Piotr Reiss: Oczywiście, nie mogłoby być inaczej.
- Myślę, że Lech ma duże szanse na zwycięstwo. Ten rok zaczął wyśmienicie. I pod względem zdobyczy punktowych, i stylu gry. Mam nadzieję, że po niedawnym małym kryzysie nie ma już śladu. Były dwa mecze bez gola, ale po nim drużyna zagrała już bardzo pewnie w Pucharze Polski i zwycięstwem się przełamała. Moim zdaniem przeciw Legii Lech potwierdzi, że jest tej wiosny bardzo mocny. Liczę nie tylko na wygraną, ale też na bardzo dobry występ "Kolejorza". Stawiam, że wygra 3:1.
- To prawda, jedyna wpadka była z Górnikiem Łęczna, ale on akurat miał bardzo dobry moment, było widać, że zespół Franciszka Smudy rośnie. Nie udało się wygrać, trudno. Ważne, że chyba nikogo nie wybiło to z rytmu, że Lech szybko dał sygnał, że dalej chce robić swoje.
- Oczywiście, że ta seria się skończy, może nawet już w niedzielę. Ale Lech jest też bardzo dobry w ofensywie. Nie wygrywał po 1:0, mocno atakował i konkretnie punktował swoich przeciwników. Jest moc z przodu, jest pomysł, jest skuteczność. Moim zdaniem nawet jak z Legią lechici bramkę stracą, to i tak powinni strzelić chociaż o jedną więcej niż przeciwnicy.
- To prawda, w Lechu są napastnicy, którzy regularnie strzelają, a Legia w ostatnich spotkaniach grała bez nominalnego napastnika. W tej roli występował Michał Kucharczyk, czyli skrzydłowy. I dzięki temu mieliśmy dowód słabości polskiej ligi. Legia gra praktycznie bez napastnika, a wygrała cztery ostatnie mecze. Mam nadzieję, że Lech nie pozwoli jej na kolejne zwycięstwo, że pokażę, jak to jest naprawdę z jej siłą ofensywną.
- Nie chcę mówić o strategii Legii. Ostatnio dzieją się w niej różne dziwne rzeczy. Również dotyczące zarządu, praw właścicielskich do klubu. Nie chcę w to wnikać, to nie moje sprawy. Szczerze powiem tylko tyle, że życzę Legii, żeby sobie szybko ze wszystkim poradziła. Dla dobra polskiej piłki.
- Nie ma różnicy na kogo postawi trener Bjelica. Lech ma bardzo silną ławkę rezerwowych. Napastnicy pokazują, że wchodząc z ławki potrafią zdobywać bramki. Wierzę, że trener ma taką strategię w głowie, że wystawiony skład zrobi dobrą robotę, a zmiany jeszcze coś dodadzą i ten kto wejdzie z ławki, pomoże uzyskać jeszcze lepszy wynik.
- Lubię podkręcać atmosferę, nikt nie lubi nudnych wywiadów (śmiech). Zawsze przed meczami z Legią chciałem powiedzieć coś, co wszyscy będą komentować. Inna sprawa, że nie twierdzę, że Lech ma gorszy zespół od Legii, jak uważa większość. Ba, nawet śmiem twierdzić, że na papierze Lech jest zdecydowanie lepszy. I wierzę, że udowodni to na boisku.
- Lech ma szerszą i bardziej wyrównaną kadrę. W Legii jest dwóch-trzech zawodników, których wyjęcie z niej sprawiłoby, że trudno byłoby zestawić zespół. Natomiast w Lechu długo brakowało Szymona Pawłowskiego, czyli człowieka, od którego w zeszłym sezonie drużyna była bardzo uzależniona, no i teraz jego brak wcale nie okazał się osłabieniem. Siła Lecha polega dziś na tym, że każdy wie, co ma robić i potrafi wskoczyć w czyjeś miejsce, nie tylko go zastąpić, ale dać coś nowego.
- Zdecydowanie, wzmocnień wielkich nie było, ale skład jest równy, stabilny, a trener tak to poukładał, że każdy zna swoje miejsce i wierzy, że jest potrzebny.
- Myślę, że tak. Magiera przejął zespół po fatalnym wręcz okresie. I gra, i zestawienie Legii, i atmosfera wokół niej - wszystko było trudne do zniesienia po pierwszych tygodniach sezonu. Bjelica też musiał wiele rzeczy ułożyć po swojemu. Obaj wykonują bardzo dobrą pracę, a do tego obaj są fajnymi facetami. I z jednym, i z drugim chętnie poszedłbym na piwo. Żaden nie chodzi z głową w chmurach, to normalni, bardzo przystępni ludzie, dlatego chce się im kibicować.
- Takie rzeczy zawsze miło powspominać, bo prawda jest taka, że świetnie pamiętam każdego gola strzelonego Legii i na Bułgarskiej, i na Łazienkowskiej. One dały mi mnóstwo radości, a chyba najwięcej jednak te dwa z pierwszego meczu finału Pucharu Polski [w 2004 roku]. U siebie wygraliśmy 2:0, w rewanżu obroniliśmy przewagę [było 1:0 dla Legii], później była piękna feta.
- Tego incydentu już nawet nie pamiętam. Naprawdę. Zapamiętałem zwycięstwo i późniejszą radość. Była podobna jak po tym 3:0 u nas z 1998 roku. Bardzo miło było strzelić trzy drużynie, do której nienawiść wpajano mi od lat dziecięcych. Byłem wtedy jeszcze młodym chłopakiem, bardzo przeżywającym swoją pozycję w Lechu, klubie, który od zawsze kochałem. Życzę takiego przeżycia każdemu wychowankowi.
- To się wzięło z dawnych lat, moich dziecięcych właśnie. Pamiętam finał Pucharu Polski z 1980 roku, z Częstochowy. Lech przegrał aż 0:5, jedną z bramek strzelił mu Mirosław Okoński. Legia go zabrała, korzystając z tego, że musiał pójść do wojska. Tak zabierała najlepszych piłkarzy wszystkim klubom i dlatego trudno było ją lubić. A po tym finale doszło do ekscesów, wręcz wojny między kibicami. Mnie tam nie było, ale znam to z opowiadań taty. Media te zajścia tuszowały, wszystko było tłumione, ale tam zginęli ludzie. Po tym zaczęła się prawdziwa nienawiść.
- Oczywiście, że to wielkie, mocne słowo. Legii nie lubię, tak zostałem wychowany, ale jako zawodowy sportowiec musiałem mieć szacunek dla przeciwnika. Szacunek dla piłkarzy i kibiców Legii mam cały czas. Cieszę się, że są mecze Lech - Legia i nawet chciałbym, żeby rywale się nie lubili, ale nienawiść jest zła. Te spotkania nie muszą być na śmierć i życie. Legia zawsze będzie przeciwnikiem, z którym szczególnie będzie się chciało wygrywać, ale zachęcam do zachowania pewnego dystansu.
- To wypowiedzi pod publiczkę. Chciałbym widzieć tego zawodnika, jak dobrze gra dla Lecha, a nie słuchać, jak udziela takich wywiadów.