Damian Bąbol: Każdy dzień przynosi nowe informacje, że kolejni piłkarze za chwilę odejdą z prowadzonej przez pana drużyny.
Maciej Bartoszek: Jest coraz trudniej. Przechodzimy gorący okres, coraz więcej naszych zawodników jest sprzedawanych w mediach. Najczęściej kryje się za tym jakaś prawda, ale staram się nie tracić nadziei i wierzę, że przed wznowieniem rozgrywek nie stracę wszystkich podstawowych graczy. Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, na czym stoję. Czy będę mógł liczyć na piłkarzy, którym kończą się umowy w czerwcu, czy nie. Bo nawet najgorsza prawda jest lepsza od niewiedzy. Jeszcze dziś oczekuję od tych piłkarzy konkretnych stanowisk [rozmowa była przeprowadzana w piątek - przyp. red.]. Nie możemy czekać w nieskończoność.
Niektórym piłkarzom podaliście konkretne terminy na przedstawienie swoich stanowisk, ale nie zrobili tego. Wygląda na to, że zlekceważyli wasze prośby.
- Ze mną piłkarze tych terminów nie ustalali. Zależy mi konkretnych odpowiedziach: czy chcą grać w GKS-ie, czy nie. Nic więcej. Wiedzą bardzo dobrze, jakie warunki im proponujemy. Z tego co wiem, są całkiem niezłe i przyzwoite jak na realia naszej
ekstraklasy. Poza tym mają gwarancję
gry w stabilnym klubie.
A co będzie, jeśli wybiorą inne kluby?
- Nic na to nie poradzimy, bo z niewolnika nie ma pracownika. Nie załamię przecież rąk i nie wywieszę białej flagi. Będziemy musieli sobie radzić bez nich. Inna sprawa, że - z tego co wiem - do klubu nie wpłynęła żadna oficjalna propozycja [dla Gola, Tomasza Wróbla i Mate Lacicia - przyp. red.].
Za to Mateusza Cetnarskiego bardzo chce Legia. Wyobraża pan sobie najczarniejszy scenariusz w postaci odejścia dwóch czołowych pomocników?
- Jest to możliwe. Jeśli ci piłkarze nie będą chcieli zostać, a klub otrzyma dla nich atrakcyjne oferty, to co będę mógł jeszcze zrobić? Nie będę miał wyjścia i się z tym pogodzę. Takie już są realia, że kiedy po zawodnika zgłasza się bogatszy klub, to jest duże prawdopodobieństwo, że dojdzie do
transferu.
Wtedy nadzieje na włączenie się do walki o europejskie puchary spadną do zera.
- Kiedy przejmowałem drużynę, to obiecałem, że za mojej kadencji zespół nie spadnie z ekstraklasy. Bo takie właśnie głosy słyszeliśmy z każdej strony. Nikt w nas nie wierzył. Jedną rewolucję już przeżyliśmy i jak widać, wyszliśmy z niej bez szwanku. Jeśli czeka nas kolejna, to zrobimy wszystko, żeby wyjść z niej cało.