Akcje Odry na sprzedaż. Trafią do Czechów?

Zarząd stowarzyszenia MKS Odra Wodzisław podjął w poniedziałek uchwałę o zbyciu większościowego pakietu akcji klubu. Najbardziej zainteresowany ich nabyciem jest czeski udziałowiec klubu - firma Rovina z Hulina

Ofertę skierowano do wszystkich dotychczasowych akcjonariuszy. - My chcemy pozbyć się długów, a klub ma mieć akcjonariusza, który wyprowadzi na prostą sprawy organizacyjne - wyjaśnia Marian Oślizło, szef stowarzyszenia, które dysponuje 58 proc. akcji klubu. Większościowy udziałowiec spółki Odra SA jednomyślnie zdecydował się na sprzedaż 48-procentowego pakietu, chcąc zachować wpływ jedynie na ewentualne zmiany statutowe.

Pakiet został wyceniony na kwotę minimum 1,3 mln zł. Czyli dokładnie tyle, ile wynosi znajdujący się w rękach czeskiego akcjonariusza Zdenka Zlamala tzw. dług Połczyńskiego. Przypomnijmy, że powstał on w wyniku przegranego przez Odrę procesu sądowego z menedżerem byłego piłkarza klubu Mariusza Nosala. - Oficjalnie tylko Zlamal chce nabyć te akcje. Jeśli faktycznie on stanie się jedynym nabywcą, to wystarczy, by anulował nam dług, i automatycznie wejdzie w posiadanie całego pakietu - przyznaje Oślizło.

Szef stowarzyszenia chce również, by potencjalny właściciel akcji zobowiązał się do spłaty zadłużenia stowarzyszenia wobec skarbu państwa (240 tys. zł zaległości w urzędzie skarbowym). - Od dawna stoimy pod ścianą, ale jeśli zarząd spółki nie potrafi zabezpieczyć bieżącej działalności, to pozostało mu tylko ogłoszenie upadłości. A tego my nie chcemy brać na siebie - wyjaśnia prezes stowarzyszenia.

Co na to Andrzej Rojek, posiadający, podobnie jak Zlamal, pakiet 20 proc. akcji klubu? - Byłbym zainteresowany kupnem tych akcji tylko w przypadku, gdyby miał je nabyć złodziej lub oszust. Jeśli Czesi są tak bardzo zdeterminowani, to pewnie oni je kupią. Może w końcu się okaże, dlaczego tak bardzo im na tym zależy - mówi Rojek.

Sytuacja Odry po spadku z ekstraklasy i odcięciu od głównego źródła finansowania, jakim były wpływy z Canal+, stała się dramatyczna. Klub jest poważnie zadłużony (ponad 6 mln zł), a na horyzoncie nie widać żadnych sponsorów. - Mieliśmy nadzieję, że osoba pana Kozielskiego na stanowisku szefa klubu coś zmieni na lepsze. Niestety, nie znalazł on nikogo z zewnątrz, kto mógłby pomóc, a stało się tak wskutek trwającego sporu w klubie - uważa Oślizło.

Dariusz Kozielski, prezes zarządu klubu, nie obawia się o swoją przyszłość na fotelu prezesa. - Nie mam z tym problemu. O swoją posadę się nie boję. Jak Czesi chcą, niech ją sobie biorą. Od dawna im to mówię - uśmiecha się prezes.

- Nam Darek nie przeszkadza. Potrzebujemy każdego, kto chce pracować. Problemem dla nas był Serwotka, nie Kozielski - przekonuje reprezentujący czeskiego udziałowca Andrzej Surma.

Akcjonariusze mają się określić do końca tego tygodnia. - Jeśli są świadomi powagi sytuacji, powinni natychmiast podjąć decyzję. Podpieranie się dwumiesięcznym terminem wynikającym z kodeksu spółek będzie oznaczało działanie na szkodę klubu - uważa Oślizło.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.