Liga Mistrzów. Mourinho na kolanach

Najsławniejszy trener świata ukląkł podczas rzutów karnych. Wstawał obolały. Bohaterami rzutów karnych byli bramkarze. Real Madryt sensacyjnie przegrał. Do finału Ligi Mistrzów awansował Bayern. 19 maja zmierzy się na własnym stadionie z Chelsea.

Zobacz bramki z meczu na Z Czuba.tv ?

Kiedy po dwóch godzinach walki wycieńczeni piłkarze przestali biegać, by zacząć strzelać do bramkarzy z 11 metrów, José Mourinho postawił na tych, którzy najcenniejsze trofeum w klubowym futbolu już zdobyli. Jego ludzie wygrali 2:1, ale w Monachium przegrali w identycznym stosunku.

Zaczął Cristiano Ronaldo, zdobywca Pucharu Europy w barwach Manchesteru United. Nie strzelił, podobnie zresztą jak w finale w 2008 roku.

Jako drugi w Realu próbował Kaka, zdobywca PE w barwach Milanu. Też nie strzelił.

Trafił dopiero Xabi Alonso, zdobywca PE w barwach Liverpoolu. Jednak to nie wystarczyło, tak jak nie wystarczyły dwie jedenastki obronione przez czwartego zdobywcę PE u gospodarzy - Ikera Casillasa. Wojnę nerwów wytrzymali wicemistrzowie Niemiec, wśród których zwycięzców Ligi Mistrzów nie ma.

I w finale nie tylko nie przeżyjemy El Clásico, czyli najsłynniejszego klasyka w futbolu klubowym, ale nie zobaczymy nawet jednego z hiszpańskim gigantów uważanych powszechnie za dwa najpotężniejsze kluby. Barcelona przegrała we wtorek, Real padł w środę.

Jednak w Bayernie też tłoczą się gwiazdy. Wielkie gwiazdy. Wielkie pod względem sportowym i z wielkim ego. Franck Ribery i Arjen Robben umieją w zachwycającym stylu poprowadzić zespół do zwycięstwa, ale też się pokłócić - nawet na boisku, w trakcie gry - i zniweczyć wysiłek drużyny.

Ten pierwszy osiem razy próbował dryblować, udało mu się raz. Trener Jupp Heynckes stracił cierpliwość na początku dogrywki i wprowadził Thomasa Müllera. Robben niszczył wszystko, co wypracowali koledzy. Na początku z kilku metrów przeniósł piłkę nad bramką Realu, potem kilka razy, zamiast podawać, strzelał. Nawet jedenastkę wykonał niezdarnie, piłka najpierw otarła się o rękawice Ikera Casillasa i wpadła do bramki.

Zaczęło się jednak tak, jak się zacząć miało. Nie minęło 10 minut, a Real prowadził i był w finale. Zanim skończył się pierwszy kwadrans, wygrywał już 2:0. Wydawało się, że gospodarze są o krok od 13. finału Pucharu Europy.

Oba gole strzelił Ronaldo. Wtedy wydawało się, że przeżywa tydzień wyjęty ze snów. Nie dlatego, że trafiał częściej niż zwykle, ale dlatego, że bardzo zbliżył się do odebrania Leo Messiemu Złotej Piłki. Jego kopnięcie dało zwycięstwo w El Clásico, które prawdopodobnie zapewni Realowi mistrzostwo. Było to jego 42. trafienie w lidze, Argentyńczyk ma jedno o trafienie mniej. Teraz strzelał na chwałę - finałową - Bayernu.

Gdy jednak Portugalczyk trafił po raz drugi, stanął. Jego drużyna również.

Stąd wziął się rzut karny dla Bayernu i kolejne szanse na gole. Tak bardzo jak na początku Real już jednak w tym meczu nie przeważał. Obie drużyny wciąż często dobiegały w pole karne, strzelały, ale im bliżej końca, tym łatwiej pracowało się bramkarzom.

Każdy, kogo znudziło wtorkowe ostrzeliwanie bramki Chelsea przez Barcelonę, w środę - przynajmniej do czasu, gdy nogi niosły jeszcze piłkarzy - nie mógł być zawiedziony. Santiago Bernabeu wydawało się najszerszym i najdłuższym boiskiem świata, na którym w każdym momencie piłkarz ma dość miejsca i czasu, by przed zagraniem piłki dokładnie przeanalizować wszystkie możliwości.

W meczach o taką stawkę standardem jest raczej dopadanie do rywala bezpośrednio po stracie piłki i uniemożliwianie mu rozpoczęcia kontrnatarcia. Tymczasem w środę obie drużyny co chwila wbiegały w pole karne i nękały bramkarzy. W godzinę oddały więcej celnych strzałów niż Barcelona i Chelsea przez cały mecz.

W dogrywce obu zespołom zdarzały się już błędy, które na tym poziomie zazwyczaj się nie zdarzają. Real wydawał się płacić za sobotnią bieganinę w El Clásico. Bayern - choć jego gwiazdy w sobotę odpoczywały - zagrażał jednak bramce Casillasa tylko po rzutach rożnych. Aż doszło do rzutów karnych i zaczął się dramat Realu. I dramat Mourinho. Portugalczyk w ósmym starcie w LM szósty raz dotarł do półfinału, ale trofeum z trzecim zespołem nie zdobędzie.

Ma dobry powód, by w Madrycie zostać przynajmniej na następny sezon.

Tak Bayern wyeliminował Real [GALERIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA