Odpowiedź oczywista, skoro wszyscy wpychają Polaka do drużyny, która za chwilę po raz trzeci w czterech ostatnich sezonach zagra w finale Ligi Mistrzów, jest być może najładniej grającą drużyną w Europie, za chwilę prowadzoną przez człowieka, który zbudował poprzednią najładniej grającą drużynę w Europie. W dodatku - co być może najważniejsze - w przeciwieństwie do różnych Realów, czy Manchesterów, Bayern ma wręcz nierealnie, jak na świat piłkarski, zdrowe finanse. Jest w stanie lekką ręką wydać 35 mln euro na Mario Goetzego, nie sięgając do kieszeni szejka, czy banku. W Monachium Lewandowski będzie grał w najlepszej za kilka lat lidze w Europie, z najlepszymi za kilka lat piłkarzami w Europie (Kroos, Alaba, Goetze). To dokąd ma iść?
A czemu nie Barcelona? Może jednak te pytanie nie jest bezzasadne. W tym momencie Lewandowski jest na piłkarskim topie, to najlepszy moment na odejście do klubu legendy. Nie warto czekać, zawsze może się trafić kontuzja, obniżka formy, albo chociażby wyprzedaż w Borussii. Najwięcej mówi się o Bayernie, ale ten przecież ma świetnych napastników: Mario Mandżukicia i jeszcze Mario Gomeza. Barcelona środkowego napastnika nie ma od odejścia Zlatana Ibrahimovicia. Trudno wyobrazić sobie Lewandowskiego klepiącego piłkę w hiszpańskiej tiki-tace, ale Eto'o również tego nie potrafił, a bramki dla Katalończyków strzelał jak na zawołanie.
Dokąd i za ile powinien pójść Robert Lewandowski? Na takie pytanie mogę odpowiedzieć jedynie: gdzie tylko będzie miał ochotę i za najwięcej jak się da. Lewandowski nie jest zakładnikiem Borussii, klub zawdzięcza mu co najmniej tyle samo, co on klubowi. Na osiągnięcie czegokolwiek więcej w tym zespole nie ma już dużych szans i szukanie nowych wyzwań jest w jego przypadku naturalne jak trup u Tarantino. Możemy z niesmakiem i zażenowaniem patrzeć na niektóre wypowiedzi i działania Cezarego Kucharskiego, ale jeśli chodzi o konkretne decyzje (transfer do Lecha, transfer do BVB), to do tej pory piłkarz i menedżer podejmowali tylko te dobre. Teraz też powinni znaleźć kompromis między dobrym zarobkiem a rozwojem sportowym.
Trudno znaleźć Lewandowskiemu odpowiednie miejsce w Europie. Niemal wszystkie najsilniejsze kluby mają swoją bramkostrzelną ikonę, które są swego rodzaju wizytówką danego zespołu poza jednym - Juventusem. Nowi-starzy mistrzowie Włoch zostali zatrzymani w Lidze Mistrzów przez Bayern i nikt nie bierze ich jeszcze na poważnie jako liczącą się siłę w Europie, ale jeśli w przyszłym sezonie ekipa z Turynu ściągnie Lewandowskiego, może włączyć się do walki z najlepszymi również na arenie europejskiej. Juve to w dużej części reprezentacja Włoch z niedawnego Euro, jednak brakuje w tym zespole skutecznego napastnika (takiego, jakim dla Prandellego na Euro był Balotelli). Polak mógłby zapełnić tę ostatnią chyba lukę w zespole Conte i w drużynie "Starej Damy" zapisać się w historii podobnie, jak niegdyś Zbigniew Boniek.
Transfer Lewandowskiego ma sens tylko wtedy, jeśli będzie dla polskiego napastnika awansem sportowym (i, rzecz prosta, finansowym). A lista klubów, w których Robert mógłby się czegoś nauczyć i gdzie mógłby się piłkarsko rozwinąć, nie jest wcale zbyt długa - Borussia Dortmund to dziś europejska elita. Transfer wewnątrzniemiecki nie ma sensu - w grę wchodzi przejście do Bayernu, któremu na krajowym podwórku może zagrozić tylko Borussia. Dwa poważne mecze w sezonie ligowym? Bez sensu. Podobnie jest z ligą hiszpańską i ewentualnym przejściem do Realu - poważne granie to w zasadzie wyłącznie El Clasico. Dlatego najlepszym kierunkiem jest Anglia. A tam - Manchester United. Poważnych starć będzie bardzo dużo, tak w lidze, jak i w Pucharze Anglii, rywalizacja w składzie gwarantowana, a uczyć się od kogoś takiego jak Sir Alex Ferguson to przywilej, który dany jest naprawdę niewielu.
Gdybym ja był Lewandowskim, uzależniałbym swój ewentualny transfer od tego, czy zostanę królem strzelców niemieckiej ligi, czy nie. Jeśli Polak tego dokona w tym sezonie, a ostro walczy ze Stefanem Kiesslingiem z Bayeru Leverkusen, mógłby już zacząć podbijać inny kraj. W Polsce wygrał mistrzostwo, puchar kraju i został królem strzelców. W Niemczech brakuje mu już tylko tego ostatniego. Gdyby najlepszym strzelcem Bundesligi został Kiessling, na miejscu Lewandowskiego zostałbym w Borussii albo, gdyby była taka możliwość, przeniósłbym się do Bayernu Monachium. A jeśli Polak wygrałby rywalizację z Kiesslingiem, na jego miejscu ruszyłbym na podbój Anglii, Włoch lub Hiszpanii. Najlepiej żeby był to klub mocny, ale nie ze ścisłej czołówki - np. Tottenham, Napoli lub Atletico Madryt. Gdyby z tym ostatnim klubem przełamał hegemonię Barcelony i Realu, to byłoby coś!