Odrę Wodzisław czeka czas rozliczeń

Po fatalnej porażce ze Śląskiem Wrocław, która nieuchronnie przybliża wodzisławian do pierwszej ligi, właściciele i włodarze Odry powoli szykują się do zmian w klubie.

- Nie mam zamiaru cytować klasyków, ale dopóki piłka w grze... Matematycznie zostało nam 1,5 proc. na utrzymanie, czyli jeszcze można - mówi prezes Odry Ireneusz Serwotka.

Patrząc realnie, chyba jednak czas zacząć oswajać się z pierwszoligową rzeczywistością. I pewne ruchy w tym względzie mają już miejsce. Przedstawiciele czeskiej strony zapowiedzieli złożenie wniosku o zwołanie walnego zebrania wyborczego w spółce Odra SA, które miałoby się odbyć zaraz po sezonie. - Czesi absolutnie nie mają zamiaru wycofywać się z klubu. Więcej, chcą aktywnie go wspierać, bo mają coś do udowodnienia - przekonuje Andrzej Surma, pełnomocnik firmy Rovina (właściciela 20 proc. akcji). - Zwołanie walnego to nic nadzwyczajnego. I tak zgodnie ze statutem miało się odbyć do końca czerwca - wyjaśnia prezes.

Intencje Czechów nietrudno odczytać - żądają zmian w zarządzie i radzie nadzorczej klubu. - To pan Serwotka jest grabarzem Odry. Doprowadził do tego, co się stało, przetrzymując w nieskończoność na ławce trenerskiej Wieczorka, a potem stawiając na Moskala - twierdzi Surma.

- Jaka jest wiarygodność człowieka reprezentującego osobę, na którą złożono doniesienie w prokuraturze w związku ze sfałszowaniem umowy reklamowej? Narobili rozróby w naszym klubie i teraz jeszcze głowę podnoszą? - dziwi się Serwotka.

Andrzej Rojek, drugi z udziałowców i przewodniczący RN: - Być może przyda się lekkie otrzeźwienie tym, którzy chcieli bardziej szkodzić, niż pomagać. Ja z ludźmi, którzy grali nieczysto, w jednym gremium zasiadać nie zamierzam i dlatego będę wnioskował o ich odwołanie. Albo zrezygnują honorowo, albo niech pan Zlamal wytypuje nowych ludzi - domaga się Rojek.

Dysponujący większościowym pakietem akcji klubu Dariusz Kozielski apeluje o rozsądek. - Po pierwsze, to ja wciąż wierzę w utrzymanie! Trzeba wierzyć. Nawet gdyby został tylko promil szans - zastrzega członek zarządu klubu. - Chciałbym się w niedzielę obudzić w ekstraklasowej rzeczywistości, ale potrafię też sobie wyobrazić Odrę w innej scenerii ligowej - twierdzi Kozielski.

Jego zdaniem właśnie teraz nadchodzi test prawdy dla wszystkich zainteresowanych klubem stron. - Następnego dnia po sezonie konieczna jest rzeczowa rozmowa z właścicielami i przede wszystkim z miastem, które dawno wypięło się na sport w Wodzisławiu. Rozliczeń pewnie nie unikniemy, chociaż ja wolę kompromisy - mówi działacz, który sprowadził zimą armię zaciężną do Odry.

W razie spadku pewnie wszyscy najemnicy opuszczą klub. Niewykluczone też, że straty dotkną grupy kilku doświadczonych ligowców. Trudno przewidzieć, czy w Wodzisławiu zostanie trener Brosz. - Trzeba będzie się poważnie zastanowić, czy budujemy drużynę młodą, czy próbujemy powalczyć o ewentualny powrót do elity. W pierwszej lidze nie ma wirtuozerii, tylko walka, dlatego bez wiedzy i mądrości przy doborze ludzi odpowiednich do tego zadania ani rusz. Teraz działałem bardziej jak strażak - przyznaje Kozielski.

Potencjalna degradacja to również znacznie uszczuplona klubowa kasa, oparta głównie o wpływy z Canal+ - Byłbym zadowolony, gdybyśmy w pierwszej lidze mieli budżet na poziomie trzech milionów - ocenia Kozielski, ale nie tragizuje. - Przyszłość Odry nie musi rysować się w czarnych barwach. Klimat do piłki tu jest, tylko musimy stanąć na wysokości zadania. Szczególnie czekam na tych, którzy tyle mówili o pomocy, a skończyło się na deklaracjach - mówi Kozielski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.