Po 0:4 we Wrocławiu Górnik schodzi na ziemię

Piłkarze Górnika Zabrze zostali rozniesieni przez wrocławian. - Przegraliśmy 0:4, ale zawodnicy włożyli w ten mecz sporo wysiłku - usprawiedliwiał podopiecznych trener Adam Nawałka

Drużyna z Wrocławia po słabym początku sezonu i zmianie trenera (Orest Lenczyk zastąpił Ryszarda Tarasiewicza) z każdym występem zyskuje nie tylko punkty, ale i pewność, której przez długi czas jej brakowało. Widać to choćby po przypadku napastnika Vuka Sotirovicia, który wcześniej sytuacje marnował seriami, a teraz zamienia je na gole.

W spotkaniu z Górnikiem Serb zdobył swoją trzecią bramkę z rzędu, tym razem wykorzystując świetnie zagranie Waldemara Soboty. Sotirović Sebastiana Nowaka pokonał w 18. min, a wówczas Śląsk prowadził już 2:0. Wcześniej bowiem kolejnego gola przy Oporowskiej zdobył pomocnik Przemysław Kaźmierczak, który najlepiej odnalazł się w ogromnym zamieszaniu powstałym po dośrodkowaniu Sebastiana Mili.

Takich sytuacji Śląsk w meczu z Górnikiem miał zresztą mnóstwo, a w drugiej połowie kolejne dwie na bramki zamienił obrońca Piotr Celeban.

- Widzieliśmy, że Śląsk ma groźne stałe fragmenty gry, ale mimo to nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Próbowaliśmy kryć wrocławian i indywidualnie i strefą, ale za każdym razem nie wychodziło. Jak widać na pracę nad tym elementem powinniśmy poświęcić jeszcze więcej czasu - mówił po meczu załamany trener Nawałka.

Dla Śląska dobrze rozgrywane rzuty wolne i rożne stały się ostatnio znakiem rozpoznawczym bo pośrednio lub bezpośrednio po nich wrocławianie w ostatnich sześciu meczach zdobyli aż siedem bramek! Zwykle w takich sytuacjach dobrze dośrodkowuje Mila, a o piłkę w polu karnym walczą dobrze grający głową: Kaźmierczak, Celeban, Łukasz Gikiewicz czy Jarosław Fojut. - Na treningach robimy wszystko, by zawodnicy mieli jak największą szybkość i siłę. Skoczność jest wypadkową tych dwóch elementów i dlatego z Górnikiem wygraliśmy wiele pojedynków w powietrzu. Za tydzień jednak gramy z Ruchem Chorzów, a tam może być trudniej, bo chorzowianie od lat pracują tak jak my teraz, czyli metodami doktora Jerzego Wielkoszyńskiego - analizował trener Lenczyk.

Wrocławski szkoleniowiec konsekwentnie studzi jednak emocje kibiców i dziennikarzy, a na każdym kroku podkreśla, by mimo dobrych wyników nie popadać w niepotrzebną euforię. - W meczu z Górnikiem nie stało się nic, poza tym, że zagraliśmy dobre spotkanie. Wykorzystaliśmy szybko strzelone bramki i to, że zabrzanie musieli grać w ataku pozycyjnym. Mamy 16 punktów, a za tydzień jest szansa by mieć ich 19. Jeśli zawodnicy w zwycięstwo uwierzą tak jak dzisiaj, to ta szansa jest bardzo duża. Ja jednak muszę dbać o to byśmy znali swoje miejsce w szeregu. Jeżeli jest ono coraz bardziej pewne i stabilne to wypada się tylko cieszyć - zaznaczył najstarszy szkoleniowiec ekstraklasy.

Trener Nawałka nie miał złudzeń. - Od pierwszej minuty Śląsk kontrolował grę. Na początku drugiej połowy był fragment, w którym mieliśmy inicjatywę, ale Zahorski minimalnie pomylił się. W kolejnej akcji straciliśmy trzeciego gola. Przegraliśmy 0:4, ale zawodnicy włożyli w ten mecz sporo wysiłku. Jest to dla nas nauczka. Nie jesteśmy jeszcze drużyną, która walczyłaby o najwyższe cele. Musimy zejść na ziemię. - Każdy wysoki wynik jest zaskoczeniem. Jest w nas sportowa złość, uczucie niedosytu. Mamy przed sobą kolejny mecz i musimy przyjąć tę porażkę - dodawał. Zmartwienie szkoleniowca było tym większe, że kontuzji jeszcze w pierwszej połowie meczu doznali dwaj obrońcy Górnika: Michael Bemben i Adam Banaś.

Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 4:0 (2:0)

Bramki: 1:0 - Kaźmierczak (10), 2:0 - Sotirović (18), 3:0 - Celeban (80), 4:0 - Celeban (86).

Śląsk: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Spahić - Sobota (77. Ćwielong), Sztylka, Kaźmierczak, Mila - Sotirović (69. Jezierski), Gikiewicz (83. Gancarczyk).

Górnik: Nowak - Bemben (8. Pazdan), Jop, Banaś (36. Pietrzak), Magiera - Danch, Marciniak, Przybylski, Kwiek (64. Sikorski) - Wodecki, Zahorski.

Sędziował: Marcin Borski (Warszawa). Widzów: 8000.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.