Górnik zmiażdżony w Gdańsku przez Lechię

Zabrzanie szybko stracili niespodziewaną pozycję wicelidera. Łatwość, z jaką ogrywali ich rywale, była szokująca.

Sędziemu Pawłowi Raczkowskiemu dopiero za trzecim razem udało się rozpocząć mecz, bo piłkarze Górnika ruszali wściekle w stronę piłki, nim zdążyli ją rozegrać od środka lechiści. Nasz zespół bardzo chciał się zrewanżować za pucharową porażkę sprzed kilku dni. Energia szybko jednak uszła z zabrzan i w całym meczu byli jedynie bladym tłem dla gospodarzy. Najlepszym zawodnikiem Górnika mimo puszczenie pięciu goli, w tym pierwszego po wielkim błędzie, był bramkarz Adam Stachowiak.

W 17. min Stachowiak nie złapał piłki po niezbyt mocnym strzale Abdou Traore. Co prawda Górnik szybko wyrównał (gol nie powinien zostać uznany, bo Marcin Wodecki wcześniej dotknął piłkę ręką), ale od gola na 2:1 Marko Bajicia wyższość Lechii nie podlegała już żadnej dyskusji. Na grę gdańszczan patrzyło się z prawdziwą przyjemnością. Podopieczni Tomasza Kafarskiego zaprezentowali cały wachlarz efektownych zagrań. Łatwość z jaką ogrywali rywali była wręcz szokująca. Gdyby lechiści wykorzystali wszystkie stworzone sytuacje wynik byłby dwucyfrowy. W gdańskiej drużynie nie było słabych punktów, w Górniku nie pokazał się nikt.

Adam Nawałka, trener Górnika, przyznał, że Lechia była zdecydowanie lepsza. - Jest to bardzo zimny prysznic dla nas, zwłaszcza przed następnymi spotkaniami, w których przeciwnicy będą równie mocni. Pozostaje nam tydzień czasu na moralną odbudowę. Mecz z Lechią pokazał, że radosny futbol bez dyscypliny taktycznej, bez determinacji którą prezentowaliśmy do tej pory kończy się źle. Niektórym z moich zawodników zagotowały się głowy. Parę dni wcześniej przegraliśmy z Lechią w Pucharze Polski, wyciągnęliśmy wnioski, ale nie wcieliliśmy ich w życie. Graliśmy zupełnie odwrotnie niż powinniśmy. Jak na razie nie jestem w szoku, ale już niedługo mogę być, jeżeli nie wrócimy na właściwe tory. Wielu szybko okrzyknęło nas rewelacją ligi, ale widziałem w tym pewne niebezpieczeństwo. Piłka ma to do siebie, że jest nieprzewidywalna i jeżeli ktoś zgubi pokorę, to wychodzą wyniki jak w meczu z Lechią - ocenił szkoleniowiec.

Mariusz Jop, obrońca Górnika, również nie miał po meczu nadzwyczajnego humoru.

- Oczywiście jest nam wstyd za taki wynik. Nie często zdarzają się takie mecze. Niestety byliśmy gorszą drużyną i Lechia pokazała nam nasze słabe punkty. Tak się złożyło, że świetnie dysponowani gdańszczanie trafili na słabszy dzień Górnika. Stąd taka różnica bramkowa. Obserwując Lechię w poprzednich spotkaniach widać było, że stwarza sobie mnóstwo sytuacji, ale ma problem ze skutecznością. W meczu z nami się przełamali, chociaż poza strzelonymi bramkami, mieli jeszcze mnóstwo sytuacji. Nie ma jednak co przesadzać, że wynik 1:5 to najmniejszy wymiar kary.

Rozmowy po meczu

Mariusz Jop, obrońca Górnika: Oczywiście jest nam wstyd za taki wynik. Nie często zdarzają się takie mecze. Niestety byliśmy gorszą drużyną i Lechia pokazała nam nasze słabe punkty. Tak się złożyło, że świetnie dysponowani gdańszczanie trafili na słabszy dzień Górnika. Stąd taka różnica bramkowa. Obserwując Lechię w poprzednich spotkaniach widać było, że stwarza sobie mnóstwo sytuacji, ale ma problem ze skutecznością. W meczu z nami się przełamali, chociaż poza strzelonymi bramkami, mieli jeszcze mnóstwo sytuacji. Nie ma jednak co przesadzać, że wynik 1:5 to najmniejszy wymiar kary.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.