Euro 2012. Mierzejewski: To może być mój czas

- Czasami trudno mi uwierzyć, że tak szybko to się potoczyło. Rok temu nie myślałem o tym, że będę dziś w jedenastce reprezentacji. Rozmowa z Adrianem Mierzejewskim, pomocnikiem Polonii, piłkarzem 2010 roku w Warszawie.

Olgierd Kwiatkowski: Co bardziej pan ceni - dobrą postawę w lidze czy osiem meczów w reprezentacji Polski?

Adrian Mierzejewski: Jak każdy chyba piłkarz - każdy mecz w kadrze. Czuję, że w jakimś stopniu wykorzystałem szansę, skoro przychodzą do mnie kolejne powołania. Na osiem spotkań w reprezentacji siedem zagrałem w pierwszym składzie. Brakuje mi jeszcze bramek, asyst, ale dopiero przetarłem sobie szlak.

Najlepszy mecz w kadrze?

- Czuję, że w debiucie z Finlandią zagrałem nieźle. Szkoda tylko, że nie wygraliśmy. Mam nadzieję, że najważniejsze i najlepsze mecze nadejdą w przyszłości, szczególnie w 2012 roku.

Franciszek Smuda często mówi, że będzie pan w przyszłości liderem jego reprezentacji, być może nawet na Euro.

- Szybko to się potoczyło. Rok temu nie myślałem, że będę dziś w jedenastce reprezentacji. Zaufanie trenera kadry bardzo mi pomaga. Czuję się pewniej, nie boję się stracić piłki, wziąć odpowiedzialności na siebie.

Czym różnią się role w Polonii i w reprezentacji?

- Mam zupełnie inne zadania. W Polonii skupiam się na ofensywie, a w kadrze muszę tyrać w defensywie. W lidze jestem ofensywnym pomocnikiem, a u trenera Smudy - poza pierwszą połówką z Bośnią, kiedy grałem jako wysunięty pomocnik - raczej defensywnym pomocnikiem. To jam mam odbierać piłki, przycisnąć rywala pressingiem i zagrać do przodu. Od strzelania bramek są: Ludo Obraniak, Kuba Błaszczykowski i Robert Lewandowski. Ja - jak ostatnio - z Rafałem Murawskim i Adamem Matuszczykiem muszę pracować dla nich. Myślę, że te role pomagają mi w rozwoju. Ofensywna gra w Polonii przysłuży się mojej postawie w reprezentacji, a defensywna w kadrze klubowi.

Wielu trenerów, szczególnie w Płocku, narzekało, że nie lubi pan wracać do obrony

- Kiedyś tak było. Dziś zrozumiałem, że nie jestem jakimś superzawodnikiem, żeby wybierać sobie pozycję w drużynie, szczególnie w kadrze. Trener Smuda widzi mnie tu, gdzie widzi. W kadrze mogę grać nawet na lewej obronie i nie będę narzekał.

A na jakiej pozycji najlepiej się pan czuje?

- Najwięcej spotkań rozegrałem na prawej pomocy. To ruchoma pozycja, mogę sobie zejść do środka, pobiec na lewą stronę. Optymalne dla mnie miejsce na boisku to chyba środek pomocy. Lubię grać jako wolny elektron. Ale ciężko się znaleźć w takiej roli w Polonii, bo tutaj może grać Bruno, może schodzić na środek Ebi Smolarek i Artur Sobiech. W ostatnim meczu z Bośnią trener Smuda pozwolił mi grać przez pierwsze 45 minut z przodu, potem byłem cofnięty, na koniec - do lewej obrony.

Drugi rok w Polonii był zdecydowanie dla pana lepszy. Zaraz po transferze z Wisły Płock przeraziła pana Warszawa?

- Pochodzę z Olsztyna, które małym miastem nie jest. Przeprowadzka nie była problemem. Warszawy się nie przestraszyłem ani nią się nie zachłysnąłem, bo przyjechałem tu z moją narzeczoną, dziś żoną.

Wspominałem już o tym, że jestem takim zawodnikiem, który lubi się czuć pewnie na boisku, mieć zaufanie ze strony trenera, zawodników. Wtedy przychodziłem z klubu drugoligowego do zespołu, który walczył o mistrzostwo Polski. Nikt nie liczył na to, że jakiś tam Mierzejewski będzie liderem, ale najwyżej uzupełnieniem szerokiej kadry. Po dwóch latach wypracowałem sobie jakąś pozycję, bo siedzę trochę dłużej w tej szatni, koledzy mi ufają. Dlatego miałem parę udanych spotkań, drużyna wie, że w każdym momencie, w każdej minucie meczu mogę wziąć ciężar gry na siebie.

Na początku nie wytrzymałem pewnej presji, ale dziś jej nie ma. Nie peszą mnie straty na boisku ani gwizdy na trybunach.

