Liga Mistrzów. Lewandowski: Mam nadzieję, że nie po raz ostatni jest o mnie głośno

Pod koniec meczu mieliśmy rzut rożny. Podchodzi Pepe i mówi: "Strzeliłeś już cztery gole, chyba wystarczy" - opowiada "Gazecie" polski bohater półfinału Ligi Mistrzów.

Robert Błoński: Wiesz, o której piłkarze Realu wrócili do Madrytu?

Robert Lewandowski: Nie.

Przed piątą.

- Rano...

Nie, przed piątą bramką.

- Ha, ha, niezłe.

Wydawało się, że wieczór, w którym zapewniliście sobie awans do półfinału, strzelając Maladze dwa gole w doliczonym czasie gry, będzie niezapomniany przez lata. Wystarczyło jednak kilka dni i strzeliłeś cztery gole Realowi. W Lidze Mistrzów nikt tego nie dokonał.

- Wszystko dociera do mnie powoli. Jestem dumny, czuję się wyjątkowo, ale chyba dopiero po sezonie będzie chwila, aby pomyśleć, "co ja nawywijałem w tym półfinale". Zrobiliśmy duży krok do finału, jednak jeszcze w nim nie jesteśmy. Rozpiera mnie radość, tym bardziej że wygraliśmy naprawdę w wielkim stylu. Szczególnie w drugiej połowie Real był bezradny, a my po raz kolejny w Champions League zagraliśmy perfekcyjnie i pokazaliśmy siłę. Swoją grą i wynikiem porwaliśmy kibiców.

Miałeś już okazję zajrzeć do internetu?

- Zajrzałem na chwilę do internetu, widziałem zdjęcia, ale artykułów nie czytałem. Bardzo miłe są wszystkie komplementy, które płyną z całej Europy. Dumny jestem z tego, że wszyscy piszą o Polsce. A to znaczy, że Polak potrafi czy orzeł może. Nie zawsze będzie tak pięknie i podniośle, czasem musi dopisać szczęście. Dla takich chwil się trenuje, teraz musimy potwierdzić w rewanżu, że to zwycięstwo nie było przypadkowe.

4:1 może nie wystarczyć, by wyeliminować Real i 25 maja zagrać na Wembley?

- Jeśli nie zagramy tak samo dobrze i konsekwentnie jak w drugiej połowie, to może być ciężko. Real to wciąż wielki klub, na pewno będzie chciał nas zepchnąć do defensywy, szybko strzelić gola... Recepta jest jedna - musimy szukać gola w Madrycie, wtedy droga na Wembley trochę się wyprostuje. W rewanżu chcemy postawić kropkę nad i.

Zobacz wideo

Obejrzałeś swoje cztery gole?

- Tak, każdy był inny. Za pierwszym razem wykorzystałem świetne podanie od Mario Goetzego, uciekłem Pepe i dołożyłem nogę. Za drugim, od razu wiedziałem, że nie jestem na spalonym, dlatego odwróciłem się w ułamku sekundy i kopnąłem piłkę przy bliższym słupku. W trzeciej sytuacji zadziałał automatyzm. Zatrzymałem piłkę po strzale Matsa Hummelsa, nie straciłem zimnej krwi, obróciłem się i strzeliłem spod kolana pod poprzeczkę. W tej sytuacji najważniejsze było perfekcyjne przyjęcie piłki. Karnego nie ma co wspominać.

Byłeś wyznaczony do jego strzelania?

- Tego wieczoru czułem się na tyle mocny, że zdecydowałem się strzelać. Karny nie był formalnością, to zawsze jest loteria. Skoro pojawiła się szansa na czwartą bramkę, chciałem ją wykorzystać. To przecież nie była ani moja pierwsza, ani moja ostatnia "jedenastka" w życiu.

Jak przebiegała rywalizacja z obrońcami Realu?

- Fair. Tylko Sergio Ramos kilka razy ostro interweniował, a przy jednym z rzutów rożnych pod koniec meczu podszedł Pepe i powiedział: "Strzeliłeś już cztery gole, chyba wystarczy".

Z kim wymieniłeś koszulkę?

- Z nikim. Jakoś nie mam na to ciśnienia. Jeśli ktoś przyjdzie i zaproponuje wymianę, to oczywiście odwzajemnię się. Piłkarze Realu szybko uciekli do szatni.

José Mourinho powiedział "wiedzieliśmy o Lewandowskim wszystko, a jednak strzelił nam cztery gole".

- Praktyka często niewiele ma wspólnego z teorią. W futbolu piłkarze jednej drużyny muszą wiedzieć o przeciwniku wszystko, ale później jest mecz. Pojawia się wielka presja, emocje, człowiek inaczej reaguje. W bezpośrednim starciu wiedza z odpraw przestaje mieć kluczowe znaczenie.

Jak minęły ci godziny po meczu?

- Poszedłem do narzeczonej, która na mnie czekała, chwilę posiedzieliśmy i wróciliśmy do domu. Po meczach zawsze nie mogę usnąć, musi minąć kilka godzin, żeby spłynęła adrenalina. I nie ma znaczenia, czy graliśmy z Realem, czy innym zespołem. Jestem osobą, która do wszystkiego podchodzi spokojnie i na chłodno, staram się nie dawać ponosić emocjom. Obudziłem się i nikt nie musiał mnie szczypać, żebym uwierzył w to, co się stało. Zaraz mamy kolejny mecz w Bundeslidze, a później rewanż w Madrycie. Fajnie jest trafić do historii, ale mam nadzieję, że to nie był ostatni raz, gdy jest o mnie głośno. Powtórzyć wyczyn w rewanżu będzie piekielnie ciężko, ale nie zamierzam się zatrzymywać. Chcę iść do przodu, jeszcze nawet nie skończyłem 25 lat. W środę napisałem piękny rozdział, wierzę, że przede mną kolejne.

Twój menedżer Cezary Kucharski powiedział w czwartek: "w następnym sezonie Robert będzie grał w większym klubie niż Borussia". Wiesz już w jakiej koszulce będziesz biegał za kilka miesięcy?

- Nie chcę się wypowiadać, przede mną jeszcze cztery mecze w Bundeslidze i, mam nadzieję, dwa w Champions League. Na pewno w żółto-czarnej koszulce BVB.

Dzień przed meczem z Realem "Bild" ogłosił, że Bayern kupił pomocnika Borussii Mario Goetze. Nie przeszkodziło wam to w przygotowaniu się do półfinału.

- W ogóle. Mieliśmy plan nakreślony przez trenera Jürgena Kloppa, skoncentrowaliśmy się na zadaniu, które przed nami. Na boisku pokazaliśmy, że informacja o odejściu Mario wcale nam nie przeszkodziła.

Pamiętasz, kiedy wcześniej strzeliłeś cztery gole?

- W dorosłej piłce nigdy. Zdarzyło się pewnie kiedyś, w juniorach.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.