za 5 mln euro - taką kwotę miał wpisaną w kontrakcie z Trabzonsporem. - Na pewno będzie jeszcze lepszy - przekonuje trener Galatasaray Fatim Terim. I na pewno droższy.

Z jak zdrajca. Czyli Matthias Sammer. Zdobywał z Borussią mistrzostwo Niemiec jako piłkarz i jako trener. Grał w drużynie z Dortmundu, gdy sięgnęła po jedyne zwycięstwo w Lidze Mistrzów. A mimo to kibice BVB nazywają go "zdrajcą i Judaszem". Bo teraz jest dyrektorem sportowym Bayernu. Przybył tam po poprzednim sezonie, kiedy Bayern przegrał wszystko, co miał do przegrania - LM, mistrzostwo i krajowy puchar. Obsesyjny zwycięzca, dla którego nie liczy się nic poza triumfem, zaszczepił tę ideę piłkarzom z Monachium. Efekt? Bardzo prawdopodobna potrójna korona (rywalem w finale Pucharu Niemiec jest VB Stuttgart). Z jak zdrajca w Dortmundzie, ale z jak zbawca w Monachium.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.