Ekstraklasa. Lech - Legia 1:2. Jasna strona ligi

Częstym następstwem hitów kolejki Ekstraklasy jest mniejsze lub większe rozczarowanie u oglądających, spowodowane niskim poziomem spektaklu i zachowawczą taktyką przyjętą przez oba zespoły. Choć mecz Lecha z Legią rozkręcał się stopniowo, końcowy efekt był dobrą reklamą naszej ligi. Co szczególnie mogło się w tym meczu podobać?

1. Otwarta gra

Choć ciężko określić futbol uprawiany przez oba zespoły w tym meczu mianem radosnego, tak jednak docenić należy, że trenerzy nie postawili na murowanie własnej bramki. W momencie, gdy nadarzała się dobra okazja do przeprowadzania działań zaczepnych i Lech i Legia angażowały większą liczbę zawodników w ofensywę. W efekcie udało się uniknąć tego, czego obawiano się przed meczem, czyli partii szachów i mnóstwa gry w środku pola.

2. Pressing Lecha

Niezależnie od tego, z kim przychodzi się Lechowi mierzyć, pozostają oni wierni swojej filozofii opartej na szybkim pressingu po stracie piłki. Działało to nawet na tak dobrze wyszkolonych technicznie zawodników, jakich ma Legia. Efekt? 20 strat warszawiaków na własnej połowie, przy ledwie 6 popełnionych przez gospodarzy. Mimo stosunkowo wysokiego jak na siebie posiadania piłki (sięgającego w końcowym kwadransie pierwszej połowy 67%), nadal poznaniacy wyprowadzali akcje szybko, nawet za cenę strat. Co trzecie podanie atakujące Lecha było niecelne, stanowiło jednakże dobrą okazję do uruchomienia pressingu.

3. Dostosowanie się Lecha do sytuacji

Lech sprawnie reagował na wydarzenia boiskowe. W momencie, gdy kontrolę nad meczem zaczął przejmować Odjidja-Ofoe, natychmiast zagęszczono bardziej środek pola. Skutecznie wyłączono z gry Guilherme poprzez ograniczanie mu miejsca do minimum. Przez to przez cały mecz zdołał wygrać tylko jeden (!) pojedynek. Niewiele lepiej poczynali sobie Radović i Kopczyński. Spowodowało to wiele problemów z wyprowadzaniem akcji przez Legię i przyczyniało się do wielu strat.

4. Rozprowadzanie akcji przez Moulina

W obliczu pressingu Lecha najaktywniejszą postacią w środku pola Legii był Moulin. Wiele razy brał on na siebie ciężar rozprowadzania akcji. Nawet jeśli ciągłe ataki rywali niekoniecznie pozwalały mu na precyzję przy rozgrywaniu, nadal zagrał zdecydowanie najwięcej podań atakujących (40), w tym dwa kluczowe. Równie istotny jest przy tym fakt, że w całym zespole Legii to on najlepiej utrzymywał się przy piłce pod presją. Przy dużej aktywności zanotował tylko 5 strat i wygrał 65% pojedynków.

5. Odidja-Ofoe z piłką przy nodze

Największa gwiazda Legii, choć w tym meczu była pieczołowicie pilnowana i często ograniczano jej miejsce do minimum, nadal potrafił uczynić z tego atut. Choć z rozgrywaniem miał duże problemy (ledwie 57% podań celnych), był w stanie skupiać na sobie uwagę rywala, utrzymywać się przy piłce pod presją, a nawet stworzyć przewagę akcją indywidualną, wygrywając osiem dryblingów. Widać było jego duże doświadczenie w meczach na większej intensywności, nawet przy spotkaniu toczonym na bardzo wysokim jak na polskie warunki tempie, bez trudu potrafił się do niego dostosować.

Wynik wbrew logice

Jak widać, to co najlepsze Legia zawdzięcza odpowiedniemu wykorzystaniu przez Jacka Magierę dostępnych indywidualności. Przez długi czas jednak Lechowi udawało się dość dobrze neutralizować poczynania warszawiaków, samemu prezentując się bardzo dobrze na ich tle. Dość mocno przypominało to starcie Legii z Lechią, kiedy to gdańszczanie zostawili po sobie lepsze wrażenia, a jednak po własnych błędach kończyli mecz bez zdobyczy punktowej. Oba te spotkania pokazują jednak, że Legia nie jest zespołem nie do pokonania i jeśli jej rywale będą w stanie powtórzyć dobre występy, walka o mistrzostwo może jeszcze przybrać ciekawy obrót.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.