Liga Mistrzów. Czy Milan boi się Barcelony

Gospodarze dzisiejszego ćwierćfinału Ligi Mistrzów to ostatni klub, który obronił najcenniejszy tytuł w europejskich pucharach. Ich katalońskim rywalom wypomina się, że choć pretendują do miana drużyny wszech czasów, powtórzyć tego wyczynu nie umieją. Transmisja w Polsacie i nPremium HD. Relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl od godz. 20:45.

Ibra gra ze swoją byłą drużyną - w autobiografii wspomina jak krzyczał na Guardiolę w szatni Barcelony ?

Mediolańczycy będą bronić wyjątkowości klubu, na którą wiosną 1990 roku zapracowali bohaterowie legendarnej już drużyny Arrigo Sacchiego. Barcelończycy chcą tę wyjątkowość przejąć, by obalić ostatni zarzut stawiany przez kibiców kwestionujących ich wielkość. Przeszkody muszą sforsować monumentalne. Jeśli wyeliminują mistrzów Włoch, zderzą się być może z Chelsea - nieprawdopodobnie zdeterminowaną, od lat mierzącą w Puchar Europy. A jeśli dotrą do finału, to prawdopodobnie staną naprzeciwko jego gospodarzom, czyli Bayernowi Monachium, lub dyszącego żądzą rewanżu za lata klęsk Realu Madryt. Na kolejne wielobramkowe orgie - w poprzedniej rundzie rozstrzelali siedmioma golami Bayern Leverkusen - się raczej nie zanosi.

Nie zanosi się, choć Milan nie będzie dziś osłaniał pola karnego swoimi najważniejszymi tarczami. Zawsze balansujący na granicy brutalności Mark van Bommel, z którym już pierwsze zetknięcie potrafi odebrać ochotę do gry, pauzuje za kartki. Thiago Silva, coraz częściej obwoływany najlepszym obrońcą świata i kuszony przez Barcelonę, uszkodził mięsień uda w sobotnim meczu ligowym.

Już to, że pomimo zgłaszanych wcześniej dolegliwości z Romą zagrał, sygnalizuje zmianę priorytetów w klubie. Jego właściciel Silvio Berlusconi zawsze preferował sukcesy międzynarodowe, więc kluczowych graczy przygotowywano specjalnie na szlagiery w Champions League. Tym razem trener zaryzykował zdrowie Brazylijczyka dla ligowych punktów. Trener Massimiliano Allegri zdaje sobie sprawę, że ma znacznie więcej szans na obronę mistrzostwa kraju niż na ocalenie w dwumeczu z katalońską supergrupą. Nawet jeśli jesienią mediolańczycy wyglądali na jej tle przyzwoicie - u siebie przegrali tylko 2:3, na wyjeździe zremisowali 2:2.

Zobacz wideo

Do podstawowego składu wraca wyleczony Kevin-Prince Boateng, który strzelił wtedy Barcelonie fantastycznego gola. Piłkarz torpeda, imponujący siłą, szybkością i piekielnie mocnym uderzeniem. On wraz z Antonio Nocerino ma nadać drugiej linii dynamikę, a waleczny Massimo Ambrosini i wręcz dystyngowany w gestach Clarence Seedorf - doświadczenie kilkunastu lat rywalizacji na szczycie. Jeśli podołają wyzwaniu (trener obiecuje agresywny, oddalony od własnego pola karnego pressing), być może choć częściowo poszarpią płynną, złożoną właściwie z odruchów grę Katalończyków.

Z powodu nieobecności stworzonego do kontrataku Alexandre Pato - kontuzje w tym sezonie mediolańską szatnię wprost dziesiątkują - defensywę rywala ma nękać Zlatan Ibrahimović, ostatnio snajpersko najwydajniejszy w całej swojej karierze, rozstrzygający o zwycięstwach niemal w pojedynkę i w ogóle najjaśniejsza gwiazda Serie A.

Paradoks polega jednak na tym, że z nim w składzie Milan zdobywa mniej punktów niż bez niego. A przede wszystkim - z nim w składzie Milan często słabiej funkcjonuje jako drużyna. Gra w sposób bardziej przewidywalny, bo celem niemal każdej akcji staje się dostarczenie piłki w okolice szwedzkiego napastnika - oczywiście na dowolnym pułapie, Ibrahimović jako drągalowaty miłośnik taekwondo swobodnie sięga jej nawet na drugim piętrze. Czy ten znakomity piłkarz, któremu wiecznie wytyka się mizerny dorobek strzelecki w fazie pucharowej LM, wreszcie rozbłyśnie w wielkim międzynarodowym hicie? Zbyt często przy takich okazjach stawał się na boisku niemal niewidzialny...

Najwybitniejszy solista barceloński ma nad nim tę przewagę, że daje show perfekcyjnie wkomponowane w manewry całej drużyny, biega między zjawiskowymi rozgrywającymi Xavim, Iniestą i Fabregasem, wspaniałe ofensywne wsparcie dostaje nawet z linii obrony (Dani Alves). Nade wszystko jednak Leo Messi pluje ogniem ciągłym, przy którym kanonada Szweda cichnie do pojedynczych wystrzałów. W ostatnich dziewięciu meczach, wliczając reprezentację Argentyny, zdobył 21 bramek. W tej edycji LM uzbierał ich już 12, wyrównując rekord rozgrywek należący do Ruuda van Nistelrooya. Kolejne dwie dadzą mu rekord wszech czasów w Pucharze Europy, od 1963 roku należący do Jose Altafiniego. A jeśli zostanie królem strzelców (po raz czwarty z rzędu!), wyrówna osiągnięcie mitycznego niemieckiego goleadora Gerda Muellera.

Ktoś jeszcze wierzy bramkarzowi Christianowi Abbiatiemu, który przysięga, że przed starciem z Messim nie odczuwa żadnego lęku?

Milan - Barcelona już teraz na żywo na blogu Rafała Steca ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA