Czescy inwestorzy Odry w defensywie

Andrzej Surma, który przyciągnął do klubu z Wodzisławia inwestorów z Czech, został niespodziewanie odwołany ze swojej funkcji. Akcjonariusze zza południowej granicy są tą decyzją zawiedzeni.

- Dla mnie sygnał jest czytelny: pan Surma zapłacił głową za to, że był za bardzo otwarty na współpracę z nami - uważa członek rady nadzorczej klubu Czech Marek Zdrahal.

To dzięki Surmie udało się przyciągnąć do klubu czeskich kontrahentów. Najpierw wyłożyli oni na klub pieniądze z tytułu umowy reklamowej, a następnie zakupili 20 proc. akcji spółki, których właścicielem było stowarzyszenie MKS Odra, na czele którego stał Surma.

Przedsiębiorca stał w opozycji do prezesa spółki Ireneusza Serwotki i głośno domagał się większego udziału Czechów we władzach klubu. W piątek zarząd stowarzyszenia odwołał go z zajmowanego stanowiska. - Źle się stało - mówi Karel Possinger, czeski menedżer, który dzięki czeskiemu akcjonariatowi znalazł się w radzie nadzorczej spółki. - Była to celowa zagrywka mająca służyć ograniczeniu naszych działań - uważa Possinger.

- Co było powodem odwołania Surmy? - pytamy prezesa Serwotkę. - Były zastrzeżenia do pracy pana Surmy. Mogę się tylko domyślać, że zaważył fakt, iż celowo nie poinformowano członków stowarzyszenia o walnym zebraniu. Relacje między spółką a stowarzyszeniem nie były najlepsze, ale to nie ma nic wspólnego z suwerenną decyzją zarządu stowarzyszenia - przekonuje Serwotka.

Andrzej Rojek, przewodniczący rady nadzorczej Odry SA, który nigdy nie szczędził Surmie krytyki, jest zadowolony z takiego rozstrzygnięcia. - Dla mnie intencje Czechów od początku były niejasne, a Surma ich mocno wspierał. Kto w Polsce jest w stanie zarobić na piłce? Tylko menedżerowie. Być może przez osobę Possingera Czesi wierzyli, że im to się uda kosztem Odry - spekuluje Rojek, który jest właścicielem także 20-proc. pakietu akcji klubu.

Czy Czesi zamierzają wycofać się z inwestowania w Odrę? - Na dziś to niemożliwe. Ale jesteśmy już naprawdę zmęczeni przepychankami w klubie - przyznaje Possinger.

Odwołany prezes Surma nie chciał komentować sprawy. - Proszę wybaczyć, ale jestem bardzo zajęty - rzucił zdenerwowany.

Jeden z członków zarządu stowarzyszenia tak relacjonuje anonimowo "Gazecie" okoliczności, w jakich doszło do odwołania Surmy: - Prezes chciał zamienić walne zebranie członków stowarzyszenia w wojnę personalną. Miał przygotowane sprawozdanie z działalności klubu, które szkalowało poprzednie zarządy klubu. Kogo? Wiem na pewno, że w ogóle nie dotyczyło to prezesa Serwotki. Surma zdecydował się na taki krok, bo sam obawiał się, że komisja rewizyjna nie pozostawi na nim suchej nitki i doprowadzi do jego odwołania. Jako że nie chciał nam przedstawić treści tego sprawozdania, uznaliśmy, że dla dobra klubu zasadne będzie odwołanie prezesa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.