Jakub Błaszczykowski: I już nie strzelę, tamto Wembley zostało zburzone. Nowe poznam w sobotę. Strzelić byłoby świetnie, ale ważniejsze od mojego gola jest to, żebyśmy wygrali.
- Tak. O taką stawkę żaden z nas nigdy nie grał. Wydarliśmy ten finał, chwilami w dramatycznych okolicznościach. Zdajemy sobie sprawę z potencjału zespołu i marzymy o kolejnych takich meczach, ale nie wiemy, co wydarzy się w następnych latach. Dziś jesteśmy w finale i grzechem byłoby nie zrobić wszystkiego, by wykorzystać szansę.
- Nie ma absolutnie nic nowego, trener Jürgen Klopp nie zmienił sposobu przygotowań. We wtorek mieliśmy dwa treningi, w środę i czwartek trener zaplanował po jednym. W piątek lecimy do Londynu, po południu czeka nas rozruch na Wembley. W sobotę również odbędziemy lekki trening. A potem mecz. Nie dzieje się nic wyjątkowego. Oprócz tego, że gramy finał Champions League.
- Przyjeżdżałem, gdy Borussia skończyła Bundesligę na dziewiątym miejscu. Rok później zajęliśmy 13. pozycję, a w finale Pucharu Niemiec przegraliśmy po dogrywce z Bayernem, który wtedy zdobył także mistrzostwo. Klub powoli wychodził z kłopotów finansowych. Można powiedzieć, że razem się rozwijaliśmy. Dziś jesteśmy w innym wymiarze. Z tamtego składu, jak wspomniałeś, zostało tylko trzech piłkarzy. To pokazuje, jak wiele się tutaj zmieniło.
- Przyszedł do nas w lipcu 2008 r. Z każdym sezonem robiliśmy postęp. Najpierw skończyliśmy Bundesligę na szóstym, potem na piątym miejscu. Dwa kolejne lata przyniosły mistrzostwo, w poprzednim sezonie dołożyliśmy też Puchar Niemiec. Trener stworzył i ukształtował zespół według swojego pomysłu. Sprowadzał młodych piłkarzy i uczył ich własnej filozofii piłki, nie mylił się przy transferach. Potrafi zjednywać sobie ludzi, przekonywać do swoich pomysłów. Robimy wszystko, czego wymaga, bo to przynosi efekty. Trener potrafi wydobyć z nas potencjał, a my jesteśmy gotowi na poświęcenie indywidualnych sukcesów dla drużyny. Manchester City ma ogromne możliwości, jego zawodnicy są świetni. Ale czy stworzyli drużynę?
- Leo widział we mnie potencjał, ale nie zawsze potrafiłem go wykorzystać. Największe rezerwy miałem w sferze mentalnej. Rozmawiałem o tym z Beenhakkerem i Kloppem. Jürgen kazał mi więcej strzelać, więcej wbiegać z piłką w pole karne, brać większą odpowiedzialność, nie bać się ryzyka. 27-31 lat to najlepszy wiek dla piłkarza [Błaszczykowski ma 28 lat]. Już jest dojrzały, doświadczony, potrafi spożytkować umiejętności i nie popełnia błędów żółtodzioba. Czuję, że Klopp mi ufa i nawet, jeśli popełnię błąd, nic się nie stanie. Kiedyś moje boiskowe decyzje były nerwowe, podejmowałem je szybko, teraz działam na chłodno. Kiedy nie muszę, nie spieszę się, podnoszę głowę, nim kopnę piłkę.
- Poznał, ale "ruszcie dupy" podoba mu się najbardziej i tego zwrotu używa najczęściej.
- Nie mam z tym problemu. Spekulacji nie lubię, skończą się w sobotę o 20.45 i mogą nijak się mieć do tego, co stanie się na boisku. Dobrze, że Bayern jest uznawany za faworyta. Odpowiada nam to.
- Rewanżowy ćwierćfinał z Málagą. W 90. min przegrywaliśmy u siebie 1:2 i wiele osób pewnie zmieniło kanał w telewizorze. Tymczasem... zdarzył się cud. W doliczonym czasie strzeliliśmy dwa gole, które dały nam półfinał. Miałem wrażenie, że skoro nie odpadliśmy w tak dramatycznych okolicznościach, to dalej musi wydarzyć się coś wielkiego.
- Zawsze mówiłem, że Borussia ma u mnie pierwszeństwo. Dobrze się czuję w Dortmundzie, ale nowego kontraktu jeszcze nie podpisałem.
- Ambicję, wolę walki i chęć zdobycia pucharu za wszelką cenę. Proste słowa, ale to właśnie chcemy pokazać.
- Coś takiego zdarzyło się pierwszy raz, mam nadzieję, że mecz będzie reklamą Bundesligi, która stoi na bardzo wysokim poziomie i wciąż się rozwija. Stadiony pełne, nie słychać o kryzysie, jak w Hiszpanii.
- Oglądałem je, kibicowałem niemieckiej drużynie, bo wtedy też nie była faworytem. Jeśli nie grał mój ulubiony zespół, zawsze ściskałem kciuki za teoretycznie słabszego. Pamiętam gola Larsa Rickena na 3:1 i dwie bramki Karla-Heinza Riedlego. Nasz dyrektor sportowy Michael Zorc wszedł wtedy w drugiej połowie. Ricken jest dziś koordynatorem grup młodzieżowych w Borussii. Twarze z tamtego finału widujemy w klubie.
- Bo my nie jesteśmy zespołem przyjemnym do grania. Żeby pokonać Borussię, trzeba naprawdę się napracować. Bayern ma już z nami długą serię bez zwycięstwa w Bundeslidze [od lutego 2010 r.] i z tego powodu na pewno siedzi w nim zadra.
- To, co było, przestaje mieć znaczenie. Przed nami mecz, w którym tak niewiele potrzeba, by strzelić bądź stracić gola. Wystarczy jeden strzał czy dośrodkowanie ze stałego fragmentu. Jeśli Bayern znowu nie wygra, może pomyśleć, że Liga Mistrzów nie jest dla niego.
- Już nawet nie pamiętam, którą nogą.