Odra wyleczona z warszawskiego kompleksu

Niewiarygodny mecz w Wodzisławiu. Grając najsłabsze spotkanie w sezonie, piłkarze Ryszarda Wieczorka pokonali kandydata do tytułu mistrzowskiego. - Mieliśmy kupę szczęścia! - przyznał kapitan Odry Marcin Malinowski

Piłkarze Odry sami nie mogli uwierzyć w to, czego dokonali. Wygrać mecz, w którym rywal ma tak przygniatającą przewagę, to rzeczywiście niebywała sztuka. - Nie graliśmy za pięknie, to fakt. Ale za to jaką mieliśmy skuteczność - żartował pomocnik Odry Piotr Piechniak. - Szczęście? Ono przecież sprzyja lepszym - dodawał.

Jeszcze bardziej zadziwiająca była jednak regularność, z jaką Legia marnowała dogodne sytuacje w tym spotkaniu. Warszawianie już do przerwy mogli prowadzić różnicą co najmniej trzech bramek, ale ani Sebastan Szałachowski, ani też Marcin Mięciel, który w przeszłości bezlitośnie katował Odrę (w sumie cztery strzelone gole na Bogumińskiej), nie potrafili prawidłowo ustawić swojej stopy. - Brak szczęścia? W żadnym wypadku. Tutaj wyszedł brak umiejętności! - nie znajdował usprawiedliwienia dla nich szkoleniowiec Legii Jan Urban.

Odra do przerwy grała fatalnie. Sporo dziecinnie łatwych strat notowali zwłaszcza Marcin Malinowski w środku pola oraz Robert Kłos na prawej flance. Zupełnie bezproduktywny był też weteran Jan Woś. Wysunięty na szpicy Brazylijczyk Daniel Bueno, jeśli dostawał jakiekolwiek podania, to z reguły za plecy. Harujący jak wół po lewej stronie boiska Marcin Wodecki miał nikłe wsparcie w swoich dynamicznych akcjach.

- Wyszliśmy na boisko jak trafieni obuchem. W przerwie w szatni było dosyć "treściwie". Widać to pomogło, bo potem wyraźnie się otrząsnęliśmy - mówił Malinowski.

Dobrą zmianę dał Aleksander Kwiek, który wszedł za Wosia i uporządkował grę w środku pola. - Należa mu się szczególne słowa pochwały. Olek bardzo przeżywał nieudany występ przeciwko Polonii Bytom, kiedy miał nogi jak z waty i grał jak sparaliżowany. Dzisiaj świetnie neutralizował grę Legii w drugiej linii - komplementował pomocnika trener Wieczorek.

Król Brożek odchodzi, ale z hukiem wrócił Matusiak Ataki gości nadal jednak nie słabły, ale lepsze okazje legioniści mieli po stałych fragmentach gry. Akcja z 65. min meczu na dobre utwierdziła wodzisławian, że w tym dniu do bramki Adama Stachowiaka już nic nie ma prawa wpaść. Po rzucie rożnym Macieja Iwańskiego, obrońca Legii Artur Jędrzejczyk trafił strzałem głową w słupek, a rozpaczliwie interweniujący defensor Odry Marcin Dymkowski zrobił po chwili... to samo!

Gol wisiał w powietrzu, ale ku zaskoczeniu wszystkich strzeliła go Odra! Jego autorem był Piechniak, który wygrał pojedynek powietrzny z Marcinem Komorowskim i z 11 metrów wpakował piłkę do siatki. - Już wcześniej kilka razy schodziłem na wolne pole, a koledzy mnie nie dostrzegali. Dobrze, że chociaż ten raz Marcin Malinowski mnie zauważył - narzekał z uśmiechem Piechniak, dla którego było to drugie trafienie w sezonie.

Pomimo nerwowej końcówki spotkania (sędzia doliczył jeszcze cztery minuty), wodzisławianie nie dali już sobie wydrzeć sensacyjnego zwycięstwa. Odra powoli zaczyna leczyć się z warszawskiego kompleksu. Po latach wiecznych porażek na swoim boisku, przyszła druga z rzędu wygrana.

Piłkarze Wieczorka mieli za zadanie zdobyć w meczach z Lechią oraz Legią cztery punkty, wywalczyli zaś sześć. Inaczej z posadą miał się pożegnać trener. - Jeśli jakiekolwiek ultimatum ma w taki sposób skutkować, to ten bacik może wisieć nad nami cały czas - skwitował Malinowski.

Odra Wodzisław - Legia Warszawa 1:0 (0:0)

Bramki: 1:0 Piechniak (75.)

Odra: Stachowiak - Kłos, Dymkowski, Kowalczyk (63. Markowski), Kokoszka - Piechniak, Kuranty, Malinowski Ż, Wodecki (86. Chwalibogowski Ż) - Woś (55. Kwiek) - Bueno.

Legia: Mucha - Rzeźniczak, Jędrzejczyk, Astiz Ż, Komorowski - Radović (46. Paluchowski), Giza, Iwański (68. Borysiuk), Rybus - Szałachowski - Mięciel (83. Smoliński).

Sędziował: Paweł Gil (Lublin). Widzów: 4800.

Copyright © Agora SA