Boleśniej odczuł pan przeprowadzkę z Olsztyna do Płocka czy z Płocka do Warszawy?

- Większa presja była w Warszawie. Do Wisły przychodziłem co prawda jako młody chłopak, ale do mniejszego klubu, którym się mniej interesowano. Potem jak spadliśmy, w II lidze nikt nie transmitował naszych meczów. Stresu prawie w ogóle nie odczuwałem.

Czy początki były trudniejsze, bo wtedy liderem pomocy był Radosław Majewski.

- Rywalizowaliśmy na treningach, ale trenerzy znajdowali na boisku miejsce dla nas dwóch. Jesteśmy dobrym kolegami, znamy się jeszcze z młodzieżówki. Nieźle sobie dziś poradziliśmy.

Pojedzie pan do Nottingham. Właściciel Polonii Józef Wojciechowski chce pana tam wysłać, żeby zobaczył pan, jak się pracuje w zachodnich klubach.

- Jestem otwarty na wszelkie takie propozycje, bo jestem ciekawy, jak wygląda piłka na wyższym niż polskim poziomie.

Po tym, co zobaczył pan w Barcelonie podczas Gran Derbi, nie załamał się pan?

- Na własnej skórze przekonałem się, co to znaczy rywalizować z najlepszymi na świecie piłkarzami z Hiszpanii. Przed mundialem przegraliśmy z nimi 0:6. Teraz spojrzałem na nich z innej perspektywy. Wrażenia były równie piorunujące. Inny świat. Liczę na to, że z obu tych meczów wyciągnę wnioski, że się czegoś nauczę. Jeszcze nie jest za późno.

Pana menedżerem jest ojciec. To dobry układ?

- Dużo jest piłkarzy, którzy narzekają na swoich menedżerów, że są nieuczciwi, fałszywi. Nie mam takiego problemu. Nawet nie muszę bawić się w podpisywanie umów, ale razem podejmujemy decyzje.

Przy udziale taty podpisał pan niedawno nowy kontrakt z Polonią, ważny do 2013 roku. Bez wahania przedłużył pan umowę?

- Ucieszyłem się, gdy prezes zauważył, że gram dobrze, i chciał to wynagrodzić wyższą pensją i dłuższym kontraktem. Szybko się dogadaliśmy. Liczę, że rozmowy z nowymi zawodnikami również przyniosą wkrótce podobny efekt. Nie po to przedłużyłem kontrakt, żeby być na ósmym miejscu.

Czy przedłużył pan kontrakt ze względu na Euro, na mecze na Stadionie Narodowym.

- Rozważałem, co mógłbym zyskać dzięki Polonii, zostając w niej dłużej. Wtedy nie było żadnych ofert, zresztą dziś - żadnych konkretnych, ciekawych i atrakcyjnych - też nie ma. Moim marzeniem jest zagrać na Euro, wiem, że Polonia mająca wielkie ambicje może tylko mi w tym pomóc. Dzięki niej dostałem powołanie i gram w reprezentacji, dużo zawdzięczam temu klubowi. Mam nadzieję że Polonia też będzie miała coś z tego, że zostanę tu dłużej.

Planuje pan sobie karierę, kiedy pan odejdzie, po Euro?

- Byłby to idealny moment. Liczę, że nie zagramy tylko trzech spotkań, że ja nie będę oglądał mistrzostw w TV albo z ławki rezerwowych, ale będę grał. Marzę, żeby być w pierwszej jedenastce, żeby zajść w miarę wysoko. To może być mój czas.

Wiceprezes Leszek Miklas powiedział, że jest pan piłkarzem, którego chciałby w Legii

- Zawsze miło, gdy inne kluby mnie zauważają. Ale rozmowy w sprawie mojego transferu prowadzi tylko prezes. Jeśli on zaprosi mnie na rozmowę i powie: "Możesz odejść", a ja się dogadam, to będę rozważał wszelkie propozycje. Ale wiem, że teraz tak nie powie, bo buduje silny zespół. Ja nie zaprzątam sobie tym głowy, jestem zawodnikiem Polonii, cieszę się, że tutaj gram, i nie zamierzam się nigdzie ruszać.

Czuje się pan już warszawiakiem.

- W Warszawie mieszkam dwa lata. Niestety, nie mam czasu na częstsze odwiedziny rodzinnego Olsztyna, najwyżej dwa razy w roku w trakcie przerw z lidze. Chciałbym w nim osiąść po zakończeniu kariery, może zagrać jeszcze w dawnym Stomilu, który dziś nazywa się OKS. Olsztyn wciąż bardzo mi się podoba. Nie ma korków, czas płynie wolniej, nie ma tego pośpiechu. Nie, nigdy nie będę warszawiakiem. Jestem przywiązany do rodzinnych stron.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.