Szczęście opuściło Odrę, będzie chyba spadek

To niewiarygodne, ale po porażce ze Śląskiem Wrocław już tylko cud może uchronić Odrę przed spadkiem z ekstraklasy! - Jesteśmy w piekle - przyznaje Aleksander Kwiek, pomocnik wodzisławskiego zespołu.

Na stronie internetowej Odry działa specjalny zegar, który odmierza czas, jaki wodzisławski klub spędził w ekstraklasie. We wtorek wskazywał dokładnie 13 lat, 9 miesięcy i 14 dni. Wkrótce ten zegar może się jednak... zatrzymać. Aby pozostać w ekstraklasie, Odra musiałaby pokonać w ostatniej kolejce wciąż mającą szansę na mistrzostwo Polski Wisłę w Krakowie i liczyć na korzystne wyniki na innych stadionach. - Powalczymy do końca - obiecywali piłkarze Odry, ale bez większego przekonania.

Odra spadnie? Dla wielu osób to rzecz niewyobrażalna. Wodzisławską drużynę od początku jej występów w ekstraklasie zawsze wymieniało się w gronie murowanych kandydatów do spadku. Zawodnicy Odry sprawiali jednak psikusa fachowcom i w każdym kolejnym sezonie - zazwyczaj w niezwykle emocjonujących okolicznościach - zapewniali sobie utrzymanie. Mecz ze Śląskiem to była kolejna idealna okazja do udowodnienia, że Odra najlepiej sobie radzi, gdy - wydawałoby się - jest już w beznadziejnej sytuacji.

Spotkanie zdecydowanie lepiej zaczęli jednak goście z Wrocławia. Oni też nie byli przecież pewni utrzymania i Odrze nie mogli odpuścić. Doskonałą okazję do wyprowadzenia swojego zespołu na prowadzenie miał Vuk Sotirović, ale serbski napastnik fatalnie spudłował. Z czasem przewagę zaczęła zdobywać Odra. W grze zespołu Marcina Brosza widać było jednak olbrzymią nerwowość. Kłębkiem nerwów był też sam szkoleniowiec. Gdy obrońca Śląska Dariusz Sztylka ściął wychodzącego na czystą pozycję Gruzina Kobę Szalamberidze i nie zobaczył za to nawet żółtej kartki, wyglądało na to, że Brosz wbiegnie na murawę i zrobi arbitrowi krzywdę. W ostatniej chwili trenerowi udało się jednak opanować emocje.

Z każdą upływającą minutą meczu wrocławianie grali coraz bliżej swojej bramki. Nie było w tym zresztą nic dziwnego, bo dla nich jeden zdobyty punkt był w pełni satysfakcjonujący. Dla Odry było to już jednak zdecydowanie za mało. Stadion w Wodzisławiu eksplodował więc z radości, gdy na początku drugiej połowy gospodarze objęli prowadzenie. Po wrzutce Brasilii z rzutu wolnego, gola strzałem z bliskiej odległości zdobył Marcin Dymkowski.

Radość w obozie Odry była równie wielka, co krótka. Sprawy w swoje ręce wziął lider Śląska, Sebastian Mila, który płaskim strzałem zza pola karnego doprowadził do wyrównania.

Stracony gol wybił Odrę z rytmu. Brosz próbował ratować sytuację, dokonując zmian w składzie. Z boiska ściągnął kreowanego na lidera zespołu Mauro Cantoro. Argentyńczyka być może ta decyzja rozzłościła, bo opuścił plac gry nie przybijając "piątki" ani wchodzącemu za niego Robertowi Kolendowiczowi, ani trenerowi. Decyzja Brosza była jednak słuszna, bo to po akcji Kolendowicza padł drugi gola dla Odry. Jego autorem był Brazylijczyk Daniel Bueno.

Dopisanie trzech punktów Odrze było jednak przedwczesne, bo stan meczu wyrównał Sotirović, wykorzystując nieudaną pułapkę ofsajdową Odry. W końcówce meczu Serb dobił gospodarzy, strzelając im trzeciego gola. Podłamany Brosz aż przyklęknął przy swojej ławce...

Szkoleniowiec szybko wpuścił na boisko trzeciego napastnika - Jakuba Grzegorzewskiego. Efekt był taki, że po chwili Arkadiusz Onyszko przepuścił czwartego gola. - Sposób, w jaki tracimy bramki, to jakaś... pornografia! Wszyscy stoją i się patrzą, nikt nie biegnie do rywala - pieklił się Onyszko.

Wrocławianie byli pijani ze szczęścia. Wygrywając w Wodzisławiu zapewnili sobie utrzymanie, odnieśli pierwsze zwycięstwo na wiosnę i przerwali roczną serię bez wygranej na wyjeździe. - Mimo, że dwukrotnie przegrywaliśmy, umieliśmy się podnieść. Byliśmy dziś prawdziwą drużyną - radował się Mila.

Po meczu wodzisławscy kibice gorąco... dziękowali swoim piłkarzom i skandowali nazwisko Brosza. - Powiem tylko, że powalczymy z Wisłą w następnym meczu, i że bardzo dziękuję kibicom za ich dzisiejsze zachowanie - mówił trener Odry.

Nawet jego piłkarze nie wierzą już jednak w sukces. - Mecz ze Śląskiem to była dla nas ostatnia szansa. Szkoda, że w Wodzisławiu nie będzie już ligi - wyrwało się Dymkowskiemu.

Odra Wodzisław 2 (0)

Śląsk Wrocław 4 (0)

Bramki: 1:0 Dymkowski (55.), 1:1 Mila (62.), 2:1 Bueno (73.), 2:2 Sotirović (76.), 2:3 Sotirović (84.), 2:4 Mila (87.)

Odra: Onyszko - Velicky Ż, Dymkowski, Malinowski, Luksik Ż (86. Grzegorzewski) - Piechniak, Kwiek, Cantoro (70. Kolendowicz), Brasilia, Szalamberidze Ż (55. Chmiest) - Bueno.

Śląsk: Kelemen - Wołczek, Pawelec, Sztylka, Spahić - Szewczuk (90+3. Gancarczyk), Łukasiewicz, Dudek, Mila, Ćwielong (60. Madej) - Sotirović.

Sędziował: Adam Lyczmański (Bydgoszcz).

Widzów: 4500.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.