Liga Mistrzów. Barcelona porzucona

Po 0:4 z Bayernem awans do finału Ligi Mistrzów dałby jej tylko cud. W Monachium zobaczyliśmy, jak ważny dla najlepszej drużyny ostatnich lat był trener Pep Guardiola

Na koniec wielkiej Barcelony zanosiło się od miesięcy. Oznaki zapaści widzieliśmy i w starciach z Realem Madryt (tylko jedno zwycięstwo w sześciu meczach w tym sezonie), i wiosną w Champions League. Faworyt bukmacherów przed półfinałami z czterech meczów wygrał jeden.

Wczoraj cała Europa krzyczała, że koniec panowania Barcelony wyznaczy klęska w Monachium. Czterema golami Katalończycy nie przegrali w LM od listopada 1997 r. (0:4 z Dynamem Kijów). Xavi mówił, że nigdy nie przeżył boleśniejszej porażki.

To, co wydarzyło się na Allianz Arenie, można tłumaczyć kontuzjami i dyskwalifikacjami, przez które na środku defensywy musiał stanąć nieobyty na tym poziomie Marc Bartra, można tłumaczyć urazem Leo Messiego. Tak słabego Argentyńczyka nie widzieliśmy od lat. Słabego w każdym sensie. Przemierzył w meczu ledwie 7,4 km; nieprzepadający za ciężką pracą Arjen Robben z Bayernu - 11 km.

Hiszpańska prasa wytyka też błędy sędziemu. Uznała, że trzy gole Bayernu nie powinny zostać uznane.

Wielka Barcelona nie skończyła się jednak po trafieniach Thomasa Müllera, ale po słowach Pepa Guardioli. Rok temu najlepszy trener w historii klubu ogłosił, że jest zmęczony. I że odejdzie.

Za jego czasów Katalończycy również przegrywali półfinały LM - z Interem (2010) i Chelsea (2012) - ale nigdy nie polegli w tak podłym stylu i przy braku wsparcia z ławki rezerwowych.

W Mediolanie (1:3) Barcelona prowadziła, oddała więcej strzałów od rywali, w końcówce Guardiola przesunął do ataku Gerarda Piqué.

W Londynie (0:1) goście również stworzyli więcej szans, obijali słupki bramki Chelsea.

We wtorek w bramkę Bayernu trafili raz, w 68. minucie. Pierwszego rezerwowego (Davida Villę) trener Tito Vilanova wprowadził w 84. minucie. Zmiany taktyczne skończyły się na przejściu prawoskrzydłowego Pedro na lewą stronę, a lewoskrzydłowego Alexisa Sáncheza - na prawą. Z zespołu Guardioli zostało niewiele. Barcelona częściej była przy piłce i wykonała więcej podań, ale były to tylko statystyczne fakty bez znaczenia.

Potęga z Camp Nou podupadła przez zmianę wodza. Vilanova przez cztery lata pomagał Guardioli, ale najważniejszych decyzji nie podejmował. W tym sezonie wszystko zależało już od niego. Debiutującego trenera tłumaczą problemy ze zdrowiem, na początku roku wyjechał na trzy miesiące do Nowego Jorku, by leczyć nowotwór.

Barcelonie nie udała się operacja, którą przeprowadzały inne zespoły umieszczane wśród największych w historii. Real Madryt po zwycięstwie w dwóch pierwszych edycjach Pucharu Europy zamienił trenera José Villalongę na Luisa Carniglię. Argentyńczyk doprowadził "Królewskich" do triumfu w kolejnych dwóch sezonach i został zastąpiony przez Miguela Munoza, który trofeum obronił. W latach 70. pierwszy Puchar Europy dla Ajaksu zdobył Rinus Michels, następne dwa - Stefan Kovács. Na europejski hat trick Bayernu zapracowali Udo Lattek (jeden triumf) i Dettmar Cramer (dwa).

Mimo spektakularnej klęski w Monachium trudno wieszczyć Katalończykom kryzys długotrwały, który odbiłby się także na ich pozycji w kraju. Nikt nie spodziewa się, że w przyszłym sezonie ktokolwiek wedrze się między dominujące w lidze hiszpańskiej Barcelonę i Real, obaj potentaci będą też faworytami krajowego pucharu. Klub z Camp Nou jest zadłużony, ale pieniędzy na transfery mu nie brakuje. Nie ma powodu, by latem nie dokupił piłkarzy, którzy zasypią dziurę w defensywie i pomogą Messiemu w ataku. Nie ma też oznak, by w kryzys wpadła La Masia, czyli najlepsza piłkarska akademia ostatnich lat.

Może też w końcu Barcelona zmienić trenera. Wczoraj w sondażu na stronie "Sportu" 84 procent głosujących uznało, że działacze powinni się nad tym zastanowić. Niezależnie od tego, kto poprowadzi Barcelonę w następnym sezonie, wiadomo już, kto będzie jej największym rywalem. Bayern Monachium od lipca będzie przecież prowadził Guardiola.

Więcej o:
Copyright © Agora SA